Cassie
Jest środek czwartku, a ja stoję w samej bieliźnie przed otwartą szafą i zastanawiam się co na siebie włożyć. Muszę wyglądać świetnie, w końcu czekałam na ten dzień przez cały rok.
Nagle mój telefon zaczyna wibrować, podnoszę go z półki i spoglądam na wyświetlacz. Will do mnie dzwoni, odbieram od razu.
- Nawet nie wiesz, jakie mam cudowne widoki z okna. - mówi na powitanie. Odwracam się do okna i zauważam, że Will stoi w oknie swojego pokoju i przygląda mi się uważnie. I jest w samych bokserkach.
- Ty też nie wiesz w co się ubrać ? - pyta.
- Tak. - mówię i nieodrywając od niego wzroku, siadam na parapecie. On robi to samo.
- Prezenty spakowane ? - pyta uśmiechając się do mnie.
- Tak. - odpowiadam. - Zapakowałam je od razu po kupieniu. - słyszę śmiech Willa w słuchawce.
- Mogłem się tego spodziewać. - mówi z uśmiechem. - W co mam się ubrać ? - pyta, po chwili.
- A co masz do wyboru ?
- Poczekaj chwilę. - mówi podpierając telefon ramieniem, by mieć wolne ręce. Znika w garderobie, ale po chwili znów pojawia się w oknie trzymając w jednej ręce prostą, granatową koszulę zapinaną na guziki, a w drugiej ręce szarą koszulę.
- Którą mam ubrać ? - pyta unosząc koszule w górę.
- Granatową. - odpowiadam. - I ubierz dżinsy.
- Dżinsy ? - pyta zaskoczony Will.
- Tak. Gwarantuję, że będziesz wyglądał świetnie.
- Okej. Dzięki za pomoc. - mówi z uśmiechem i odkłada na bok koszule.
- Jestem ciekawa, jak my się dostaniemy do Grindcore House w taką śnieżycę. - mówię, patrząc na ulice zasypaną, conajmniej dwudziestocentymetrową warstwą śniegu.
- Damy radę. - mówi z uśmiechem, opierając się ramieniem o ścianę. - Musimy. - nagle w słuchawce słyszę jakieś krzyki. Will odwraca głowę, zakrywa dłonią telefon i mówi coś. Po chwili odwraca się w moją stronę i z powrotem przykłada telefon do ucha.
- Słuchaj, muszę kończyć. Mama potrzebuje pomocy. - mówi.
- W porządku. - uśmiecham się, a on posyła mi całusa i rozłącza się. Gdy znika mi z oczu, ponownie staję przed szafą, ale tym razem już wiem co mam wybrać.
Ubieram na siebie czarną bluzkę z długim rękawem i czerwoną spódnice za kolano oraz wsuwam na stopy czerwone szpilki. Poprawiam makijaż, chwytam do ręki płaszcz, torebkę i pudełko w którym znajduje sie prezent dla Willa, po czym schodzę na dół.
W kuchni zastaję moją mamę, stoi do mnie tyłem i zauważam, że jej ramiona lekko drażą. Kładę torebkę, płaszcz oraz pudełko z prezentem, na stole. Wyciągam z górnej szafki złotą wstążkę i przewiązuję nią pudełko.
- Wrócisz na noc do domu ? - pyta mama, nadal stojąc do mnie tyłem.
- Nie wiem. Raczej nie. - odpowiadam.
- Szkoda. Miałam nadzieję, że spędzę z tobą choć jeden dzień.
- Przykro mi, ale ja już jestem umówiona. - mówię, poprawiając wiążąc kokardę na pudełku.
- Dlaczego Cassie ? - Mama odwraca się i wtedy zauważam jej zapłakaną twarz. - Dlaczego nie chcesz ze mną spędzać czasu ?
- Mamo, przecież wiesz, że co roku w czasie świąt spotykam się z przyjaciółmi.
- Nie chodzi mi tylko o ten wieczór. - mówi, a po jej policzkach nadal spływają łzy.
Czuję poczucie winy. Zawsze tak jest. Gdy tyko widzę, jak płacze - a to się zdąża bardzo często - coś zaczyna mnie kłuć w sercu.
Odpycham się od stołu, podchodzę do mamy i zamykam ją w szczelnym uścisku. Ona wciąga gwałtownie powietrze, zaskoczona moim czynem, ale po chwili odwzajemnia uścisk i całuje mnie we włosy.
- Tęskniłam za tobą. - mówi, przytulając mnie mocniej.
- Przecież nigdzie nie zniknęłam. - mówię.
- Ale nie odzywałaś się do mnie, rzadko bywałaś w domu. Stęskniłam się. - szepcze i pociąga nosem. - Kocham cię, Cassie.
Kiedy odsuwam się od niej, ona ponosi ręce do twarzy i wyciera policzki.
Spoglądam przez jej ramie i zauważam, że na zegarze wybiła godzina szósta. Zaraz się spóźnię.
- O cholera. Muszę lecieć. - mówię zakładając na siebie płaszcz i chwytając torebkę oraz pudełko z prezentem. - Jak już mówiłam, raczej nie wrócę na noc. - mówię, po czym wychodzę z domu.
Szybko przebiegam przez ulicę, podchodzę do domu Will i wciskam dzwonek. Po krótkiej chwili drzwi się otwierają, a za nimi stoi mama Willa.
- Witaj Cassie. - mówi z uśmiechem kobieta i wpuszcza mnie do środka.
- Dzień dobry. - mówię, otrzepując z siebie śnieg. - Chłopcy są gotowi ? - pytam.
- Tak. Pójdę po nich. - mówi i rusza na górę.
Po chwili ze schodów zbiega uśmiechnięty Will. Podchodzi do mnie, przytula mnie mocno i całuje w policzek.
- Pięknie wyglądasz. - mówi, gdy odsuwa się ode mnie.
Nagle u mojego boku staje Matt, trzyma w rękach torebkę prezentową.
- Jedziemy ? - pyta z uśmiechem.
- Tak. - przytakuje Will.
- Uważajcie na siebie. - mówi mama Willa i przytula chłopców. - W telewizji mówili, że dziś w nocy ma być śnieżyca, i to nie mała.
- Spokojnie, mamo nic nam nie będzie. - mówi Will, ubierając na siebie kurtkę i zawiązując na szyi czarny szalik, który dostał ode mnie.
- Gdzie twój prezent, Will ? - pytam, gdy wchodzimy do garażu.
- W samochodzie. - mówi otwierając mi drzwi od auta.
- Och. - mruczę i spoglądam na tylne siedzenie, na którym leży prezent dla Simona.
W zwykły wieczór dojazd do Grindcore House zajmuje około dziesięciu minut.
Ale to nie jest zwykły wieczór.
Gdy Will wciska guzik otwierający drzwi garaży, naszym oczom ukazuje się kilkudziesięciocentymetrowa ściana śniegu. Czeka nas niezłe wyzwanie.
- Hm, i co teraz ?... Myślicie, że powinienem przez to przejechać ? - pyta Will.
- Dawaj. - zachęca go Matt, siedzący na tylnym siedzeniu.
Will bierze głęboki oddech i rusza na wstecznym. Samochód podnosi się nieco, gdy wjeżdżamy w zaspę, ale udaje nam się zepchnąć większość śniegu na boki.
Po chwili, raczej dzięki szczęściu niż umiejętnościom Will, samochód zjeżdża z podjazdu, stając przodem mniej więcej w kierunku Grindcore House.
Ulicę pokrywa dziesięciocentymetrową warstwa puchu. Co prawda w naszej dzielnicy jeżdżą pługi, ale od rana zdażyło napadać co najmniej pół metra śniegu.
- To byłaby idiotyczna śmierć. - stwierdzam, a Will przytakuje śmiejąc się histerycznie, po czym przełącza auto na jazdę w przód i wciska gaz. Samochód rusza i padający śnieg ożywa w światłach reflektorów. Nie widać krawężników, więc Will stara się trzymać kurs mniej więcej pomiędzy skrzynkami pocztowymi.
Jest bardzo ślisko, przez co zaczynamy zwalniać.
- Dodaj gazu. - mówi Matt, a Will podąża za jego wskazówkami. Wciska gaz mocniej i nagle słyszymy, jak koła buksują na śniegu.
- Dociśnij. - zachęca go Matt, a wtedy zdąża się nieuniknione. Zaczynamy się staczać. Will naciska hamulec. Ja zaciągam ręczny, ale samochód sunie slalomem w tył, nie reagując na ruchy kierownicą.
Skaczemy lekko, więc prawdopodobnie przejechaliśmy krawężnik. Pędzimy teraz przez ogródki sąsiadów. Gnamy tak blisko domów, że przez ona domów widzimy ozdoby na choinkach. Samochód Willa cudem mija czyjeś auto, stojące na podjeździe. Will spogląda na szczerzącego się Matta, przez co mój chłopak też się uśmiecha. Potem patrzy na mnie i odrywa ręce od kierownicy, by zademonstrować mi, że zupełnie nie kontroluje ruchów samochodu. Za chwile jednak chwyta kierownicę i zaczyna nią szaleńczo kręcić to w jedna, to w drugą stronę. Śmieję się głośno.
- Ale jesteśmy porąbani. - mówię ze śmiechem. Stres z nas opada i wszyscy zaczynamy się śmiać.
I nagle hamulce zaczynaja działać i wciska nas w fotele. W końcu droga się wyrównuje, a my zwalniamy i się zatrzymujemy.
- Ale jazda. - mówi śmiejący się Matt. - Nie wierzę, że nie zginęliśmy. Ani trochę nie zginęliśmy !
Will rozgląda w wokół, starając się zorientować, gdzie jesteśmy. W odległości pół metra od drzwi pasażera znajduje się dom starszej kobiety, pani Johanson. Światło jest włączone i możemy ujrzeć panią Johanson, stojącą w białej nocnej koszuli, wpatrującej się w nas z szeroko otwartymi ustami. Uśmiecham się i macham do niej.
Will ostrożnie wyprowadza samochód z ogródka pani Johanson, tam gdzie jego zdaniem powinna znajdować się ulica.
- Ale odjazd ! - wykrzykuje Matt, a ja zaczynam się śmiać. - Najlepsza karuzela na jakiej byłem !
Will przejeżdża kilka razy w przód i w tył, by ruszyć z utwardzonego śniegu.
- Pasy zapięte ? - pyta Will.
- Tak. - odpowiadamy chórem.
- Poduszki powietrzne są ?
- Tak. - mówię.
Will wścieka gaz i ruszamy. Lekko się ślizgamy, ale jest lepiej niż wcześniej. Jedziemy tą samą trasą co wcześniej, po śladach opon samochodu Willa.
Gdy wjeżdżamy na główną ulice, wreszcie możemy odetchnąć z ulgą. Droga jest tu mniej zasypana, więc jedzie się po prostu rozkosznie.
CZYTASZ
Close to the stars
RomansaCassie to zwyczajna nastolatka. Chodzi do szkoły, spotyka się z chłopakami, imprezuje. Jest jak każda normalna dziewczyna. Używa życia najlepiej jak potrafi. Lecz skrywa pewną tajemnicę. Will to nastolatek który tylko czeka, by wyprowadzić się z do...