*Oczami Białego Wilka*
Moje łapy przystanęły nad wielkim czarnym futrem, dookoła była krew.
Nie byłam pewna bezpieczeństwa tego miejsca.
Nachyliłam się i nosem dotknęłam pyska wilka. Nie reagował. Lekko łapą trąciłam jego głowę, odsłaniając ubrudzony krwią pysk.
Podeszłam do jego klatki piersiowej której była dziura wielkości naboju, taka sama jak w udzie i karku. Ponownie stanęłam nad głową mojego wnuka.
Poległ w obronie swoich przyjaciół.
Lekko drapnęłam w śnieg pod moimi łapami. Rysy pozostające po pazurach odbiły się na ciele Thea, w postaci złotego pyłu. Powtórzyłam ruch trzy razy, rany pojawiły się na klatce piersiowej.
Pył okrył całe martwe ciało wilka.
Nachyliłam łeb po raz kolejny nad głową wnuka.
Jego ciało było martwe, lecz pod grubą skórą żył. Dusza nie umarła wraz z ciałem, jest niespokojna, bo nie wypełniła swojego obowiązku.
Cofnęłam się.
"Theo...Theo... Słyszysz mnie?"*Perspektywa Thea*
Biegłem. Byłem zdezorientowany tym gdzie jestem. Dookoła mnie była biała przestrzeń. Usłyszałem strzał za sobą. Gwałtownie powstrzymałem łapy od pędu. Odwróciłem się.
Zobaczyłem wilka stojącego na przeciwko człowieka posiadającego broń z której strzał.
Drugi, trzeci, czwarty i ostatni strzał. Widzę jak zwierzę upada.
Kolejna seria strzałów obok. Słyszę jak kolejne zwierzę upada, a myśliwy odchodzi.
Podchodzę do obydwu wilków.
Jeden z nich ma beżowe uszy... Willow.
Drugim okazał się... Quentin.
"Theo...Theo...Słyszysz mnie?"
Rzuciłem się do ponownego biegu. Głos wciąż powtarzał moje imię.
Quentin i Willow, Willow i Quentin... imiona dwóch wilków wciąż były w mojej głowie, nie mogłem się od nich uwolnić.
Willow i Quentin, Quentin i Willow, i ten sam głos rozchodzący się wokół mnie wołający "Theo...", doszedł do tego okrutny ból w klatce piersiowej. Zerknąłem na nią, była cała w rysach pokrytych złotym pyłem. Zatrzymałem się, wyciągnąłem łeb w górę i zacząłem wyć. Mój głos rozchodził się echem...
Nicość zniknęła za to pojawiła się ciemność. Czułem jak moje ciało otacza chłód. Zerwałem się na równe nogi, stając na przeciwko białego wilka.
- Theo...
Piekąca klatka piersiowa dawała się we znaki. Spojrzałem na nią, ale rany zniknęły.
- Theo. - powiedziała stanowczo.
Oddychałem ciężko, nie mogłem złapać powietrza łapałem je jak najszybciej.
- Theo. - powtórzyła. - Spójrz na mnie.
Uniosłem wzrok z mojej klatki na Rose. Była lekko zdenerwowana i nadzwyczaj spokojna.
- Nie chciałam zaczynać tego od początku, bo miałam nadzieję, że jesteś na tyle dojrzały by to zrozumieć, ale widocznie muszę tobą porozmawiać. Czy możemy zacząć?
Milczałem.
- Możesz wytłumaczyć mi dlaczego, leżałeś tu z ranami w których znajdowały się kule? - zaczęła.
- Ja...ja... nie pamiętam. - wydyszałem.
- A co pamiętasz? - wypuściła ciężko powietrze z płuc, a ja nie miałem jej nic do powiedzenia, ale spróbowałem.
- Dlaczego tu leżałem z kulami? Może dlatego, że ratowałem tyłek Quentinowi przed myśliwymi? Nie ostrzegłaś mnie przed nimi, więc to nie moja wina.
- Wiesz kim jest alfa? - spytała niezadowolona co można było wyczytać z jej oczu.
- No, alfa jest dowódcą stada, a co to ma do rzeczy? - odparłem.
- Nie tylko Theo. Osobnik alfa musi być wilkiem dużym i silnym, by móc poprowadzić swoją watachę i przeciwstawić się rewolucjonistom. Alfa to nie tylko najwyższe stanowisko, ale i obowiązki które się z nim łączą. Nie możesz stać się alfą od tak. To przechodzi z pokolenia na pokolenie lub w najgorszym wypadku beta rzuca wyzwanie alfie i wtedy walczą o stanowisko w stadzie.- warknęła.
- To dlaczego ja? Ktoś mnie zapytał o zdanie czy ja chce nim być? - mruknąłem.
- Twoje zdanie się nie liczy w tym wypadku. Nie przewidzę kto będzie kolejnym alfą w naszej rodzinie. Miałam nadzieję, że padnie na Malię, ale się pomyliłam. Ma dobry charakter do bycia przywódcą.
- Jesteśmy potworami.
- Wilkołaki to nie potwory. - zjeżyła sierść na karku i kłapnęła zębami.
- No to może mi powiesz kim jesteśmy? Nie mogę żyć normalnie, a może da się to uleczyć?
- Jesteśmy ludźmi wilczej krwi, a nie bezlitosnymi potworami bez serca. To, że wyglądamy jak wilki nie czyni z nas jeszcze dzikich bestii za które nas uważają od wieków. Myślisz, że wilkołaki nie żyły wśród ludzi wcześniej? Nasza rasa jest obecna cały czas tylko tępiona przez Łowców. Mamy swój kodeks i się go trzymamy. Dopóki żadna ze stron nie złamie go, jesteśmy bezpieczni. Bycie wilkiem to dar, ale ty tego nie doceniasz.
- Chcę normalnie żyć. Nie mam ochoty bawić się w wilkołactwo. Od miesiąca jestem zwierzęciem. Zdajesz sobie sprawę, że rujnujesz, a raczej to czym jestem rujnuje mi życie? Oczywiście, że nie. Dla ciebie liczy się tylko abym był alfą - wyrzuciłem to z siebie, ale po jej minie wnioskuję, że z chęcią by mi przegryzła tchawicę.
- Myślisz, że chcę męczyć się z nastolatkiem który nie pojmuje tego, że stado Dakota jest zagrożone? Nie mam na to ochoty. Zachowujesz się jak gówniarz, który zostawił zabawki w przedszkolu. Nie doceniasz tego, że masz dar za który, zwykli ludzie oddaliby życie. Patrzysz tylko na swój nos, aby tobie było dobrze. Nie wszystko w życiu jest po naszej myśli. Tak, chciałam aby to Malia była alfą przynajmniej się do tego nadaje. A ty? Byłeś czarną owcą w rodzinie od zawsze. Więc, może teraz pokażesz na co Cię stać i zmienisz zdanie które cala rodzina o tobie ma? Udowodnij, że się nie mylił wybierając ciebie. Czuł, że jesteś inny. - patrzyła na mnie wzrokiem pełnym pogardy. Dotknęły mnie jej słowa.
- Czego mam szukać w Kenwood?
- Deaton. Doktor Deaton. Dom z czerwonym dachem. Nie rzucaj się w oczy, rada na przyszłość. Dopóki nie potrafisz przemienić się w człowieka może się to źle skończyć szczególnie, że jesteś jeszcze nie stabilny. - odparła.
- Co mam robić jak go znajdę?
- On już będzie wiedział co trzeba zrobić. - odwróciła się i chciała odejść.
- Powiesz mi dlaczego ja?
- Twój charakter od początku był słaby, ale teraz widzę, że On się nie mylił. Widział w tobie materiał na alfę. Mam nadzieje, że i Sam wie kim będziesz. - powiedziała i odeszła.
Zostałem sam, zupełnie sam.
Nie rozumiem tylko o kim ona mówiła. Kim był On? Jak zwykle tajemnicza i oszczędna w słowach jakby były jej wrogami. Quentin twierdzi, że jestem rzadką alfą. Ale czy i ja tak uważam? Nie. Nie jestem alfą nie każdy czarny wilk musi nią być. Mogę być betą i wieść spokojne życie lub być alfą z problemami.
Od czasu przemiany mam mnóstwo czasu na przemyślenia i podejmowanie decyzji. Cała rodzina jest zależna od tego co zrobię i tego co nie. Poświęciłem życie na ratowanie tyłka Quentinowi, a raczej części mojego stada za które jestem odpowiedzialny. Mam nadzieje, że nie będę żałował niczego co teraz zrobię i jak to rozegram...
Długie łapy uderzały o ziemię zostawiając w nich ledwo widoczne ślady. Futro muśnięte kroplami wody. Zmysły czujne, zdolne wyłapać każdy zapach i ruch. To zaleta bycia wilkołakiem. Rose miała rację, że jestem czarną owcą w rodzinie. Odbiło się to na kolorze mojej sierści.
To On wskazał mnie na alfę, a może i mnie wybrał. Widział we mnie coś, czego nikt nie zobaczył...
Śniegu coraz więcej. Zwolniłem moje ruchy do powolnego chodu, aby wtopić się w tło. Znajdowałem się już bardzo blisko. Intensywny zapach człowieka niósł się na obrzeżach lasu. Nie było to miasto jak się spodziewałem. Powiedziałbym raczej, że to małe miasteczko z kilkoma domkami. Wciąż trzymałem się blisko skraju lasu. Coś dziwnego było w Kenwood. Wyczuwałem to. Podświadomość kazała mi uciekać, jednak umysł - iść.
"Uciekaj" usłyszałem rozchodzące się echem.
Moje łapy stąpały do przodu. Krok za krokiem. Starałem się wypatrzeć czerwony dach. Dom stał nie daleko lasu, a teren wokoło był czysty. Ruszyłem biegiem w jego kierunku. Zwolniłem przy przed ostatnim domku i wolno podszedłem. Stanąłem na przeciwko jego drzwi. Już miałem zaskrobać gdy ogarnęła mnie ciemność. Mroczki pojawiające się przed moimi oczami przybywały szybko. Obejrzałem się za siebie. Dwaj mężczyźni szyderczo uśmiechali się do siebie. Jeden z nich miał broń. W moim udzie tkwił nabój podobny do strzykawki z czerwonym piórkiem na końcu. Znowu to samo. Łapy pode mną ugięły się. Upadłem, powoli czując jak powieki opadają. Widziałem jak podchodzą do mnie i chwytają za łapy unosząc w górę...
Czułem jak leżę na stole, zakładali mi obrożę...
Zamknęli mnie w klatce. Dość ciasnej, abym miał ograniczone ruchy.
Łapy wciąż związane, na pysku coś dziwnego. Uniemożliwiało mi otwarcie go.
To nie możliwe... Kaganiec. Metalowy kaganiec dla psa...
Potem zapadła ciemność...
~*~
I jest!
Rozdział 10 w końcu nadszedł!
Nella_0502
CZYTASZ
Prawdziwy Alfa
Manusia Serigala17-letni chłopak mieszkający w Santa Rosa borykający się z problemami zwykłego nastolatka i młodego wilka który bardzo szybko się uczy, ale nie potrafi zapanować nad przemianami...