Biegnę ile sił w łapach. Chcę uwolnić się od tego wszystkiego. Przeskakuję nad murem i ruszam w stronę mojej polany. Z każdym krokiem czuję zwiększający się ból w klatce piersiowej. W mojej głowie zaczynają pojawiać się obrazy. Obrazy przedstawiające mojego mate. Po chwili ból staje się nie do wytrzymania. Padam na ziemię i zaczynam cicho skomleć i wyć. Przemieniam się w człowieka i staram się podnieść, ale to wywołuje kolejną partię bólu. Więź nie pozwala mi się od niego oddalić, nawet gdy tak bardzo tego potrzebuję.Po dłuższej chwili słyszę kroki i czuję zapach mojego mate.
- Trzeba było uciekać? - pyta, zabijając mnie wzrokiem, a ja czuję jak powoli wracają mi siły.
- Odejdź - warczę. Chcę zostać sama. On jednak nie rusza się z miejsca.
- Wracaj do swoich pachołków! - krzyczę, starając się brzmieć jak najbardziej pewnie.
- Chyba pomyliłaś role, skarbie - warczy i bierze mnie na ręce, a ja zaczynam wrzeszczeć i machać rękami.
~ Uspokój się!~ podnosi głos moją wilczyca. O dziwo na rękach Alfy czuje się jak w niebie.
~ Chociaż ty bądź cicho! ~ syczę.
Oczywiście nie udaje mi się wyrwać i po chwili jesteśmy z powrotem w mieście.
Na szczęście Alfa dał mi swoją bluzę i nie muszę się martwić tym, że nie mam na sobie ubrań.
- Czy ja komuś przeszkadzam?!?- pyta Alfa i wszystkie rozmowy cichną. Przeznaczony stawia mnie na ziemi, lecz po chwili chwyta za rękę.
- Katherine Johnson jest moją mate i macie odnosić się do niej z szacunkiem. Kto złamie tę zasadę zostanie stracony - oznajmia, poprawiając krawat i rusza w stronę jednego z samochodów.
- Puść mnie! Muszę porozmawiać z moim bratem! - krzyczę , gdy jesteśmy coraz bliżej auta.
- Tak i może jeszcze pozwolić ci na migdalenie się z Ward'em? Nie ma mowy - syczy i wzmacnia uścisk na moich ramionach.
- Masz mnie postawić na ziemi, teraz.
- Rozkazujesz głównemu Alfie. Nie masz do tego prawa - warczy.
-Nie ty o tym decydujesz, nie ty ustalasz prawo, nie moje!- po tych słowach dosłownie rzuca mnie na ziemię, a jego oczy przybierają czarny odcień.
- Nie waż się tak do mnie mówić. Nigdy więcej- syczy, widocznie walcząc z przemianą.
- Bo co? Zabijesz mnie? - podnoszę się z ziemi.
- Nigdy więcej nie mów mi o swojej śmierci.
- Teraz jesteś przeciwko zabijaniu? Tak, przecież to nie ty kazałeś zabić wilkołakom wszystkich ludzi. To nie ty kazałeś zabijać bezbronne kobiety i dzieci! To nie ty wydałeś wyrok śmierci na moich rodziców! - krzyczę, z całej siły popychając go na ziemię. Upada z wielkim hukiem, lecz wstaje dosłownie sekundę później. Po chwili łapie mnie za włosy.
- Mówię to po raz ostatni. Od teraz jesteś moją kobietą i masz mi być posłuszna - szepcze mi do ucha.
- Coś ci się pomieszało. To nie ta epoka. Teraz kobiety też mają swoje prawa - przełykam głośno ślinę i uderzam go łokciem w wątrobę. Na to Alfa tyko głośno wypuszcza powietrze.
- Ty będziesz jednym, małym wyjątkiem od tej reguły - wzmacnia uścisk na moich włosach.
- Dlatego, że ty tak ustaliłeś? Wydaje mi się, że wypowiedziałam się już na ten temat - zaczynam się wyrywać i w końcu mi się to udaje.
Alfa jak zwykle nie daje za wygraną. Słyszę cichy brzdęk, a po chwili wilkołak łapie mnie za ręce.
- Nie mów mi, że założyłeś mi srebrne kajdanki - patrzę na niego z pogardą.
- Może one nauczą cię szacunku - odpowiada, a ja czuję jak płonie mi skóra na nadgarstkach.
- Sam powinieneś nad nim popracować - staram się rozerwać kajdanki, ale to powoduje tylko powstawanie nowych ran.
- Zdejmij je -mówię spokojnie.
- Dobrze, jeśli przeprosisz i obiecasz, że przestaniesz zachowywać się jak rozwydrzony bachor.
- Ty chyba nadal czegoś nie rozumiesz - warczę.- To ty masz problem, nie ja.
Powoli tracę cierpliwość, na szczęście po kilku minutach przychodzi jakaś beta i zaczyna rozmawiać z głównym Alfą. Wykorzystuję tę sytuację i jak najciszej oddalam się do domu Fostera.
Wchodzę tylnym wejściem i wspinam się po schodach do naszego pokoju, a raczej ich pokoju. Otwieram drzwi i widzę jak Alex przytula mojego płaczącego braciszka.
-Ben...Przepraszam - mówię i powoli zbliżamy się do brata.
- Twoje przeprosiny nic nie zmienią. Okłamałaś nas- syczy Alex, chowając Bena za sobą.
- Zaufał byś mi gdybyś wiedział kim jestem? Zaakceptował byś mnie? - pytam, patrząc się na niego błagalnie.
- Raczej, raczej nie. - odpowiada zmieszany i odwraca wzrok.
- No właśnie. Nie mogłam wam powiedzieć. Chciałam was chronić. Ja naprawdę chciałam dla was dobrze. Nie jestem taka jak oni...- staram się im wytłumaczyć.
- Idź sobie - łka Ben, a moje serce dosłownie pęka. Wycofuje się z pokoju i zbiegam po schodach na dół. Szybko wychodzę z domu i kieruję się w stronę najbardziej odludnej części miasta. Staram się nie płakać, choć przychodzi mi to z ogromnym trudem.
Docieram na miejsce i siadam pod murem, ręce bolą mnie niemiłosiernie, ale to jest nic w porównaniu do tego co czuję, po wizycie w domu Fostera. Przetwarzam w głowie słowa Bena. Nie mogę uwierzyć, że wszystko zniszczyłam. Gdybym wtedy się uspokoiła, nie zamieniła się w wilka, nadal byłabym z Benem i Alexem w domu. A teraz ? Mam spędzić resztę życia z tym przeklętym troglodytą.
~ Daj mu szansę.~ prosi moja wilczyca.
~ Szansę, ale na co? ~ odpowiadam, a ona już się nie odzywa.~
Pierwsza kłótnia naszych bratnich dusz 😂Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania 😊
~zegartyka
CZYTASZ
Obóz 4
WerewolfZastanawialiście się kiedyś co by było ,gdyby wilkołaki istniały i cały świat by się o tym dowiedział? Ja nie muszę sobie tego wyobrażać. Nazywam się Katherine Naomi Johnson i mieszkam w obozie 4.