Rozdział 11

111 4 7
                                    

Widziałem wszystko przez mgłę. Kilka razy musiałem zamykać i otwierać oczy aby obraz się wyostrzył.
Jedyne co mogłem zobaczyć to kaganiec i pręty klatki. Podniosłem się i rozejrzałem dookoła. Było tu mnóstwo psów, na przeciwko mnie i w sąsiednich kojcach.
"Gdzie ja jestem?" zadałem sam sobie pytanie na które nie znałem odpowiedzi.
"W Kenwood, zachodnie skrzydło miasta." usłyszałem w odpowiedzi na moje pytanie.
Rozejrzałem się i na samym końcu w najciemniejszym kącie dostrzegłem wilka, a raczej wilczycę leżącą tyłem do pozostałych zwierząt. Była odosobniona od wszystkich.
"Theo." odparłem.
"Hayden." mruknęła.
"Co oni chcą zrobić?"
"Wiesz co to są nielegalne walki psów?" zapytała podnosząc się.
W tym momencie weszli ludzie którzy mnie złapali. W ręku mieli łańcuch i bat. Jeden z nich przykucną przy mnie.
- Dla ciebie zorganizujemy coś specjalnego. Pokażesz na co Cię stać bestio z Gévaudan. - powiedział i palcem przejechał po prętach, odruchowo zacząłem warczeć i pokazywać zęby.
- O tak, bardzo dobrze bestio. - rzekł i odeszedł, zabierając ze sobą owczarka kaukazkiego.
"To jest Cameron, a ten drugi Josh. Jest jeszcze Andre. Cameron jest dla nas dobry, słuchaj co mówi i wykonuj jego polecenia, a zostaniesz tu dłużej niż określają to pozostali dwaj. Jest głową wszystkiego, rozumie nas i nasze potrzeby. Zakłada, że nie zrobimy mu krzywdy, jeśli on nie zrobi jej nam i tego się trzyma. Josh i Andre nie są zwolennikami tej zasady, ale się dostosowywują. Przed Cameronem nie ukryjesz nic, nie masz po co udawać agresywnego bo, taki nie jesteś. Będzie ci się tu żyło lepiej niż gdziekolwiek indziej, ale musisz słuchać się Camerona." wytłumaczyła Hayden.
"Dlaczego nazwał mnie bestią z Gévaudan?" zapytałem.
"Powie ci sam dlaczego, ale daj mu czas." odrzekła.
"Jak tu trafiłaś?"
"Moi rodzice nie byli bogaci często przychodzili do domu pijani. Jak zamiast własnej córki w domu zobaczyli wilka, nie wahali się. Po prostu mnie sprzedali, żeby zdobyć więcej pieniędzy na alkohol. Nie jestem wilkiem z więzów krwi tylko z przypadku w którym zostałam ugryziona przez jakiegoś wariata biegającego po ulicy. Zaproponował mi coś co nie każdy może mieć, zgodziłam się. Mimo bólu po ugryzieniu czułam się dobrze. Ręka się zagoiła, przy pierwszej pełni się przemieniłam. Sprzedali mnie Cameronowi pod postacią wilka w wieku 10 lat i od tamtej pory nigdy nie widziałam już rodziców." odpowiedziała.
"Od kiedy walczysz?" dopytałem.
"Od 5 lat jestem wystawiana na ringu przeciwko lekkim psom. Minęło już 7 lat od kiedy tu jestem." powiedziała. "A ty? Skąd się tu wziąłeś?"
"Szukam kogoś o nazwisku Deaton." odparłem.
"To tutejszy weterynarz. Nie rozumiem po co komuś takiemu jak ty weterynarz." zainteresowała się.
"Sam tego nie wiem. Powiesz mi czy da się jakoś stąd wydostać?" zapytałem.
Ponownie ułożyła się tyłem do mnie kładąc głowę na przednich łapach.
"Nikomu nie udało się stąd wyjść i tobie również się nie uda." westchnęła.
Ja również położyłem się tyłem do niej. Opracowywałem plan ucieczki, każdy szczegół osobno.
Przymknąłem na chwilę oczy. Obudził mnie trzask drzwiami. Zerwałem się na równe nogi nasłuchając i obserwując co się dzieje. Pies, którego zabrali tej nocy nie wrócił do swojego boksu. Na jego miejscu pojawił się za to inny, o wiele większy i silniejszy pies. Ponownie położyłem się i usunąłem, budząc się dopiero rano.
"Theo. Theo!" usłyszałem.
"Andre i Josh sprawdzają kojce i radzę Ci się obudzić zanim oni to zrobią."
Otworzyłem oczy i ułożyłem się przodem do innych współlokatorów.
Czułem intensywny zapach krwi.
Andre i Josh weszli do pomieszczenia wpuszczając tu światło i świeże powietrze, którego brakowało. Podniosłem głowę i zacząłem węszyć.
Nieśli ze sobą dwa wiaderka. W jednym jak to nazwali "posiłek", a w drugim wodę. Gdy podeszli do mnie, zobaczyłem na ręce Andre bandaż. W tym momencie cofnęło mnie do tamtej chwili gdy rzuciłem się na myśliwego chwytając zębami jego dłoń.
- Cameron powiedział, że będzie z niego maszyna do zabijania. Nazwał go bestią z Gévaudan.
- Jakieś jaja ten wilk nie ma szans na powalenie demona walk. To nie jest możliwe, prędzej wilczycy by się to udało.
Wyciągnęli jedną miskę i napełnili ją wodą do drugiej włożyli dość spory kawałek karku zwierzęcego maczanego w krwi. Cuchnął niesamowicie.
Hayden zajadała się ze smakiem, a raczej takie stwarzała wrażenie.
Odwróciłem się tyłem do "jedzenia" i położyłem. Kaganiec blokujący mi ruchy pyska uniemożliwiał mi jedzenie i picie. Po kilkunastu minutach wszedł Cameron. Dopiero teraz zauważyłem, że ma złoty sygnet przypominający wilczą głowę. Oczy zwierzęcia wysadzane czerwonymi kamieniami.
Najpierw podszedł do Hayden, włożył dłoń do jej kojca, a ona zaczęła mu ją lizać i wtulać się w nią.
Czy ona uważa, że to co robi jest normalne? Dostanie lepsze życie jak będzie pokazywała jaka jest słaba?
W żadnym wypadku.
Wyciągnął rękę i odszedł od niej. Minął mnie, ale po chwili wrócił. Na przeciwko mnie postawił krzesło i usiadł na nim. Przyglądał się mi, a ja jemu. Próbowałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów znajdujących się na sygnecie. Czułem jego wzrok na sobie, śledził każdy mój ruch.
Warknąłem jako ostrzeżenie.
- Spokojnie bestio. Nie chcę zrobić ci krzywdy.
"A ja tobie chętnie rozerwę gardło."
- Przepraszam, mało to eleganckie, że się nie przedstawiłem. Zacznę od początku, nazywam się Cameron Ducit. Do Kenwood przeprowadziłem się z Australii. A tu jak widzisz jestem głową interesów biznesowych, ale na boku dorabiam na walkach zwierząt. Niektóre wystawiane nie dożywają starć z innymi osobnikami, dlatego też przechodzą szkolenia. Walcząc pokazuje im jak wielką siłę w sobie gromadzą, a one to wykorzystują. Jednak jeśli zwierzę nie chce walczyć zostaje zgładzone.
,,Zgładzone" powtarzało echo w mojej głowę i zacząłem warczeć.
- Nie złość się, na mnie. Ja nie jestem potworem. Nie robię tego ja, a Andre i Josh na nich możesz być zły owszem.
Jestem tu poto aby was poznać i pozwolić uwolnić wasze talenty o których nie macie pojęcia. Weźmy na przykład moją księżniczkę. - wskazał na Hayden. - Idealnie zbudowana, szybka, zwinna i potrafi powalić nawet największego i najsilniejszego przeciwnika. A ty bestio z Gévaudan? Co potrafisz? Jakie masz talenty?
"Zastanówmy się... Potrafię rozerwać ci gardło jednym kłapnięciem pyska. O! Już wiem! Sprawie, że będziesz umierał w cierpieniu jakiego niegdy nie doświadczyłeś."
- Czemu "Bestia z Gévaudan"? Każdy mnie o to pyta. Jednak ja zapytam ciebie.
"Możesz mi wytłumaczyć, a nie pytać?"
- Znasz mit, o Bestii z Gévaudan?
"Jasne. Mówiliśmy o niej na historii. Bestia mordowała ludzi i nikt jej nie mógł zgładzić."
- Na niewielką, francuską prowincję Gévaudan, leżącą w okolicach dzisiejszego departamentu Lozère, padł blady strach. Nieznane stworzenie w ciągu trzech lat dokonało 240 ataków na kobiety i dzieci. Bestialsko okaleczało ludzkie ciała a szczątki rozrzucało po okolicznych lasach i polach. Nawet interwencja samego króla Francji, który wysłał do Gévaudan swoich najlepszych żołnierzy i myśliwych, nie przynosiła rezultatu.
"Mówiłem."
- Przypominasz mi ją i to bardzo. W mojej rodzinie opis przekazywany był jednoznacznie. Czarna jak smoła, a jej oczy jarzyły się krwistą czerwienią, wręcz płonęły z nienawiści. Jednak ja widzę złote oczy, które nie mają w sobie nienawiści, lecz iskrę dobroci.
"Uwierz mi, w tobie widzę to samo, a nie czekaj. To tylko żądza władzy."
- Bestio, może pokażesz na co Cię stać?
"Z chęcią udowodnię ci jakim jesteś dupkiem, wgryzając ci się w tyłek."
- Wiem, że rozumiesz co mówię. Nie jesteś jak inni. Twoje oczy błyszczą.
"Błyszczą jak psu jajka na wiosnę."
- Pozwolisz mi?
Otworzył klatkę i wyciągnął ręce w stronę mojego pyska. Zacząłem warczeć. Cofnął się.
"Theo daj mu to zdjąć" usłyszałem od Hayden. Ustąpiłem.
- Spokojnie chcę tylko ci pomóc.
"Jak mnie stąd uwolnisz to pomożesz."
Poczułem jak delikatnie zsuwa kaganiec i palcami przejeżdża po moim futrze. Spojrzałem na niego.
- Niesamowite...
Zamknął kojec i ponownie usiadł na krześle.
- Wiem co zrobiłaś bestio z Gévaudan. Ręka Andre to twoja sprawka. Jednak pokazałaś na co Cię stać, do czego jesteś zdolna. - powiedział.
Cofnęło mnie do tego momentu gdy chwyciłem zębami dłoń myśliwego, który polował na nas. Czułem żądze mordu w tamtej chwili.
- Nie rozumiem tylko dlaczego go nie zabiłeś? Miałeś szanse.
"Sam tego nie wiem. Nie jestem potworem."
- Bestio. Podziwiam Cię, niesamowity z ciebie wilk jednak czuje, że nie do końca jesteśmy ze sobą szczerzy i coś przede mną ukrywasz.
"Czuje to samo."
- Opowiesz mi swoją historię?
"Jestem zwykłym nastolatkiem, chociaż może zwykłym to za mocne słowo do określenia mojego obecnego położenia i stanu umysłowego. Cała moja rodzina to wilkołaki. No cóż... co jeszcze chciałbyś wiedzieć?"
- Niezwykłe z ciebie zwierzę. Zdradzić ci moją tajemnice? - zbliżył się do klatki i patrzył na mnie.
"Jasne, od teraz najlepsi z nas kumple."
- Ale ma to zostać między nami zrozumiano? - palec wskazujący powędrował w górę, zatrzymał się tuż przy moim nosie. Nadstawiłem uszy.
- Postawiłem na ciebie sporą sumkę i mam nadzieje, że wygrasz. Od dzisiaj jesteś mój. Tylko MÓJ. - wyszeptał i uśmiechnął się.
"...jesteś MÓJ. Tylko MÓJ." to zdanie zabrzmiało echem po raz kolejny w mojej głowie. Nie bardzo rozumiałem na początku o co mu chodzi, ale teraz dotarło do mnie, że on chce mnie jako swoją maskotkę. Czuje, że nie wrócę do domu.
- Zauważyłeś to co masz przypięte to obroży? - wskazał palcem na blaszkę przytwierdzoną łańcuszkiem do obroży. - To twój identyfikator. Nikt cię stąd nie wyprowadzi bez mojej wiedzy. Zrobiony z metalu i trzymany przez 2 tygodnie w wywarze z wilczego ziela. Następnie grawerowany i przytwierdzony do obroży łańcuszkiem również zrobionym z metalu. Od dzisiaj zapomnij o swoim dawnym imieniu i życiu. Od dzisiaj jesteś numerem 024. Od dzisiaj masz nowe życie. Od teraz ja jestem twoim Panem. Od teraz jesteś Bestią z Gévaudan...

~*~
Rozdział 11 wskoczył z hukiem!
Motyw Bestii z Gévaudan.
*ducit z łac. ołów
Nella_0502

Prawdziwy AlfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz