Zsunąłem się z metalowego stołu, stawiając powoli stopy na zimnych kafelkach. Obok umywalki leżały złożone ubrania i buty. Powoli podszedłem do nich. Oparłem się o umywalkę ciężko dysząc. Bolała mnie głowa i klatka piersiowa. Spojrzałem w lusterko znajdujące się naprzeciwko mnie.
Widziałem chłopaka z szarymi oczami, pozbawionymi naturalnego koloru, jednego z odcieni brązu. Jego tors był pokryty ranami, starannie pozszywanymi, tak samo jak ręce. Był blady jak ściana. Podkrążone oczy jak u narkomana.
To nie byłem ja.
Brakowało mi siły.
Powoli podniosłem ubranie i założyłem na siebie. Po raz kolejny zabrakło mi tchu. Stawiałem ostrożne kroki w stronę przejścia do mieszkania. Złapałem klamkę, oparłem się czołem o drzwi i zamknąłem oczy. Po chwili podniosłem powieki i otworzyłem drzwi. Wlokłem się niczym ślimak w stronę kolejnych drzwi, robiąc co moment postój na złapanie oddechu.
Wreszcie udało mi się dotrzeć do końca. Nacisnąłem drugą klamkę i uchyliłem drzwi. Jasne światło oślepiło mnie na ułamek sekundy. Wślizgnąłem się do kuchni, przy stole zastałem Deatona czytającego jakieś papiery. Uniósł wzrok i pośpiesznie wstał. Podszedł do mnie i złapał pod ramię, pomagając mi iść. Puścił mnie dopiero, gdy doszliśmy do kanapy. Pozwolił abym opadł na nią swobodnie. Sam usiadł naprzeciwko mnie w fotelu. Zamknąłem oczy, ale obudził mnie jego głos.
- Wyglądasz jak śmierć na chorągwi.
- Dzięki. - wysapałem.
- Nie wiem od czego zacząć...
- Wal śmiało. - zachęciłem go.
- Skoro tak mówisz. Najpierw powinienem cię równo opierdzielić, że się nie posłuchałeś jak powiedziałem, że poradzę sobie sam, ale tego nie zrobię. Chciałem ci podziękować za uratowanie Courtney i mnie. Naraziłeś się dla nas, choć nawet się nie znamy...
- Jesteś ważny dla Rose i tylko to się liczy. Nie mogłem patrzeć jak robią wam krzywdę, gdy głównym tego powodem byłem ja. - wysapałem dysząc.
Nie skomentował tego, czego się nie spodziewałem.
- Druga sprawa jest dość drastyczna.
- Już nic od tego - wskazałem ma siebie. - nie jest bardziej drastyczne.
- Miałeś liczne obrażenia zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Jeśli spróbujesz się przemienić... - przerwał, obserwując mnie.
- Mów dalej.
- Możesz tego nie przeżyć. - dokończył.
Cóż, nie powiem, ale wbił mnie w kanapę.
- Czyli...
- Twój układ nerwowy doznał urazu, który może odbić się na tobie w znacznym stopniu podczas Przemiany. Możesz tego nie przeżyć, bo zmiana kształtu jest obciążeniem dla całego organizmu. Miałeś zbyt dużo ran po poprzednich starciach, w których brałeś udział. - wydusił i czekał na moją reakcje.
Nie miał na co liczyć, byłem zbyt wyczerpany, aby cokolwiek powiedzieć, czy nawet zwykłe "yhy" sprawiało mi trudność.
- Możesz się uleczyć pod postacią człowieka lub wilka co wiąże się z dużym ryzykiem... - dodał po chwili.
Zamknąłem oczy. Było mi tak dobrze.
- Tato? - usłyszałem.
Courtney.
Wyrwało mnie to z transu.
Jednocześnie odwróciliśmy się w jej stronę.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - odezwał się weterynarz.
- Przyszłam po wodę... a ty czemu nie śpisz? Jutro na 9:00 masz pacjenta i zabieg potem. Chyba lepiej abyś był przytomny? - odparła.
- Zaraz się położę, tylko skończymy.
- No dobrze, ale nie siedź za długo. Dobranoc tato. - skwitowała i wyszła.
Usłyszałem jak wyjmuje szklankę i nalewa do niej płynu, następnie znowu mija pokój i idzie na górę.
- Dlaczego jej nie powiesz? O tym? O wszystkim? O mnie? O Tobie? Szanuje inicjatywę jakiej się trzymasz, ale musisz liczyć się z tym, że jak ty jej nie powiesz to zrobi to ktoś inny, albo sama się o tym dowie. - plątał mi się język, ale chciałem mu uświadomić co robi. Milczał przez cały czas, więc ciągnąłen dalej.
- Wolisz aby zrobiła to sama? Czy może, któregoś dnia spotka takiego dziwoląga jak ja i on jej o tym powie? Ja patrząc na siebie widzę potwora, a przed lustrem to... - mrugnąłem i moje oczy stały się złote.
CZYTASZ
Prawdziwy Alfa
Werewolf17-letni chłopak mieszkający w Santa Rosa borykający się z problemami zwykłego nastolatka i młodego wilka który bardzo szybko się uczy, ale nie potrafi zapanować nad przemianami...