2 Rozdział

1.4K 52 7
                                    

Will
Gdy wyjeżdżaliśmy z Alabamy ojciec obiecał, że wszystko się zmieni. Wszystkie złe wspomnienia zostaną w naszym starym domu.  Powiedział nam byśmy zapomnieli o wydarzeniach z przeszłości.
Słyszałem to już z tysiąc razy. Zawsze tak jest. Ojciec obiecuje, że się zmieni, ale tylko rzuca słowa na wiatr. On się nigdy nie zmieni. Nigdy nie przestanie pić...
Nie zdziwiłbym się gdyby nawet teraz był pod wpływem alkoholu. Często jeździ zachlany. Mam jednak nikłą nadzieje, że nie zabije nas, gdy będzie zjeżdżał z autostrady w Filadelfii.
To nie jest kwestia naiwności. Po prostu masz nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Lepiej. Cokolwiek to znaczy.
Z zasady nie pozwalam sobie na życzenia. Gdy byłem dzieckiem, zbyt wiele razy składałem ręce, zaciskałem powieki i cały się oddawałem nadziei na coś. Nawet uważałem, że w moim pokoju są miejsca lepsze i gorsze do wypowiadania życzeń - pod łóżkiem było okej, ale na łóżku już nie; w szafie było dobrze, jeśli trzymałem na kolanach pudełko po butach z kartami bejsbolowymi. Nigdy, przenigdy przy biurku, ale zawsze przy otwartej szufladzie na skarpety. Nikt mi nie podpowiadał tych zasad - sam je sobie opracowałem. Potrafiłem spędzać całe godziny na wypowiadaniu jednego życzenia. I za każdym razem natykałem się na mur absolutnej obojętności. Czy chodziło o kupno chomika, czy to, by moja mama przestała płakać. Szuflada na skarpety była otwarta, a ja siedziałem za skrzynią na zabawki z trzema figurkami w dłoni. Nigdy nie miałem nadziei, że ogólnie wszystko będzie lepiej - chciałem tylko jednej rzeczy. I nigdy się nie udawało. W końcu spasowałem. I pasuję każdego kolejnego dnia. 
Kiedy wjeżdżamy na naszą nową dzielnicę, nie mogę się napatrzeć na otoczenie w którym będziemy mieszkać. Domek przy domku, krzaczek przy krzaczku. Wszystko wygląda tak idealnie, że aż mam ochotę wyskoczyć z pędzącego samochodu i wrócić pieszo do Alabamy.
Żywopłoty są tu idealnie przystrzyżone, a przy każdym domku postawiony jest mały biały plotek.
Ale jest jeden wyjątek. Mimo, że dom postawiony naprzeciwko naszego, wygląda identycznie jak inne, jest w nim coś niezwykłego, a raczej ktoś.
Gdy wysiadam z samochodu i rozglądam się dookoła mój wzrok spoczywa na wpatrzonej we mnie dziewczynie, stojącej w oknie, w domu na przeciwko. Uśmiecham się do niej.
Nie zdążam się jej dobrze przyjrzeć, bo gdy tylko zauważa, że się na nią patrzę, spuszcza żaluzje i odchodzi od okna. Uśmiecham się mimowolnie, po czym odwracam się i omiatam wzrokiem mój nowy dom. Wygląda identycznie, jak wszystkie domy na tym osiedlu. Biały plotek, przystrzyżone krzewy, żółty kolor ścian zewnętrznych i duża weranda.

- Może byś mi pomógł, co ? - słyszę głos ojca za plecami. 

Przytakuję, podchodzę do bagażnika i wyciągam z niego dwa ciężkie pudła. Kładę pudła w przedpokoju i ruszam po następne bagaże.

Ojciec kazał nam wybrać sobie pokoje. Od razu biegnę na górę, by zając pokój z którego najlepiej widać okno dziewczyny z domu na przeciwko. Nie żebym był jakimś podglądaczem, albo zboczeńcem. Broń Boże ! Ja po prostu chcę ją jeszcze raz zobaczyć. Kładę na ziemi moją torbę i otwieram okno. Wychylam się i rozglądam się po okolicy. Z góry wszystko widać, jednak tajemniczej piękności już nie zauważam.
Niespodziewanie czuję czyjeś ręce na plecach. Odwracam się i odskakuję od okna. To mój młodszy brat. Matt. 

- Siema ! Wybrałeś ten pokój ? - pyta, radośnie blondyn.

- Eee, tak. Nie widać ? - wskazuję na moją torbę leżącą pod jego nogami.

- Ta słuchaj, ojciec powiedział, że jeden z nas musi iść po pizzę, a drugi ma pomóc mu w rozpakowywaniu pudeł.  

- Nie może pójść sam ? Albo zamówić jej przez telefon ? - pytam poirytowany i ponownie odwracam się do okna, wpatrując się w dom naprzeciwko.

- Chcesz go zdenerwować ?

- Jezu nie. - wzdycham. - Wiesz, że on się nigdy nie zmieni. - mówię szeptem, bo nie chcę by ojciec nas usłyszał.

Close to the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz