1

171 9 0
                                    


„I know the things you wanted
They're not what you have
With all the people talkin'
It's drivin' you mad
If I was standin' by you
How would you feel
Knowing your love's decided
And all love is real..."

Guns N' Roses, „Don't Cry" (alt. lyrics)



„Richie, gdzie jesteś ty, tam i ja, na tym to chyba polega".

Te właśnie słowa Kate Ashwort wypowiedziała do swojego męża równo rok temu. Kate Ashwort... Nadal dziwnie to dla niej brzmiało. Nadal czasami czuła się niegodna nosić nazwisko tego wielkiego człowieka. Nadal łapała się na tym, że patrzy na niego z respektem i podziwem, i że zaszczytem dla niej jest jego czuły i kochający wzrok. Nadal czuła się głównie podporą, stojącą w cieniu. A przecież ta kobieta kochała słońce. Uwielbiała dominować, błyszczeć, potrzebowała jak tlenu tego, by wokół niej coś się działo. Czasami marzyła, by w końcu zacząć lśnić swoim własnym światłem, a nie jedynie chłonąć blask swego sławnego męża. Ale przecież za mocno go kochała, by stawiać swoje warunki. Nie było jej to potrzebne. Wmawiała sobie, że przecież nie spotka jej w życiu większe szczęście niż bycie żoną Richarda. Co z tego, że nikt nie wiedział o ich małżeństwie, że portale plotkarskie nie zachwycały się młodą żoną brytyjskiego aktora, co z tego że nikt nie znał jej roli w jego życiu, jej wpływu na jego charakter, zachowanie, a nawet poniekąd na role, które grał. Przecież bycie znaną z bycia żoną Richarda Ashworta nie byłoby niczym, z czego mogłaby być dumna. Nie była pierwszą lepszą, pustą idiotką, zdawała sobie sprawę że ma w sobie potencjał do tego, by błyszczeć równie mocno co jej słynny mąż. Stała jednak wiernie w cieniu, bo wiedziała, jak trudne jest życie sław. Obserwowała to na co dzień i już dawno stwierdziła, że w małżeństwie musi być równowaga – skoro jedno jest na świeczniku, drugie musi czuwać nieustannie i dbać o to, by nic tego pierwszego nie sparzyło. Ona, ambitna i utalentowana kobieta, była właśnie tym drugim – ale lubiła to. Dla Richarda było warto. By widzieć jego pełen wdzięczności uśmiech, zakochany do szaleństwa i stęskniony wzrok, gdy codziennie wieczorem wymawiał słowa: „kochanie, dziękuję Bogu, że jesteś ze mną"... Czy mogła być szczęśliwsza?

Pewnie, że mogła. Ale ten poziom szczęścia jej wystarczał. Choć nie wszystko było idealnie. Nadal czuła się przytłoczona Nowym Jorkiem. Pomimo roku tu spędzonego nie potrafiła polubić tego miasta. Oddychała pełną piersią, kiedy odwiedzali rodzinę i przyjaciół Richarda w Londynie. To miasto miało swój specyficzny klimat, który lubiła – choć generalnie była zwolenniczką cichych, spokojnych i niewielkich miasteczek bądź wsi. Na to jednak przestała liczyć, wiedziała, że marzenia o pięknym domku wśród ogrodów, drzew i pól są bardzo odległe. Miała jednak męża, który był całym jej życiem, i oddanych przyjaciół, jakimi stali się dla Ashwortów państwo Darcy. Choć oba małżeństwa bardzo się lubiły to – o ironio – Richard lepiej dogadywał się z Laurą, a Kate z Colinem. Dzięki temu, że panowie grali razem w filmie przez kilka miesięcy, wszyscy spędzali ze sobą dużo czasu. Po zakończeniu projektu, który zapowiadał się na wielki kinowy sukces, Richard zaczął pracę na planie mini serialu wojennego. Spędzał tam jeszcze więcej czasu, niż dotąd, ale nigdy nie usłyszał od żony złego słowa. Ona natomiast pracowała nad kolejną książką. Pierwsza, którą z pomocą przyjaciół swojego męża wydała w swoim ojczystym kraju, okazała się hitem. Polki oszalały na punkcie powieści „Ta, którą kocham", opowiadającej o trudnej relacji młodej, niewinnej dziewczyny ze słynnym rockmanem, których los po wielkiej, burzliwej miłości rozdzielił na długie lata. Kate poruszała w niej naprawdę niebezpieczne tematy, a jednocześnie spełniała marzenia. To musiało się udać. Parokrotnie była w Polsce na spotkaniach autorskich, z kompletnie nieznanej dziewczyny stała się tam sławną, poczytną autorką literatury kobiecej – choć oczywiście, chcąc uniknąć niepotrzebnego rozgłosu i niedogodności dla Richarda, absolutnie nie używała swojego aktualnego nazwiska, a korzystała z panieńskiego. Mąż był z niej dumny, ale... No właśnie. To „ale" zaczynało ją powoli uwierać.

Primadonna 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz