Mój ojciec zniknął gdzieś z samego rana nie mówiąc mi dokąd się wybiera, a jedynie, że w najbliższej przyszłości będziemy musieli porozmawiać. O czym? Tego też nie wiedziałam. Nathan także pojechał gdzieś z Chrisem, a James i Ana byli zajęci zajmowaniem się Nadią, więc się nudziłam. Nie zamierzałam jednak robić nikomu wyrzutów, ponieważ Nadia w pełni na to zasługiwała. Z resztą, jeśli miałam być szczera trochę ulżyło mi, że to nie nade mną wszyscy nadskakują.
- Napijesz się czegoś? - spytała Ana w pewnej chwili wchodząc do kuchni.
Siedziałam przy stole opierając głowię na dłoniach i wpatrując się w blat.
- Może być herbata - odpowiedziałam cicho, obojętnie.
- Ana? - kobieta odwróciła się zaciekawiona w moją stronę. - Bałaś się? No wiesz - wykonałam nieokreślony ruch ręką, - że nie dasz sobie rady i że coś stanie się dziecku - wyjaśniłam patrząc w jej szmaragdowe tęczówki.
Uśmiechnęła się do mnie ciepło, po czym podała mi kubek z parującą herbatą zajmując jednocześnie miejsce obok mnie. Położyła mi dłoń na ramieniu w uspokajającym geście.
- Cały czas się o nich boję - odezwała się, a jednak ton jej głosu nie zdradzał żadnego niepokoju. - To, że się martwisz znaczy, że jesteś dobrą matką - pocieszyła mnie.
Jakoś po jej słowach poczułam się lepiej. Alaya nie żyła, a potrzebowałam teraz matczynej rady. Anabelle była jedyną osobą, która mogła mi ją udzielić. Mama z pewnością polubiłaby ją. Polubiłaby całą tę rodzinę z Nathanem na czele za wszystko, co mi podarowali. Nagłe, niespodziewane myśli o matce wywołały we mnie falę smutku, ale starałam się nie pokazać tego po sobie. Nie chciałam, żeby Ana myślała, że to przez nią płaczę. Siedziałyśmy tak jeszcze przez chwilę popijając swoje napoje, kiedy nagle towarzyszące mi od kilku minut uczucie dyskomfortu nasiliło się. Skrzywiłam się, a zaraz później krzyknęłam chwytając się z bólu za brzuch. Kątem oka zauważyłam tworzącą się na podłodze pod moim krzesłem kałużę. Uniosłam spanikowany wzrok na kobietę.
- Ana - zdołałam wykrztusić tylko jej imię, zanim przeszła mnie kolejna fala bólu.
- Spokojnie. Zajmę się wszystkim - powiedziała pewnie, po czym w mgnieniu oka znalazła się przy mnie.
Ponieważ nie mogłam iść do szpitala i tam pozwolić, by wszystkim zajął się wykwalifikowany personel ustaliliśmy, że kiedy nadejdzie czas to Ana oraz Chris mi pomogą. Mężczyzny jednak nie było. Dlatego czarnowłosa zawołała Jamesa, który po kilku sekundach trzymał mnie na rękach niosąc do sypialni. Położył mnie na łóżku, a Ana z Nadią już tam na nas czekały.
- Zadzwoń do nich - poleciła brunetowi matka. - A ty - zwróciła się do córki - przynieś miskę z gorącą wodą i masę ręczników.
Chociaż mogłam usłyszeć rozmowę Jamesa z moim ukochanym nie byłam w stanie w pełni się na niej skupić. W pewnej chwili ich głosy zostały zagłuszone przez mój krzyk. Ścisnęłam w dłoniach pościel, zaciskając powieki.
- Wytrzymaj - Ana pomogła mi pozbyć się spodni, które wcześniej ubrałam uprzednio wypraszając Jamesa z pokoju.
Nasz mate powinien być przy nas. Usłyszałam głos Aster.
Wiem. Też tego chcę, ale co mogę poradzić? Odpowiedziałam jej.
Byłam jednak pewna, że Nathan zjawi się tu najszybciej, jak to będzie możliwe. Kobieta, którą uważałam za swoją drugą matkę i dla której byłam córką nie odstępowała mnie na krok mówiąc mi, co miałam robić. Byłam jej za to wdzięczna, ponieważ ból był tak okropny, że nawet nie chciałam myśleć o tym, jak poradziłabym sobie bez niej. Nie wiedziałam, jak długo musiałam czekać zanim Nathan w końcu wbiegł do pokoju wołając moje imię. Gdy tylko znalazł się przy mnie natychmiast chwycił moją dłoń, którą mocno ścisnęłam.
- Jeszcze tylko raz. Dasz radę Zoe - mówiła Ana, nie pozwalając mi skupić się na niczym innym, niż wydawane przez nią polecenia.
Postąpiłam zgodnie z jej zaleceniem, a ból minął zastąpiony przez płacz dziecka. Mojego dziecka. Odetchnęłam z ulgą i utkwiłam spojrzenie w kobiecie, która trzymała na rękach małe zawiniątko. Dziecięca rączka wystawała z ręcznika, którym było opatulone. Ana z uśmiechem pochyliła się pozwalając mi wziąć maleństwo w ramiona. Poinformowała nas, że mamy córeczkę, dokładnie tak, jak twierdziła Aster. To było niesamowite. Ta mała, prześliczna istotka, od której nie mogłam oderwać wzroku znalazła szczególne miejsce w moim sercu. Uśmiechałam się szeroko dłonią dotykając delikatnie jej policzka. Jej króciutkie włoski były niemal tej samej barwy, co Nathana, a oczy natomiast miała po mnie, więc byłam pewna, że kiedyś wyrośnie na prawdziwą piękność. Wyciągnęła swoją malutką rączkę, którą chwycił Nathan. Spojrzałam na niego i w tej chwili w moim sercu nie było nic poza miłością. Nathan patrzył na nią, jakby była jego skarbem, w jego oczach widziałam czułość, miłość i dumę. Po chwili jego wzrok spoczął na mnie.
- Kocham cię - powiedział cicho, z mocą. - Was obie.
- Też was kocham - przyznałam łamiącym się przez łzy szczęścia głosem.
Ponownie spojrzałam na nasze maleństwo, które uśmiechało się dziecięcym uśmiechem. Byłam bezsprzecznie oraz kompletnie szczęśliwa.
- Nasza mała Alaya - szepnął mi do ucha Nathan.
W pierwszej chwili odwróciłam się do niego zaskoczona. Zaraz jednak w pełni zdałam sobie sprawę z tego, co powiedział, a także co starał się mi tym przekazać. Nie byłam już w stanie opanować łez. Ten mężczyzna, mężczyzna, którego kochałam zrobił dla mnie tak wiele.
- Dziękuję - wykrztusiłam tylko przez łzy.
- Hej! - zawołała nagle Nadia zwracając na siebie naszą uwagę. - Nie płacz dziewczyno! Powinnaś świętować!
Puściła w moją stronę oczko, na co zaśmiałam się. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej rodziny i po raz pierwszy czułam, że w końcu była w komplecie. Nigdy nie zamieniłabym żadnego z nich na nikogo innego.
- Ja tam nie wiem, czy zmienianie pieluch to powód do szczęścia - wtrącił zawadiackim tonem James, również posyłając nam szeroki uśmiech.
Za ten komentarz dostał od swojej ukochanej po głowie, na co tylko zaśmiał się i stwierdził, że sam z przyjemnością będzie to robił, ale wolałby, żeby jeszcze z tym poczekali. To z kolei rozbawiło wszystkich pozostałych.
- No co? - spytał brunet udając obrażonego. - Ja za to, kiedy już się o to postaram będę miał chłopaka - zwrócił się do Nathana. - Wtedy będziesz błagał, żeby pilnował twojej córki trzymając facetów z dala od niej.
- Sam będę to robił - odparł czarnowłosy, na co przewróciłam oczami.
- A jak długo zamierzasz trzymać ją pod kluczem? - spytałam unosząc brew i wpatrując się w jego niebieskie oczy.
- *Tak do czwartego stulecia, ale na randki to będzie mogła zacząć umawiać się dopiero po mojej śmierci. Plus trzy dni dla pewności, że nie żyję.
*Tekst nieco zmieniony, z 4 części 'Epoki lodowcowej' :P Chociaż ja osobiście najbardziej lubię babcię Sida (to dla mnie zawsze będzie postać nr 1 i po prostu kocham jej teksty). :P

CZYTASZ
Nieumarli 03 - Nasze Wilki
Hombres LoboNathan usłyszał Nialla. Teraz razem z Zoe muszą dowiedzieć się, kim dokładnie są Aster i Niall, a także odkryć dawno zapomnianą przez ich rasę część wilczej natury. Dzięki temu będą mogli uratować przed śmiercią całą swoją rasę. Tylko, czy zechcą po...