21

1.2K 93 9
                                        

* Nathaniel *

Gdy tylko wstrzyknął mi ten płyn obraz przed moimi oczami zaczął się zamazywać, a ja poczułem znajomą dezorientację. Choć nie była tak silna, jak poprzednim razem doskonale znałem to uczucie i w moich wspomnieniach pojawił się ten sam las w Rochester, w którym skończyłem wówczas. Irracjonalna złość ponownie narastała we mnie zmuszając mnie do kurczowego zaciskania zębów oraz dłoni w pięści.

- Zoe - wydusiłem, usiłując zapanować nad sobą. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? 

Dziewczyna z pytającym spojrzeniem pokiwała głową. Nie spuszczałem z niej wzroku, gdy moje mięśnie napinały się. Coraz bardziej chciałem wyrwać się z tych cholernych łańcuchów, ale wiedziałem, że gdybym to teraz zrobił prawdopodobnie usiłowałbym pozabijać wszystkich dookoła zanim opadłbym z sił. Zupełnie tak, jak poprzednim razem. Dlatego potrzebowałam mojej przeznaczonej, by raz jeszcze ukoiła trawiącą mnie furię.

* Zoe *

Nie miałam bladego pojęcia, czym był w rzeczywistości ten środek, jednak nie podobało mi się, w jaki sposób zareagował na niego Nathan. Reszta rodziny również nie wydawała się w lepszym stanie. Każdy z nich napinał mięśnie do granic możliwości, ciągnąc za łańcuchy, które jednak jakimś cudem wciąż ich trzymały. 

- Zanim z wami skończę - Sorento stanął przede mną pochylając się nieznacznie w moją stronę - zdradzę ci, że za zabicie ciebie dostanę znacznie więcej kasy, niż za nich. Właściwie - zamilkł na moment znów uśmiechając się z zadowoleniem - taka była umowa. Sara zgodziła się finansować moje badania pod warunkiem, że przede wszystkim pozbędę się ciebie.

Jego słowa nie były dla mnie zaskoczeniem. Z pewnością nie po tym, co Sara powiedziała mi przed wyjściem. To nawet mnie nie zabolało, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, iż była to zasługa mojej nowej rodziny oraz tego, jak się dzięki nim zmieniłam. Gdyby nie oni już dawno rozpaczałabym. Dawna ja cierpiała przez brak miłości czy choćby akceptacji ze strony Sary i Deana, jednak teraz jedynym czego chciałam było widzieć ich obydwoje martwymi.

- Mam nadzieję, że pożegnałaś się z matką - po tych słowach wbił w moją szyję strzykawkę, a ja poczułam, jak płyn z niej powoli dostaje się do mojego krwiobiegu.

Natychmiast zrozumiałam reakcję pozostałych, ponieważ ja również nie musiałam długo czekać na efekty. Moje ciało zaczęło reagować, jakbym miała za chwilę stoczyć śmiercionośną walkę napinając mięśnie w gotowości, a umysł powoli zaczynała przesłaniać mgła. Z każdym uderzeniem serca coraz bardziej czułam obezwładniającą mnie rządzę krwi.

Zoe.

Głos był słaby, ale znajomy. Cichy, jakby ktoś szeptał moje imię z oddali. Wołał mnie. Nie wiedzieć czemu usiłowałam skupić się na tym głosie, zamiast na gorączce opanowującej moje ciało.

Zoe.

Zamknęłam oczy pozwalając, by głos pochłonął mnie całkowicie.

Otworzyłam je, a przede mną pojawiła się kobieta. Była niezaprzeczalnie piękna, ale było w niej też coś dzikiego i tajemniczego. Jej skóra miała głęboki odcień brązu, a czarne włosy opadały luźno falami aż do bioder. Patrzyła na mnie z uczuciem nieskończonej miłości w zielonych oczach, a ja nagle poczułam się tak, jakbym na jej pojawienie się czekała całe życie.

- Zoe - wypowiedziała moje imię cicho, podając mi jednocześnie dłoń.

Bez wahania wyciągnęłam swoją chwytając ją, a ona pomogła mi wstać. Dopiero wtedy dostrzegłam, że znajdowałyśmy się przy plaży. Słońce powoli zachodziło barwiąc niebo dziesiątkami kolorów. Chociaż byłam tu pierwszy raz w życiu miejsce wydało mi się równie znajome, co stojąca obok kobieta.

- Kim jesteś? Co tu robię? - spytałam odwracając się w jej stronę.

Uśmiechała się przyjaźnie podczas, gdy podeszła bliżej i dłonią dotknęła mojego policzka.

- Jesteś bardziej wyjątkowa niż sądzisz. Pamiętaj, czego cię uczyliśmy.

Otworzyłam oczy zdając sobie sprawę, iż w rzeczywistości wciąż byłam w laboratorium, przykuta łańcuchami do ściany. Cokolwiek to było nie przypominało snu, a ja nie mogłam pozbyć się tego wrażenia, że kobieta, która towarzyszyła mi w tej wizji była dla mnie niezwykle ważna. Ignorując wciąż rozprzestrzeniający się w moim ciele środek oraz chaos, jaki wywoływał starałam skupić się na wizji, na tym, co chciała przekazać mi kobieta.

Przypomnij sobie Zoe, głos Aster rozbrzmiał w moich myślach i nagle nie potrzebowałam już żadnych wskazówek, a wszystko stało się jasne.

Musiałam pamiętać o tym, czego uczyli mnie Elach i Alaya. O tym, że to nie my wybieramy wilka, ale on nas i na zawsze łączymy się w jedność. Aster była częścią mnie tak, jak ja byłam częścią niej. Wzięłam głęboki wdech i pozwoliłam tej części mnie przejąć całkowitą kontrolę. Trucizna natychmiast zniknęła tak, jak jej objawy. Zarejestrowałam to, chociaż byłam teraz jakby obserwatorem we własnym ciele. Oddałam je Aster, która nie marnując czasu jednym szarpnięciem uwolniła się z łańcuchów. Zapomniałam, jak niesamowite było patrzenie własnymi oczami z jej perspektywy. Wszystko było znacznie intensywniejsze, niż podczas treningów z ojcem, a jednak nie bałam się. Towarzyszył mi wyłącznie zachwyt oraz radość, iż znów dane mi było tego doświadczyć. Dawniej, w poprzednim życiu było to dla mnie równie naturalne, co przemiana. To właśnie moja matka, choć nie urodziła się jedną z nas uczyła mnie, jak tego dokonać.

Gdy tylko Aster uwolniła nas zajęła się resztą wyjaśniając im, w jaki sposób mają przeciwstawić się truciźnie. Powoli, kolejno każde z nich dochodziło do siebie, a ona ku ich zdumieniu rozrywała kajdany, jakby była to dla niej dziecinna zabawa.

- Jak ci się to udało? - Chris zbliżył się do nas nie mogąc w to uwierzyć.

- Nie mamy czasu na wyjaśnienia - odpowiedziała, a ja zdałam sobie sprawę, że głos, który usłyszałam nie do końca brzmiał, jak mój własny.

Oni także słyszeli tę różnicę, ponieważ przyjrzeli mi się uważnie. Nathan znalazł się przy mnie marszcząc brwi i z niepokojem obserwując mnie niebieskimi oczami.

- Zoe?

- Aster - odparła wyciągając dłoń i kładąc ją na jego piersi. - Wydostaniemy się stąd, ale potrzebuję Niala - oznajmiła, po czym powiodła spojrzeniem po pozostałych. - Potrzebuję ich wszystkich. Deirona, Jasira, Makiry. 

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, po czym zgodnie z zaleceniem Aster połączyli się ze swoimi wilkami na tyle, na ile potrafili to zrobić. W tej chwili byłam wdzięczna, że ojciec nauczył ich choć w małym stopniu, jak to robić. Razem skierowaliśmy się do drzwi, a ja miałam nadzieję, że cokolwiek nas za nimi spotka wyjdziemy stąd wszyscy i razem wrócimy do domu.

Korytarz był długi i prowadził w dwie strony. Na szczęście dzięki połączeniu z Aster mogłyśmy bez problemu odnaleźć drogę do wyjścia dzięki naszym wyczulonym zmysłom. Niestety tak, jak podejrzewałam nie obejdzie się bez komplikacji, ponieważ gdy tylko dotarliśmy do pierwszych drzwi wyczułam za nimi nie tylko doktora Sorento, ale także całą grupę zapewne uzbrojonych ludzi.

- Czas przekonać się, jak silne jest wasze połączenie - przemówiła Aster następnie wciskając na panelu odpowiedni przycisk.

Metalowa powłoka służąca za drzwi odsunęła się, a naszym oczom ukazało się około dwudziestu uzbrojonych mężczyzn oraz kilka wilków, a na ich czele stali Sorento oraz Sara.

Nieumarli 03 - Nasze WilkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz