1

4.1K 191 17
                                    

* Cztery miesiące wcześniej *

To był dzień, jak każdy inny. Nic nie zapowiadało tragedii, jaką miało się okazać porwanie Nadii. Skąd właściwie wiedzieliśmy, że została porwana? Na początku, żadne z nas nie przejmowało się specjalnie plotkami, które do nas docierały dotyczących porwań i morderstw takich, jak my. Jednak nagle w całym kraju zaczęli znikać przedstawiciele naszego gatunku, a część z nich odnajdywała się martwa. Jedynym wspólnym elementem była czarna furgonetka, o której wspominano przy każdym z zaginięć. Specjalnie przyciemniane szyby i ostry, gryzący zapach środków dezynfekujących uniemożliwiał naszym wyostrzonym zmysłom dowiedzenia się, czegokolwiek więcej.

Dokładnie taką furgonetkę zauważyła Ana, w drodze do sklepu. Przez kolejne dni każde z nas miało okazję zobaczyć ją przynajmniej raz, ale dla bezpieczeństwa Chris kazał nam trzymać się od tego z daleka. Niechętnie, ale posłuchaliśmy go. Zaczęliśmy trzymać się razem i pilnowaliśmy, by nigdy nie zostawać samemu. Nawet mój ojciec zgodził się przenieść na jakiś czas do domu mojego i Nathana. Niestety to nie wystarczyło.

To był środek dnia. Spacerowałam wówczas z ojcem, jak za dawnych czasów. Mieliśmy poznać się lepiej, a on uparcie powtarzał, że ma mi coś niezwykle ważnego do powiedzenia, czego nie mógł powiedzieć przy reszcie mojej rodziny. Zanim udało mi się dowiedzieć, o co chodzi zadzwonił mój telefon. Daniel wściekłym tonem opowiadał, jak razem z Kellanem wrócili do domu Chrisa po papiery, których zapomnieli, a to, co tam zastali kompletnie ich zaskoczyło. W domu panował chaos. Wróciliśmy pospiesznie tak, jak reszta rodziny przekonując się na własne oczy, że wnętrze nie przedstawiało się najlepiej. Jednak nie to było najgorsze. Mężczyźni próbowali znaleźć cokolwiek. Niestety na próżno, nie było żadnych śladów, a jedynie nieprzytomny James, leżący na podłodze.

Jego rany szybko się zagoiły, ale gdy tylko się ocknął był wściekły i przerażony. Nadia była w domu razem z nim, kiedy wpadli ci mężczyźni. Jakimś sposobem udało im się pozbawić go przytomności i sądząc po tym, że blondi nie było nigdzie w pobliżu, zabrali ją ze sobą. Wściekał się na nich i na samego siebie za to, że ich zlekceważył. Kto mógł go za to winić? Żadne z nas nie spodziewałoby się, że zwyczajni ludzie będą w stanie nam zagrozić. Nie mieliśmy pojęcia, po co zabrali Nadię ze sobą, ale modliliśmy się, żebyśmy znaleźli ją żywą.

Rozpoczęliśmy poszukiwania.

* Czasy obecne *

Kolejny dzień siedziałam na kanapie będąc sfrustrowaną i wkurzoną jednocześnie. Miałam wrażenie, że byłam jedyną osobą, która nie pomaga w poszukiwaniach, a przecież Nadia była dla mnie, jak siostra. Kochałam ją i martwiłam się, a poza tym nienawidziłam tej bezczynności.

- Zrozum kochanie - zaczął po raz kolejny Nathan - nie chcę, żebyś narażała się w tym stanie.

- Jakim stanie? - warknęłam. - Jestem ciężarna, nie umierająca do cholery! - denerwowanie mnie nie było dobrym pomysłem, ale najwyraźniej mój ukochany nie bardzo się tym przejmował.

- Właśnie! - zawołał również zły. - Nosisz nasze dziecko. Nie mogę pozwolić, by coś się wam stało. Jestem pewien, że Nadia również nie chciałaby byś narażała dla niej siebie i dziecko.

Po części wiedziałam, że miał trochę racji. Jednak mimo to nie mogłam tak po prostu odpuścić i przyglądać się temu wszystkiemu z boku. Nawet, jeśli mój brzuch był już ogromny, a poród był tylko kwestią czasu. Chociaż z ciążą wilkołaków nigdy do końca tak naprawdę nie było wiadomo, a do tego byłam pierwszą nieumarłą, która spodziewała się dziecka, przez co byliśmy jeszcze bardziej niepewni, choć obydwoje nie mogliśmy się już doczekać, aż nasze maleństwo przyjdzie na świat. Ojciec za to z początku był zszokowany i nie obyło się bez pouczającej rozmowy z Nathanem, której samo wspomnienie sprawia, że mam ochotę się roześmiać oraz jednocześnie schować z zażenowania. Najważniejsze było jednak to, że była ona kompletnie zbędna, ponieważ Nathan nigdy by mnie nie zostawił. Chociaż cieszyłam się, że Elach o mnie dbał.

- Wiem - odpowiedziałam mu niezadowolona. Położyłam dłoń na brzuchu i westchnęłam czując kopnięcie. - Tobie też nie podoba się, że mamusia chce skopać komuś tyłek?

Mój ukochany uśmiechnął się kładąc jedną swoją dłoń na mojej, a drugą obejmując mnie.

- Jestem pewien, że nasze maleństwo będzie miało jeszcze mnóstwo okazji, żeby zobaczyć, jak jego śliczna mamusia skopała komuś tyłek - zachichotał. - Nawet, jeśli tym kimś najprawdopodobniej będę ja - dodał po chili.

- Nie moja wina, że kupiłeś złe ciastka - wzruszyłam ramionami. - Powinieneś lepiej słuchać ciężarnej.

- Muszę się z nią zgodzić synu - Chris zaśmiał się wchodząc do salonu, gdzie oboje siedzieliśmy. - Kiedy Ana była w ciąży przechodziłem prawdziwe piekło.

- Jakoś wtedy nie miałeś nic przeciwko - wtrąciła Ana, pojawiając się za blondynem. - Postarałeś się nawet o drugie.

Oboje się zaśmiali, po czym Chris pocałował ją. Odwróciłam się do Nathana, który również na mnie patrzył.

- Poprzestańmy na razie na jednym, dobrze? - zaproponował poważnie.

- Jestem za - powiedział mój ojciec, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Posłał mojemu ukochanemu srogie spojrzenie zanim usiadł obok nas. - Zgadzam się też z tym, co mówił wcześniej Nathan. Nie powinnaś się w to mieszać Zoe.

Jęknęłam sfrustrowana. Wszyscy sprzysięgli się nagle przeciwko mnie.

- Nie znoszę was - odezwałam się tonem obrażonego dziecka.

Wstałam i udałam się do kuchni, a następnie wyjęłam z jednej z szafek pudełko słonych krakersów, a z zamrażarki wyciągnęłam pudełko moich ulubionych lodów miętowych z kawałkami czekolady. Nałożyłam sobie dużą porcję, na którą posypałam pokruszone krakersy. Chociaż nie miałam pojęcia, dlaczego kobiety w ciąży jedzą rzeczy, których normalnie nie wzięłyby do ust sama nie miałam obecnie nic przeciwko temu, a dziecko zdawało się lubić to połączenie słonego ze słodkim. Chociaż miałam nadzieję, że kiedy już się urodzi nie będzie jadało takich eksperymentów kulinarnych. Nathan nie przejmował się tym grzecznie jeżdżąc do sklepu praktycznie o każdej porze dnia i nocy, spełniając wszystkie moje zachcianki.

- Nie ma soku - oznajmiłam stojąc przed otwartą lodówką. - Nie mogę zjeść moich lodów bez soku z mango. Nathan - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ pojawił się obok unosząc dłonie w geście poddania.

- Wiem, wiem. Już jadę - westchnął.

- Pantoflarz - powiedział z szerokim uśmiechem James.

- Zobaczymy, co zrobisz, jak Nadia będzie w ciąży - usiadłam i zaczęłam powoli jeść moje lody.

Myślisz, że będziemy mieć chłopca czy dziewczynkę? Spytałam w pewnej chwili Aster. Odkąd okazało się, że byłam w ciąży moja wilczyca niemal skakała z radości. Chociaż maleństwo jeszcze się nie urodziło, ona już darzyła je miłością i uwielbieniem. Z resztą nie mogłam się jej dziwić, ja czułam dokładnie to samo.

Dziewczynka. Odpowiedziała pewnie. Zawsze, gdy mówiła o dziecku, jej głos przybierał ten szczególny ton. Przypominał mi nieco ten, którym zwracała się do mnie moja matka, Alaya. Chciałam zapytać jej skąd to wie, ale usłyszałam czyjeś kroki na zewnątrz. Nie tylko ja z resztą, ponieważ ojciec także odwrócił się do źródła dźwięku.

- Ktoś się zbliża - oznajmiłam pozostałym.

Chris, Ana oraz James natychmiast spięli się w oczekiwaniu. Ja zareagowałam tak samo. Słyszałam kroki tylko jednej osoby, ale dopiero, kiedy zbliżyła się na wystarczającą odległość rozpoznałam, do kogo należą.

Nieumarli 03 - Nasze WilkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz