-Marco? Wstałeś? Musimy jechać do lekarza!-Karo krzyknęła A ja podawałam śniadanie.
Kiedy Marco dowiedział się, że Karolina to jego dziewczyną chciał by z nami zamieszkała. Jego mieszkanie i ma prawo robić i zapraszać kogo chcę.
Od jego wyjścia ze szpitala minął miesiąc i od tego samego czasu przyjmuje chemię. Zmizerniał w oczach. Włosy zaczęły mu wypadać blady bardziej niż zwykle. Jestem silna dla niego ale w nocy nie raz płakałam kiedy widziałam łzy w niebieskich oczach.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam drzwi za którymi stał znany chłopak.
-Cześć Marika.
-Hej Felix. Co Ty tu robisz?
-Mario nie mógł dziś z wami jechać i mnie przysłał.
-Zostawiłeś Mario samego?!-zdenerwowana złapałam się za głowę.-Felix. Jedź z Marco i Karo a ja jadę do Twojego brata.
Szybko ubrałam sweterek i wyszłam. Nie powinnam prowadzić bo Nie mam prawa jazdy Ale w tym momencie nie było to dla mnie ważne. Bałam się, że Niemiec może sobie coś zrobić.
Stałam pod drzwiami wielkiej białej willi, chyba największej w Dortmundzie czekając aż dwudziestocztero latek otworzy drzwi. Z każdą minutą niepokoiłam się coraz bardziej. Odruchowo złapałam za klamkę a dębowe drzwi się otworzyły.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie było tam żadnej żywej duszy. Po chwili usłyszałam kroki z góry. Spojrzałam na schody i zobaczyłam chłopaka w samym ręczniku owiniętym dookoła bioder. Z włosów kapały kropelki wody co znaczyło o tym, że szatyn brał prysznic.
Kiedy mnie zobaczył poślizgnął się i spadł na podłogę. Nie było by to śmieszne Ale spadł mu ręcznik.
Starając się nie patrzeć na strategiczne miejsce, ze śmiechem próbowałam pomóc mu wstać. Kiedy zorientował się, że podczas upadku zgubił ręcznik ponownie upadł i szybko zakrył klejnoty rodowe.
-Przepraszam. Może zanim Cię o cokolwiek spytam pójdę się ubrać.
- Okej. Będę w kuchni.
-Spoczi.
Wiedziałam, że Götze szybko nie zejdzie więc postanowiłam zrobić mu śniadanie. Jest za leniwy na zrobienie czegokolwiek. Zdecydowałam się na naleśniki.
Przygotowałam wszystkie potrzebne składniki i wzięłam się za moje popisowe danie.
-A co tak ładnie pachnie?-usłyszałam chłopaka kiedy ściągałam ostatniego naleśnika.
-Wątpię, że sam zrobiłbyś sobie śniadanie.
-Aż taki leniwy nie jestem. Poza tym.-otworzył lodówkę i zobaczyłam jak wyciąga talerz z naleśnikami.-Mam swojego murzyna. -powiedział uśmiechnięty.
Uderzyłam się otwartą ręką w czoło. Przecież zaglądałam do lodówki i dziwnym cudem ich nie widziałam.
-Ale fakt. Jestem leniwy. Wolę zjeść twoje bo tych zrobionych przez Felixa nie chce mi sie odgrzewać.
Miałam nadzieję, że dziś się normalnie z nim dogadam. Nasze rozmowy zawsze kończyły się kłótnią. Nie potrafię z nim rozmawiać.
-Czemu dziś nie jechałaś z Marco?-spytał kiedy w dłuższej chwili jedliśmy w ciszy.
-O to samo mogłabym Ciebie spytać.
-Szczerze chcesz wiedzieć?
-A masz inne wyjście?
-Nie mogę patrzeć na Marco. Pierwszy raz go widzę w takim stanie. To jest dla mnie straszne. Patrząc jak z dnia na dzień słabnie odechciewa mi się wszystkiego. Najgorsze jest to, że nic nie pamięta. Nie pamięta mnie, Ciebie, rodziców, Karo..
-Mario czy Ty siebie słyszysz? To jest twój przyjaciel na śmierć i życie. Duet Götzeus jeszcze wróci. Mówisz jakbyś już dawno pochował Marco.
-A Ty sobie tak z tym radzisz do cholery?! Nie płaczesz co noc bo nie wiesz co będzie z Marco?! Marika. On doskonale wie, że Ty płaczesz w nocy! Wie, że to przez niego! Męczy się dla Ciebie! Wymusza uśmiech dla Ciebie! Robi to dla nas! Dla nas i dla piłki.
Nie zwracając na niego uwagi wyszłam z płaczem. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Był to zły pomysł bo łzy zasłaniały mi widok. Straciłam na chwilę skupienie i poczułam uderzenie pomieszane z hukiem.
Hehe dramatajm egen :D
Lubię was trzymać w niepewności 😁😀😀
Tu taki Mario z Marco żeby zrobiło wam się lepiej 😀💗💚💛♡☆
CZYTASZ
I'm Back Götze
FanfictionCo się stanie kiedy wyśmiana w szkole dziewczyna po latach wyrośnie z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia i spotka swojego oprawcę? Wybaczy mu lata poniżania? Czy może jest jakieś silniejsze uczucie od nienawiści?