Rozdział 26. Odbijemy cię kochanie.

4K 197 1
                                    


Obudziłam się w jakiejś starej, ciemnej i zimnej piwnicy. Leżąc na mokrym materacu rozmyślałam o tym co się że mną stanie. Czy ktoś mnie szuka, czy daleko mnie wywieźli, ile będę tu siedziała i co się ze mną potem stanie. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, jak daleko od domu. Moje myśli przerwał dźwięk przekręcanego  zamka w drzwiach. Do środka wszedł pewien blondyn, uśmiechnął się do mnie, rzucił kromkę  chleba i wyszedł. Powoli doczołgałam się do jedzenia, a gdy okazało się, że jest twarde jak kamień zrezygnowałam i wróciłam na swoje miejsce. Było mi zimno, w brzuchu mi burczało i byłam zmęczona. Postanowiłam się zdrzemnąć. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

Zbudził mnie śmiech mężczyzny. Powoli otworzyłem oczy, a przed sobą ujrzałam tego samego chłopaka, co wtedy w piwnicy.

- Widzę, że się obudziłaś skarbie.- powiedział z kpiną.

Nie miałam zamiaru mu odpowiedzieć więc uderzył mnie w policzek. Piekło niemiłosiernie.

- Dalej nic nie powiesz. W sumie tak jest lepiej. Teraz grzecznie mnie posłuchasz. Zostaniesz tu i czy ci się to podoba, czy nie, będziesz w piwnicy. Póki co nie mam zamiaru ci nic robić, ale kto wie. Mogę zmienić zdanie.- skończył mówić i tak po prostu sobie wyszedł, a mnie zostawił przywiązaną  do krzesła z zaklejonymi ustami.

Siedziałem zamknięta dobre 6 godzin. Bez wody, bez jedzenia nie wiem jak długo pożyję. Nagle do piwnicy wparował młody chłopak. Mniej więcej w moim wieku.

- Zbieramy się.- powiedział po czym rozwiązał mnie ale usta zostawił zaklejone.

Wyszliśmy z budynku, a na zewnątrz roiło się od gwardii pałacowej. Wszyscy stali za samochodami i celowali w porywaczy. Nagle z jednego z aut wysiadł Eryk. Miał podkrążonej oczy i brakowało im tego blasku. Gdy mnie zobaczył wyraźnie się przestraszył. Byłam całą brudna i miałam kilka zadrapań. Widziałam, że powstrzymywał się aby nie podejść do mnie i nie zabrać mnie z ich rąk. Podszedł ten blondyn i przyłożył do mojego czoła pistolet. Poczułam chłód metalu na skórze. Wystarczyła się i w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy.  Eryk bezgłośnie powiedział: ,, Odbijemy cię, kochanie". W głębi serca miałam nadzieję, że tak się właśnie stanie.

- Rusz się!- krzyknął jeden z porywaczy i wepchnął mnie do jakiejś ciężarówki.

Kazał  usiąść na podłodze, więc tak zrobiłam. Skuliłam się i schowałam w roku pojazdu.

- Ruszamy, zanim nas dogonią.- powiedział blondyn, którego imienia nadal nie znałam.

Całą podróż minęła w ciszy. Gdy wypchnięto mnie z auta, jeden z chłopaków pociągnął mnie przez co upadłam na ziemię. Wszyscy wkoło zaczęli się śmiać. Nagle podszedł do mnie blondyn z grymasem na twarzy, pociągnął za włosy, przez co zmuszona byłam wstać i uderzył z pięści w żebra. Bolało piekielnie, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Co, mężuś nie pomógł. Jaka szkoda.- zaśmiał się gardłowo.- Zabierzcie ją, do pokoju.- po jego słowach dwóch napakowanych facetów wzięło mnie i zanosiło do pokoju, o ścianach czarnych jak smoła.

Przywiązali moje ręce do łańcucha zwisającego z sufitu i poszli sobie.
Po paru minutach pojawił się blondyn.

- Witaj, Katcherine. Nazywam się Jacob. Jacob Merryweader.- przedstawił się i nie zważając na mnie kontynuował.- Jestem synem, człowieka, którego wsadziłaś za kratki na długie lata. Mam zamiar się na tobie odegrać. - podszedł do mnie powolnym krokiem.

Dotknął mojego policzka i przejechał po nim palcem.

- Jesteś taka piękna, szkoda tylko, że masz już męża.- powiedział i dalej błądził palcem po mojej skórze.

Odsunął się szybko i podszedł do stołu. Z walizki wyjął nóż, przez co moje ciało ogarnął nieprzyjemny dreszcz. Znowu podszedł do mnie i zaczął nożem rozcinać moją sukienkę, a raczej jej resztki. Gdy zostałam już w samej bieliźnie wbił nóż w moje udo. Syknęłam z bólu. On widząc to wbił go jeszcze bardziej. Myślałam, że nie wytrzymam, ale on postanowił pomęczyć mnie jeszcze bardziej. Wyjął kolejny nóż, tym razem wbił go w drugie udo. Krzyczałam ile sił, ale on mnie nie słuchał. Moje krzyki i bałaganie, żeby przestał zachęcały go jeszcze bardziej. Gdy myślałam, że stracę przytomność, on jednym szybkim ruchem wyjął sztylety że mnie. Wygrał je z krwi i odłożył do walizki. Następnie wyjął z niej gruby skórzany bat. Kazał mi liczyć uderzenia. Doliczyłam do 26, a następnie się zgubiłam. On widząc to wymienił narzędzie tortur na inne. Wziął trzciny i nimi mnie bił. Piekło tak, że po trzech uderzeniach wykończona straciłam przytomność.


Znaleźć Czas Na Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz