18 Rozdział

464 20 3
                                    

Will
Kiedy chwytam Cassie, chcąc ją zatrzymać, ona zaczyna się wyrywać i krzyczeć. Dziewczyna wybucha płaczem i wtedy wiem, że nieświadomie sprawiłem jej ból. Puszczam ją, a ona osuwa się na ziemię. Jej płacz jest tak przeraźliwy, że włosy stają mi dęba. 

- Przepraszam. - mówię, kucając przy niej. - Cassie, przepraszam. - powtarzam w kółko, ale ona sprawia wrażenie, jakby nie miała pojęcia, co do niej mówię.

Cassie nie przestaje płakać, chwyta się mocno za głowę, ciągnąc się za włosy i zaciskając zęby. Jej oddech jest nerwowy i chaotyczny. Twarz ma całą siną. Wygląda jakby się dusiła. 

Nie wzięła ze sobą płaszcza, więc leży na śniegu w samej sukience.

Wsuwam jedną dłoń pod jej kolana, a drugą kładę na jej karku i podnoszę ją do góry. Cassie próbuje się wyrwać, kręci się i wierzga, ale ja trzymam ją mocno i ruszam do samochodu. 

Gdy kładę ją na tylnym siedzeniu, Cas przestaje się ruszać i wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki.

Przykładam głowę do jej klatki piersiowej i próbuje wsłuchać się w bicie jej serca, jednak nic nie słyszę. 

O Boże. Nie !

Zatrzaskuję drzwi i zasiadam na miejscu kierowcy. Odpalam szybko samochód i odjeżdżam z piskiem opon. Znam już drogę do szpitala, więc nie potrzebuję GSP'a.
Cały czas zerkam przez ramię na Cassie. Nadal się nie rusza. Oczy zachodzą mi łzami.

Ona nie może teraz umrzeć. Nie może ! Ze wściekłości zaczynam krzyczeć, przeklinać i walić pięściami w kierownicę. To było by okropne, gdyby ona teraz odeszła. Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie chciałem się z nią żegnać w niezgodzie.

Uspakajam się dopiero, gdy zatrzymuję się przed szpitalem.
Wyciągam Cassie z samochodu i wbiegam do szpitala. 

- Niech ktoś mi pomoże ! - krzyczę zwracając na siebie uwagę wszystkich w poczekalni.

Podchodzi do mnie jakiś lekarz.

- Co się dzieje ? - pyta, oglądając Cassie, którą trzymam mocno na rękach.
- Ona... ona nie oddycha. - mówię łkając.
- Ale co się stało ? - dopytuje, przenosząc wzrok na mnie.
- Jest chora na raka. Proszę jej pomoc. Błagam. Ona nie może umrzeć.
- Dobrze. Zrobimy co w naszej mocy. - mówi, i woła jedną z pielęgniarek.
- Nie ! Macie jej pomóc, uratować ją !
- Uspokój się chłopcze. Postaramy się. 

Po chwili u mojego boku pojawia się pielęgniarka, pchająca przed sobą łóżko szpitalne, ostrożnie kładę na nim Cassie.

Gdy pielęgniarka wiezie Cassie na salę ja przez cały czas trzymam dziewczynę za rękę i co chwilę wycieram łzy z policzków. 

Kiedy Cassie znika za drzwiami, osuwam się na podłogę i ukrywam twarz w dłoniach. To okropne, że Cassie tak strasznie cierpi, a ja nie jestem w stanie nic na to poradzić.

Zaciskam dłonie w pieści i przyciskam je do oczu, starając się o tym nie myśleć. Próbuję przypomnieć sobie ostatnie słowa, które do mnie powiedziała, ale nie mogę. Wiem tylko, że były pełne złości. Jestem ciekaw co by powiedziała, gdyby wiedziała, że już nigdy się nigdy nie zobaczymy.

Po jakiejś godzinie z sali wychodzi lekarz. Na jego twarzy wypisany jest smutek i żal.

- No, niech pan coś powie. - mówię, podnosząc się z podłogi.

Lekarz wzdycha i włada ręce do kieszeni.
- Było ciężko. - zaczyna. - Reanimowaliśmy ją, ale to nie podziałało...
- Czy... czy to znaczy, że ona...
- Spokojnie. Wszystko jest już w porządku. - mówi lekarz, otwierając drzwi i wpuszczając mnie do pomieszczenia w którym leży Cassie. 

Close to the starsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz