Rozdział 6

141 8 0
                                    

Od tamtego wieczoru kiedy śniła mi się babcia, byłem u Lucasa po notatki i poznałem Allison, wróciłem do szkoły. Była w naszej klasie. Na początku trzymaliśmy się razem wraz z Luke'm i Lydią. Znała tylko mnie i dołączyła do naszej paczki...
Staliśmy się parą. Kochałem ją, a ona mnie. Jednak wiedziałem, że Przemiana daje się we znaki coraz bardziej i co wtedy? Opuszczę ją na cały rok. Nie poradzę sobie bez niej. Jest dla mnie wszystkim. To właśnie ona dodaje mi sił. Trzyma mnie nadal tu w Santa Rosa. Mama bardzo lubiła Allison, tak samo jak moje rodzeństwo z wzajemnością. Jednak będę musiał jej powiedzieć CZYM jestem lub zostawić ją na zawsze. Gdy się całowaliśmy czułem jak wyrastają mi pazury, a moje uszy wydłużają się. Od razu reagowałem, wymówka była słaba ,,Musze do łazienki". Dość często gdy do niej wchodziłem i patrzyłem w lusterko widziałem, że moje tęczówki zrobiły się złote. Poza nimi widziałem potwora, który był wewnętrz mnie. Opłukiwałem twarz chłodną wodą i od razu wszytko wracało do normy. Czas dla siebie mieliśmy tylko wtedy gdy jej ojca i matki nie było w domu lub mojej mamy która, pracowała na dwie zmiany. Spotykaliśmy się przeważnie wieczorami lub uczyliśmy się razem.
Uczyłem się bardzo dobrze i byłem wzorowym uczniem. Nauczyciele byli dumni z moich wyników...
Od tamtego czasu minęło 7 miesięcy. Czuje się z dnia na dzień gorzej. Allison i moi przyjaciele siedzą przy mnie tak często jak mogą...
Jest 10 październik.
Będę zmuszony powiedzieć Allison co się ze mną dzieje, ale jeszcze nie teraz. To może poczekać...

~*~
Postanowiłem postąpić odważnie tak jak kazała mi zrobić to babcia. Ucieczka. Jedyne wyjście. Około 2:30AM zabrałem spakowany plecak spod łóżka i wyszedłem. Przemknąłem się przez cały dom. Otworzyłem drzwi i wyszedłem.
Chciałem pożegnać się z Allison tak samo jak z rodziną. Zostawiając im list. Jednak coś kazało mi zrobić to osobiście. Udało mi się w drapać na dach domu mojej dziewczyny. Dość cicho pukając w okno tak długo do póki mi nie otworzyła.
- Theo, jest 3 w nocy. Co ty tu robisz? - wyszeptała.
-Przyszedłem się pożegnać.
-Co ty gadasz? Wróć do domu i nigdzie idź. Daj sobie spokój z tym idiotycznym pomysłem.
-Allison ja mówię poważnie. Muszę to zrobić. Nie zrozumiesz.
- Porozmawiajmy.
- Allison, nie mogę. Proszę nie mów, że się widzieliśmy.
-Obiecuje, a ty obiecaj mi, że wrócisz.
- Obiecuje.
Pocałowałem ją na pożegnanie. Widziałem rozpacz w jej oczach. Uśmiechnąłem się do niej odwazjemniła uśmiech i odszedłem.
Nie wiedziałam dokąd mam iść więc udałem się w kierunku lasu na północ od naszej polany...
Spojrzałem na zegarek była 4:30 AM. Trochę zmęczony zarządziłem przerwę. Usiadłem na ziemi i wyjąłem kanapkę. Jedząc myślałem o wszystkim co się stanie, co będzie dalej i jak przeżyje resztę podróży.
Podniosłem się schowałam rzeczy i wyruszyłem w dalszą podróż która, trwała wieczność...

Oczami Allison
Ktoś pukał do okna. Wstałam i zobaczyłam go. Nie wiedziałam co się dzieje.
- Theo, jest 3 w nocy co ty tu robisz? - spytałam go.
- Przyszedłem się pożegnać.
- Co ty gadasz? Wróć do domu i nigdzie idź. Daj sobie spokój z tym idiotycznym pomysłem. - miałam nadzieję że, wybije mu ten pomysł z głowy.
- Allison ja mówię poważnie. Muszę to zrobić. Nie zrozumiesz.
- Porozmawiajmy. - zaproponowałam.
- Allison, nie mogę. Proszę nie mów, że się widzieliśmy.
-Obiecuje, a ty obiecaj mi, że wrócisz. -
- Obiecuje.
Pocałował mnie na koniec.
Nie byłam pewna czy wróci, ale miałam taką nadzieję. Nie chciałam aby odchodził, zostawił mnie.
Uśmiechnął się na pożegnanie, ja zrobiłam to samo.
Wierzyłam w to całym sercem że, wróci. Mój Theo by mnie zostawił bez powodu. Powiedział by mi gdyby się coś stało. Od jakiegoś czasu był dziwny. Wybaczałam mu to.
Zamknęłam okno i z powrotem położyłam się do łóżka. Myślałam nad jego słowami ,,Muszę to zrobić". Nadal nie wiedziałam co miał na myśli. Około godziny 4:00 AM usnęłam.
Rano obudził mnie tata.
- Córciu, wstawaj bo, się spóźnisz.
- Już wstaje. - odpowiedziałam.
Zabrałam rzeczy i weszłam do łazienki. Ubrałam się i wyszłam.
Spojrzałam na okno w którym wczoraj ostatni raz widziałam mojego chłopaka. Zobaczyłam przyklejoną kartkę. Podeszłam do okna i odkleiłam ją. Rozwinęłam ją i przeczytałam:
Chciałbym ci o wszystkim opowiedzieć jednak nie mogę ze względu na Twoje bezpieczeństwo.
Kocham Cię.
Theo
PS. Spal proszę ten list dla mojego i Twojego dobra.
Nie ufał mi? Masa pytań nasuwała mi się na myśl.
Posłusznie wykonałam jego prośbę. Wyjęłam zapalniczkę i podpaliłam kartkę. Patrzyłam na litery płoną. To było ostanie pożegnanie. Zeszłam na dół, usiadłam przy stole i wraz z moimi rodzicami zjadłam śniadanie.
Potem tata podwiózł mnie do szkoły i tak zaczął się szereg dni ciągnących się bez końca. Bez Theo z pustką w sercu. Każdy następny dzień zaczynał się tak samo przez kolejne dwa miesiące...

Oczami Theo
Straciłem rachubę czasu. Wędrówka trwała bez końca. Byłem wyczerpany i było mi zimno. Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Aż w końcu opadłem z sił i upadłem na ziemię. Nie wiem ile czasu tam leżałem, ale ocknąłem się dopiero z okrutnym bólem kręgosłupa. Czułem jakby ktoś wbijał mi kolec w każdą jego część. Było mi nie dobrze. Żołądek skręcił się tak samo jak pozostałe narządy. Słyszałem trzask pękających kości które, kruszyły się. Ból który narastał był niesamowicie silny. Zginałem się z bólu. Dopóki nie poczułem ulgi i nie zasnąłem.
Obudziłem się i dźwignąłem się z ziemi. Ból minął tak jak reszta. Rozejrzałem się dookoła. Widać tylko drzewa. Podszedłem do plecaka, by wyjąć coś do jedzenia. Miałem już rozpinać suwak, ale coś mnie powstrzymało. Coś tu się nie zgadza. Spojrzałem na moje ręce, których nie było. Zamiast nich pojawiły się łapy. Długie, czarne łapy. TAK! BYŁEM WILKIEM! WRESZCIE!
Moja radość nie miała końca.
Rzuciłem się do biegu. Byłem szybszy i bardziej wytrzymały. Jestem wolny!
Nagle coś usłyszałem. Zatrzymałem się. Nadstawiłem uszu. Nie byłem sam w tym lesie. Ponownie rzuciłem się do biegu. Przyśpieszałem i zwalniałem. To było niesamowite. Moje łapy połączone z ziemią. Dotarłem do strumienia. Pochyliłem się i zobaczyłem czarnego wilka ze złotymi oczami, a jednocześnie potwora którym jestem. Napiłem się i podniosłem. Rozejrzałem do okoła i wypatrzyłem dość spory otwór pomiędzy głazami.
,,Tymczasowe schronienie" pomyślałem.
Potruchtałem w jego stronę i wcisnąłem się pomiędzy nie. Ułożyłem się wygodnie i położyłem pysk na ziemi. Jako wilk widziałem zalety tego bycia, ale i wady.
Zaletami były słuch, węch, szybkość.
Jednak wady to niesety bycie takowym wilkiem. Na początku cieszyłem się, ale teraz czuję, że jednak to nie dla mnie...
Czarne futro? No tak, przecież jestem czarną owcą.
W pewnym momencie dopadł mnie sen...
Obudziłem się dopiero rano. Nadal nim byłem. Wilcza postać nie opuszczała mnie, a może to ja jej nie opuszczałem?
Nikt mnie nie nauczył zmiany postaci byłem sam na siebie skazany... a może jednak nie?
Wyczułem obcego osobnika w pobliżu. Nie wychodząc z kryjówki w czułem się w zapach. Był to inny wilk. Podszedł do strumyka i napił się. Następnie położył obok niego. To zdecydowanie był wilkołak, a raczej to ONA. Po cichu wyszedłem z kryjówki i podążałem w kierunku intruza. Zobaczyła mnie i natychmiast wstała.
,,Czego chcesz?!" Warknęła.
,,Spokojnie, nic od ciebie nie chcę" odparłem.
,,Przepraszam, dopiero się uczę tylko proszę nie każ mi wracać" spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
,,Jeśli nie chcesz to nie musisz wracać. Tak na marginesie to jestem Theo i też dopiero się uczę"
,,Willow. Myślałam, że jesteś..."
,,Prawdziwym Alfą?"
,,Tak, ale twoje oczy..."
,,Nie jestem nim. Dopiero wczoraj przemieniłem się."
,,Ja mam za bardzo ambitnych rodziców, więc uciekam. Mam dopiero 15 lat a oni wywołali wczesną przemianę. W moim stadzie zawsze tak robią. Jak znajdą białego lub czarnego wilka od razu usuwają go."
,,Ja byłem zmuszony uciec. Zostawiłem wszystko. Dziewczynę, przyjaciół i rodzinę aby uciec."
,,Czemu nie wrócisz?"
,,Moja babcia kazała mi uciekać, była Alfą. Musiałem jej posłuchać."
,,W moim stadzie nigdy nie było Prawdziwych Alf . To zaszczyt poznać potomka alfy."
,,Nie żartuj sobie. A z resztą. Muszę iść dalej"
,,Mogę pójść z Tobą? Nie poradzę sobie sama. Potrzebuje kogoś kto mnie poprowadzi."
,,Bardzo bym chciał, ale nie wiem dokąd mam iść, więc jeśli chcesz żyć lepiej tu zostań albo znajdź inne stado."
,,Theo, proszę."
Odszedłem kilka kroków od strumyka odwróciłem głowę i warknąłem:
,,No idziesz?"
Willow przybiegła do mnie i łapa w łapę podążyliśmy w dalszą drogę. W między czasie zjedliśmy dość sporą sarne, by mieć siły na dalszą podróż...

~*~Rozdział 6 już jest!Czyżby Theo znalazł towarzyszkę do dalszej wędrówki?Pozdrawiam Nella_0502

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~*~
Rozdział 6 już jest!
Czyżby Theo znalazł towarzyszkę do dalszej wędrówki?
Pozdrawiam Nella_0502

Prawdziwy AlfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz