6 Rozdział

830 33 2
                                    

Will
Cholera, znów miałem ochotę ją pocałować. 

Boże, co jest ze mną nie tak !? 

Will, przecież ona cię nie chce. Idiota z ciebie. I do tego gadasz sam do siebie. Gratuluję. Lepiej być nie mogło.

- Will. - głos mojego brata sprowadza mnie na ziemię.
- Co ? - pytam, spoglądając na Matta.
- Kiedy w końcu jej powiesz ? - pyta.
- Słucham ? Komu mam, co powiedzieć ?
- Tej dziewczynie, Cassie.
- Co mam jej powiedzieć ?
- Że się w niej zakochałeś. 

Parskam śmiechem.

- Młody, daj mi lepiej komórkę, bo muszę znaleźć trasę do szpitala, inaczej się zgubimy. 

Matt wzdycha zawiedziony, że mu nie odpowiedziałem i podaje mi swoją komórkę. Włączam GPS i wpisuję "szpital", klikam na pierwszy lepszy szpital, a trasa mi się wyświetla.

Po kilkunastu minutach dochodzimy do końca trasy. Oddaję telefon bratu i wchodzimy do szpitala. Ruszam do rejestracji, a Matt siada w poczekalni. 

- Dzień dobry. - mówi młoda kobieta za ladą. - W czym mogę pomóc ?

- Mój brat spadł ze schodów i uszkodził sobie rękę. Chcemy sprawdzić, czy jest złamana. 

Matt tak naprawdę nie spadł ze schodów.
To się stało dwa dni temu. Nie było mnie wtedy w domu, więc nie mogłem obrobić brata. Ojciec się na niego zdenerwował, za to, że Matt nie posprzątał w pokoju i wykręcił mu rękę. 

- Kiedy to się stało ? - pyta kobieta.

- Dwa dni temu.

- I dopiero teraz przychodzicie ?

- No... tak.

- Niech twój barat to wypełni. - mówi i podaje mi formularz.
- Okej. A gdzie znajdę lekarza ? - pytam, biorąc do ręki formularze i długopis. - Bardzo boli go ta ręka.

- Doktor Bryson powinien być w swoim gabinecie. Korytarzem prosto, a potem w lewo. - odpowiada kobieta i zasiada przed komputerem. 

Podchodzę do brata i wręczam mu formularz. 

- Młody, ja idę po lekarza, a ty to wypełnij.

- Dobrze, że ojciec nie wykręcił mi prawej ręki, inaczej nie mógłbym pisać. - mówi Matt, uśmiechając się lekko.
- Powiedziałem, że spadłeś ze schodów, więc nic nie mów o ojcu. - mówię, a on skina głową i bierze do ręki długopis. 

Odchodzę od brata i ruszam korytarzem w stronę gabinetu lekarza. Nagle mija mnie jakaś zapłakana kobieta. Mimo, że trzyma dłonie przy twarz, poznaję, że to mama Cassie.
Przecież miały jechać na zakupy.
Podchodzę do gabinetu i już mam otwierać drzwi, gdy nagle rozlega się donośny, znany mi dobrze, kobiecy głos: 

- Nie chcę cholernej chemii !

Rozpoznaję ten głos. To Cassie.
O czym ona mówi ? Jaka chemia ? O co chodzi ?
Stukam w drzwi. Słyszę ciche "proszę" i wchodzę. 

Za drzwiami zauważam poddenerwowaną Cassie stojącą obok biurka, przy którym siedzi kobieta w białym kitlu i zawieszonym na szyi stetoskopem. Gdy tylko Cassie mnie zauważa, jej oczy się rozszerzają, a ona obejmuje się rekami i odwraca się do mnie plecami.

- W czym mogę pomoc chłopcze ? - pyta kobieta.
- Szukam doktora Bryson'a. - mówię, patrząc cały czas na Cassie.
- Pan doktor jest teraz na sali operacyjnej.
- Ach, dobrze. - mówię, drapiąc się po karku. - W takim razie ktoś inny będzie musiał się zając moim bratem.
- Ja się mogę nim zając. - mówi kobieta i wstaje od biurka. - Cassie następna wizyta za dwa tygodnie. Może do tego czasu się zdecydujesz na leczenie. - mówi, po czym wychodzi z gabinetu, a ja i Cassie za nią. 

Close to the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz