Rozdział 9

110 8 5
                                    

Przez myśl przechodziły mi najgorsze rzeczy. Nie miałam już siły z tym walczyć. Położyłam się na śniegu i nie miałam zamiaru się podnieść. Bolały mnie łapy, za długo już idziemy.
,,Willow, chodź nie przedłużaj. Dotrzemy tam im szybciej tym lepiej, wtedy odpoczniemy." powiedział Quentin.
,,Nie mam siły iść dalej, Q. Musimy odpocząć, zatrzymać się na noc. Kenwood już nie daleko. Mamy czas." odpowiedziałam.
,,Okej, niech ci będzie." zgodził się.
,,Willow?" ciągnął.
,,Tak?" powiedziałam przez zamknięte oczy.
Podszedł i położył się obok mnie.
,,Jeśli chcesz pogadać to możesz na mnie liczyć." wypalił.
,,Dzięki." polizałam go po pysku.
Podnieśliśmy się oboje i usadowiliśmy pod drzewem.
,,Quentin, czy też czujesz, że czegoś ci brak? Tak no wiesz, wewnętrznie?"
,,Trochę" odparł.
,,Tylko trochę?" nie odpuszczałam.
,,Może więcej? Sam już nie wiem... Zmieńmy temat okej? Czy ty serio nie zgadzałaś się mnie "brać" z wami?"
,,Em... no, tak. Na początku tak, ale potem zrozumiałam, że trafiliśmy na wspaniałego wymuszacza postojów i..." zaczęłam.
,,No ciekawe kto teraz sie rozłożył na ziemi i wymusił postój" wkurzył się.
,,I dobrego przyjaciela Quentinie" skończyłam.
,,Miło. A Theo też najpierw miał wątpliwości, żeby ciebie zabrać?" spytał.
,,Na pewno miał. Nigdy nie pytałam Go o to. Myślę, że naraziliśmy się mu na wszelkie zagrożenia. Musiał mieć wątpliwości to nie uniknione. Mógł nam zaufać lub zostawić samych na pastwę losu, ale tego nie zrobił. Zaufał nam. Dbał o nas jak o własną rodzinę. Czułam się bezpiecznie przy nim. Myślał o nas. Wiedział co wiąże się z tym jak nas ze sobą zabierze. Raz było lepiej, a raz gorzej. Nosimy winę za Jego śmierć, Quentinie. Gdy podjął decyzję aby wrócić po ciebie wiedział co robi, a mi kazał uciekać stąd. Czułam, że zrobi coś głupiego. Jednak zaryzykował kosztem własnego życia, aby ratować ci skórę. Dlatego nie ma Go dzisiaj z nami. Walczył do końca. Uratował mnie, inaczej byłabym już dawno martwa. Jestem mu za to wdzięczna. Chciałbym mu podziękować za to co zrobił. Za to, że był i za to kim jest. Jednym słowem, był przyjacielem i prawdziwym Alfą." odpowiedziałam, chociaż ciężko było mi mówić o kimś kto wczoraj był z nami, a dzisiaj już go nie ma.
,,Masz rację,Willow." zgodził się.
Leżał obok mnie, jednak głowę zwróconą miał w drugą stronę.
Byliśmy bez niego tylko zwykłymi wilkami poruszającymi się jak po planszy do gry aby dotrzeć do mety i odejść w zapomnienie...
Nie chcę aby Theo odszedł w niepamięć. Chcę aby jego los był znany każdemu. Będę walczyć o legendę...
Zamknęłam oczy i próbowałam usunąć, aż w końcu się to udało.
-Theo? - zapytałam.
- Cześć Willow, jak się miewasz? - odpowiedział siedząc na przeciwko mnie w ludzkiej postaci. Nie wiedziałam go jeszcze bez maski wilka. Był naprawdę przystojny...
Ciemne włosy i brązowe oczy, które błyszczały. Jasna karnacja nadawała mu niesamowicie cudownego wyrazu. Ubrany w czarną podkoszulkę, na to założoną miał czerwoną koszulę i do tego jeansy oraz czarne buty.
- O czym myślisz? - zapytał.
- O tym jak mnie rozumiesz skoro nie jesteś wilkiem? - odparłam.
- Widzisz, jesteśmy jednym stadem możemy porozumiewać się za pomocą słów lub myśli. Tak jak my teraz. Interesujące i zarazem  niesamowite prawda? - uniósł ręce ku górze dla podkreślenia tego co powiedział. - Jak sobie radzicie?
- Nawet dobrze, jest w porządku dziękuję... - odpowiedziałam.
- Wiesz bardzo dobrze o tym, że idąc tam nic nie zdziałacie? - wypalił.
Zatkało mnie.
- Willow, to nie ma sensu. Wracajcie do domu. Nic nie zdziałacie pójściem do Kenwood sami, ewentualnie ktoś was ustrzeli i skończycie jako dywan, a tego chyba nikt by nie chciał. - skończył.
- Mam ochotę urwać ci głowę - burknęłam trochę wytrącona z równowagi.
- Możesz spróbować jestem tylko człowiekiem - podkreślił ,,człowiekiem" gestem za który chciałam go zatłuc.
Wstałam i wydałam z siebie gardłowy charkot, odsłaniając przy nim zęby.
Theo przykucną z opuszczoną głową, po chwili podniósł ją i mrugnął, a zamiast brązowych tęczówek pojawiły się złote. Jego głowa zmieniła się w wilczy łeb, przednie ręce i nogi w potężne i długie łapy, a wszystko pokryło się czarnym jak smoła futrem.
Stanął na przeciwko mnie w postaci wilka.
- Może teraz moje szansewyrównane? - warknął, odsłaniając zęby.

,,Willow, do cholery wstawaj!" słyszałam przez sen

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

,,Willow, do cholery wstawaj!" słyszałam przez sen.
,,Willow no! Przygniatasz mi głowę tym grubym dupskiem!"
,,Coś ty powiedział?" ocknęłam się leżąc na łbie Quentina i przygniatając go klatką piersiową.
,,Sorki" przeturlałam się na ziemię.
,,Quentin, wracamy do Santa Rosa" oznajmiłam mu.
,,Ty chyba żartujesz?" spojrzał na mnie jak na wariatkę.
,,Śnił mi się Theo. Kazał wracać i miał rację, że nic nie zrobimy sami bez niego bo nie wiemy czego szukać"
,,Skoro ci się śnił, to wracajmy. Wolę grzać tyłek u kogoś na kanapie niż na śniegu" wstał i zwrócił się w stronę z której przyszliśmy. ,,Idziesz?"
Wstałam i ruszyłam za nim.
Po chwili Quentin odezwał się.
,,Co ci jeszcze powiedział Theo?"
,,Rozmawiał ze mną jako człowiek. Potem się przemienił w wilka. Niesamowicie to wyglądało" odparłam.
,,Interesujące wręcz, nic więcej ci nie powiedział?" ciągnął.
,,Potem jakiś idiota mnie obudził."
Po tych słowach nie odzywaliśmy się do siebie aż do momentu wkroczenia na ścieżkę gdzie On zginął.
,,Nie wiem czy powinniśmy tam iść..."
,,Możemy iść na około, ale to zajmie nam plus 2 godziny" odparł Quentin.
,,Może..." zaczęłam.
,,Daj spokój ruszaj wilczy tyłek i chodź" warknął Quentin i ruszył przodem.
Szłam potulnie za nim. Bałam się tego co miałam zobaczyć, tam na środku drogi...
Bałam się Go, martwego.
Bałam się wszystkiego co z nim związane...
Uderzyłam nosem we włochaty tyłek Quentina. Potrząsnęłam głową i zrównałam się z Q.
To co widzieliśmy, a to co teraz widzimy było niemożliwe.
,,Czy ty..." zaczął Q.
,,Tak" odpowiedziałam.
,,Czy on..."
,,Tak"
,,To, to jest..."
,,Nieprawdopodobne"
,,On tu..."
,,Był" skończyłam.
Podbiegłam do miejsca gdzie leżał Theo. Wszędzie było pełno krwi. Jego zapach dochodził z każdej strony co przywoływało moje wspomnienia.
Jego pysk cały we krwi myśliwego.
Wzrok pełen pustki...

Każda próba wyłapania obcego zapachu była ciężka do wykonania i dużym wysiłkiem dla mnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Każda próba wyłapania obcego zapachu była ciężka do wykonania i dużym wysiłkiem dla mnie.
,,Wiejmy stąd Willow" warknął Quentin.
Rzuciliśmy się do biegu.
Śnieg uginał się pod naszym ciężarem. Spod moich łap wydobywały się grudki puchu.
Gdy zamykałam oczy On wciąż tam był. Siedział po turecku w koszuli i czarnym podkoszulku. Przy kolejnym opadnięciu powiek pojawiał się w postaci czarnego basiora...

***
Rozdział krótki z punktu widzenia Willow.
Dość długo nie pisałam może ze względu na brak weny? :)
Następny pojawi się na początku lutego.
Nella_0502

Prawdziwy AlfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz