Kath pov.
Po ślubie Sam i Edwina, Leander poszedł do swojego gabinetu.
Teraz ja tam zmierzam. Chcę wykorzystać ten ostatni dzień w stu procentach. Przecież nie będę się z nim widziała ponad trzy dni, jeśli dobrze pójdzie.
Stoję przed drzwiami gabinetu. Pamiętam, jak byłam tutaj ostatnim razem. Wtedy jeszcze nie dogadywaliśmy się tak dobrze. Wchodzę do środka i od razu siadam na kanapie.
Mój przeznaczony siedzi przed komputerem i przegląda jakieś pliki.
- Podobało ci się? Chciałabyś? - zaczyna.
- Wziąć ślub? Nie spieszy mi się - odpowiadam, a o wypuszcza powietrze z wyraźną ulgą.
- Po co przyszłaś?
- Obecnie zaspakajam wilczycę twoim widokiem, następnie zjem kabanosy, które leżą na stoliku - śmieję się, a on kręci głową.
- Możesz usiąść tutaj - mówi i pokazuje swoje kolana.
- O dziękuję, wielki łaskawco! Mogę podejść czy mam się doczołgać?
- Katherine...
- Tak, jeszcze pamiętam swoje imię, ale dobrze, że jesteś czujny - posyłam mu wredny uśmieszek i siadam na jego kolanach. Na szczęście wzięłam te kabanosy ze sobą, jest mi tak wygodnie, że chyba nie wstanę.
Zaczynam jeść i co chwilę rzucam okiem na Alfę.
- Daj jednego - prosi. Patrzę się na niego chwilę, a potem wkładam mu kabanosa do buzi. - Staczam się - dodaje.
- Wcale nie. Jest coraz lepiej. W końcu się do czegoś nadajesz. Nie zawsze, ale jednak. Możesz jeszcze coś z ciebie będzie - kładę mu rękę na ramieniu. Kiedyś myślałam, że jestem wredna, by ukryć swoją wrażliwość, ale może to jednak cecha wrodzona?
- Alfa! Pomocy! - słyszę przeraźliwy wrzask sprzed domu.
Zrywam się z kolan Leandera i spoglądam przez okno. Widzę omegę z naszego stada, biegnącą sprintem do domu. Jest przerażony.
Wybiegam z gabinetu i zbiegam po schodach na dół. Alfa jest tuż za mną.
W momencie, gdy wbiegłam do salonu, do domu wbiega poszarpany młodzieniec. Wygląda bardzo źle. Większość kobiet wybiega z pomieszczenia. Tylko jedna do niego podchodzi i zaczyna głośno płakać. Podchodzę bliżej. Rzuca mi się w oczy wielka szrama na jego twarzy, rozciąga się od czoła, przez nos i usta, aż do końca brody. Niżej wcale nie jest lepiej, całe ręce ma pokryte mniejszymi i większymi ranami kłutymi, nogi tak samo. Naprawdę nie wiem, jak udało mu się tutaj dostać.
- Alfo! Oni... złapali mnie dzisiaj rano - zaczyna mówić, a z jego oczu płyną łzy, widać, że bardzo cierpi. Ciężko mi na to patrzeć. - Zamknęli mnie w pokoju, testowali broń, krzyczeli, ich było za dużo - z jego gardła wydobył się szloch.
- Shhh, będzie dobrze - udaje mu się wydukać w stronę swojej partnerki. Dziewczyna zaczyna jeszcze głośniej płakać i błagać, by jej nie opuszczał.
Nagle do pokoju wbiega lekarz.
Zabiera chłopaka i znika w jednym ze szpitalnych pokoi. Zrozpaczona dziewczyna leży na podłodze, szlochając bezustannie. Tak bardzo mi jej żal. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co czułabym w takiej sytuacji.- Melissa! Melissa! Moje dziecko - starsza kobieta podbiega do dziewczyny.
- On umrze mamo. Ja nie chcę...- mówi, pomiędzy kolejnymi napadami płaczu.
- Nikt nie umrze. Frederic nie chciałby widzieć cię w takim stanie - kobieta próbuje ją uspokoić.
- Mamo! Widziałaś go? Nie chcę robić sobie nadziei - odpowiada i znów zalewa się łzami. Starsza kobieta wydaje się być bezradna. Nie wie, co może pomóc córce.
- Melissa? - odzywam się cicho i podchodzę do dziewczyny.
- Nie podchodź! Odejdź! Zostawcie mnie w spokoju! - krzyczy i odpycha mnie od siebie. Wybiega z domu, głośno trzaskając drzwiami.
Matka od razu biegnie za nią.- Myślisz, że ten Frederic przeżyje? - pytam Leandera prawie szeptem. To wydarzenie mocno mną wstrząsnęło.
- Wiem, że chciałabyś tego, ale te rany były wykonane bronią ze srebra. Skoro udało mu się tutaj dotrzeć, to mogę stwierdzić, że to całkiem silny chłopak, ale chyba nie wystarczająco - odpowiada, a ja wiem, że ma racje. Ten chłopak ma minimalne szanse na przeżycie...
- Nie przejmuj się tym. To nie twoja sprawa - przytula mnie i gładzi po plecach.
- Ale co stanie się z tą dziewczyną? Ona też umrze, prawda?
- Jej wilczyca rozszarpie ją od środka. Zniszczy jej całą psychikę. Dziewczyna stanie się wrakiem człowieka, nie będzie na nic reagować. Zamknie się zupełnie w swoim świecie, przepełnionym wyrzutami sumienia i ogromnym bólem, a koniec końców umrze, najpewniej z głodu lub odwodnienia - tłumaczy, a ja zamieram. Wiedziałam, że Leander jest bezpośredni i niezbyt uczuciowy, ale żeby o takich rzeczach mówić tak spokojnie? Przecież to jest bardziej przerażające, niż to co stało się z tym chłopakiem.
- Czy można ją jakoś uratować? - staram się nie tracić resztek nadziei.
- Jeśli on umrze? Bez swojej bratniej duszy, ona nie ma jak żyć - odpowiada i ciaśniej oplata mnie ramionami.
~
Taki trochę smutniejszy odcinek, żeby zrównoważyć ten cukier z poprzedniego. A poza tym macie starą dobrą Katherine i jej jakże genialne teksty. W sumie to się za nimi stęskniłam. 😂😂
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału.
Czekam na opinie😉👌~zegartyka
CZYTASZ
Obóz 4
WerewolfZastanawialiście się kiedyś co by było ,gdyby wilkołaki istniały i cały świat by się o tym dowiedział? Ja nie muszę sobie tego wyobrażać. Nazywam się Katherine Naomi Johnson i mieszkam w obozie 4.