4 Rozdział

990 39 15
                                    

Will
Matt siedzi na kuchennym blacie, patrząc jak razem z mamą przygotowuję zapiekankę z ziemniakami. Mama jest zdenerwowana i co chwilę spogląda na zegarek. Ojciec ma wrócić za szesnaście minut.

- Mogę iść na dwór ? - pyta Matt. 

- Nie teraz, kochanie. Zjemy szybko, ale musimy usiąść do stołu całą rodziną. - przechodzi mnie dreszcz na samą myśl. - Nie chcesz chyba rozzłościć ojca.

Uśmiech schodzi z twarzy Matt'a, kręci głową i podchodzi do mnie. 

Zauważam iż mój brat stuka palcami o blat, a jego nogi się trzęsą. Matt przenosi na mnie wzrok i przykłada dwa palce do ust. 

- Mamo wrócimy za trzy minuty. - obwieszczam, a Matt ciągnie mnie do ogrodu.
- Wróćcie szybko. Musicie nakryć do stołu. - krzyczy za nami.
- Dobrze.

Wchodzimy do ogrodu i siadamy w drewnianej altance. Matt wyciąga paczkę papierosów, wkłada jednego do ust i odpala. 

- Matko myślałem, że tam umrę ze stresu. - wzdycha, zaciągając się i wypuszczając dym z ust. 

- Chcesz ? - pyta, wyciągając do mnie dłoń w której znajduje się paczka papierosów.

- Nie Matt. Przecież wiesz, że nie palę. 
- No tak, zapomniałem. - mówi, zaciągając się.

Zauważam, że jego prawa noga się nadal trzęsie.

- Co ty masz z tymi nogami ? - pytam, a on wzrusza ramionami i wypuszcza dym. 

- Nie wiem. - rzuca, spoglądając na swoją nogę.

- Lepiej nie rób tak przy ojcu, bo jeszcze się wkurzy.

- Okej. - przytakuje, zaciągając się.

- Chcesz, żebym pomógł ci w zadaniach ? - pytam, spoglądając na niego przelotnie.

- Nie. Już mi ktoś pomaga. - uśmiecha się.

- Polubili cię w szkole ?

- Myślę, że tak. - mruczy pod nosem.

- Ładne masz dziewczyny w klasie ? - uśmiecham się.

- Eee... - brat drapie się niespokojnie po głowie. - Ta, fajne są.

- Wpadła ci któraś w oko ? 

Matt otwiera usta, żeby mi odpowiedzieć, ale mama mu krzyk naszej mamy.

- Lepiej już chodźmy.

Matt kiwa głową, gasi niedopałek papierosa i wyrzuca go w trawę.
Kiedy wracamy do domu, od razu zabieramy się za nakrywanie do stołu.
Bierzemy sztućce oraz talerze i ruszamy do jadalni.

Ojciec jest profesjonalistą w każdym calu. Jeśli coś odbiega od jego norm, wpada w złość. A za wszelką cenę chcemy tego uniknąć. Jego zdaniem dzieci mają milczeć, a do tego być niezauważalne.
Codziennie wraca do domu o wpół do szóstej i od razu wspólnie siadamy do kolacji, a jeśli któregoś z nas brakuje przy stole robi się wściekły. Wszystko jest w porządku, dopóki nie wraca.

W ciszy nakrywamy do stołu i siadamy przy nim bez słowa, czekając aż nasz ojciec zagości w jadalni. Czuję nerwowy uścisk w żołądku, a do tego zaczynają mi się pocić dłonie. Modlę się w duchu, żeby ojciec był w dobrym humorze i żeby udało się nam zjeść normalnie. Nie mam ochoty na powtórkę z wczorajszego wieczora. Policzek do tej pory mnie boli, jest bardzo posiniaczony i opuchnięty. 

- Niech to się już skończy. - szepcze w moją stronę Matt.

Również tego bym chciał. Najlepiej by było gdybyśmy w ogóle nie musieli zasiadać razem przy stole. Obeszłoby się bez wyzwisk i bicia. Ale nasz ojciec zarządził, że musimy wszyscy jeść razem obiad, jak na porządną rodzinę przystało. Tylko problem tkwi w tym, że nasza rodzina nie jest normalna. W normalnych rodzinach dzieci nie są zastraszane i bite przez własnego ojca.

Close to the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz