24

1.8K 86 1
                                    

* Zoe *

Powtarzałam wszystkim już chyba z milion razy, że wycieczka do Wenecji nie była tym, czego obecnie potrzebowałam. Niestety do żadnego z nich nie docierało, iż najszczęśliwsza czułam się obecnie we własnym domu z rodziną oglądając filmy dla dzieci, które tak lubiła Alaya.

- Zmówiliście się przeciwko mnie - powiedziałam zła, zajmując odpowiednie miejsce w samolocie - i zapłacicie mi za to.

- Nie podoba ci się niespodzianka mamo? - Alaya spojrzała na mnie smutnymi oczami, jakby niewiele brakowało, aby się rozpłakała.

Westchnęłam na moment zamykając oczy, po czym położyłam dłoń na jej głowie i uśmiechnęłam się do niej.

- To nie tak kochanie. Po prostu nie lubię takich niespodzianek - starałam się wytłumaczyć jej wszystko najlepiej, jak mogłam nie chcąc jeszcze bardziej jej zasmucać.

Z jakiegoś powodu to właśnie moja córka wydawała się najbardziej ekscytować tą wycieczką, ponieważ przez całą drogę na lotnisko nieustannie podskakiwała na siedzeniu wyglądając przez okno i pytając, jak daleko jeszcze. Na szczęście udało nam się zająć ją w samolocie do czasu, aż wylądowaliśmy.

- Wy zameldujcie nas w hotelu i zabierzcie bagaże - zarządziła Ana.

Ku mojemu całkowitemu zdumieniu chłopaki bez słowa sprzeciwu zabrali wszystkie nasze bagaże ładując je do bagażnika taksówki. My wsiadłyśmy do drugiej, a Ana podała kierowcy adres.

Przez całą drogę odpowiadałam na pytania córeczki dotyczące mijanych rzeczy czy budynków kilka razy kątem oka dostrzegając spojrzenie, jakim obdarzał mnie we wstecznym lusterku kierowca za każdym razem, kiedy mała nazywała mnie mamą. Wiedziałam, że dla niego wyglądam na zbyt młodą na dziecko, co oznaczało, iż według jego pojmowania musiałam być wciąż dzieckiem, gdy ją urodziłam, ale nie przejmowałam się tym, co on i inni będą o tym myśleć.

Nawet nie zauważyłam, kiedy taksówka zatrzymała się, a ja stanęłam oniemiała, jak tylko wysiadłyśmy widząc cel naszej podróży. Ogromny, elegancki i zapewne także niebotycznie drogi salon z sukniami ślubnymi, którego wystrój i niektóre z kreacji mogłam dostrzec przez szyby. Odwróciłam się do Any i Nadii, które uśmiechały się szczęśliwe, przez co sama nie mogłam powstrzymać ogromnego uśmiechu.

W końcu, pomyślałam wchodząc do środka. W końcu będę miała swój wymarzony, bajkowy ślub.

* Nathaniel *

Nie mogłem powiedzieć, że się nie denerwowałem. Denerwowałem się, jak cholera, ale z całych sił starałem się sprawiać wrażenie spokojnego i opanowanego. Zachowywać się, jakby to nie miała być jedna z najważniejszych chwil w moim życiu, ponieważ nie ważne ile razy będziemy z Zoe to powtarzać ten ślub będzie już na zawsze naszym pierwszym i naprawdę chciałem, żeby wszystko było idealnie. Nie tylko dla Zoe, ale co także odkryłem zajmując się przygotowaniem tego wszystkiego w sekrecie, także dla siebie. Już od dawna wiedziałem, iż tylko kwestią czasu było doprowadzenie mojej przeznaczonej do ołtarza, jednak nigdy wcześniej nie sądziłem, że nawet dla mnie będzie to miało tak ogromne znaczenie.

- Jak się czujesz stary? - zaśmiał się Kellan klepiąc mnie w ramię.

On i Daniel weszli chwilę wcześniej do niewielkich rozmiarów sali, w której miałem czekać aż do rozpoczęcia się ceremonii. Zaledwie kilka minut przed ich przyjściem rozmawiałem z ojcem i bratem, a jeszcze wcześniej przyszedł Elach, jednak i tak spędziłem sporo czasu chodząc w te i z powrotem nerwowo poprawiając mankiety koszuli.

- Czułbym się lepiej, gdybym mógł ci przywalić - byłem zniecierpliwiony i nerwowy, więc nikt nie mógł winić mnie za złośliwości. - Wolałbym, żebyście wszyscy przestali o to pytać.

- W końcu dla nas ślub to i tak tylko formalność - dodał Daniel. - Gratulacje - klepnął mnie w plecy z uśmiechem.

Zamieniłem z nimi jeszcze kilka słów zanim kazałem im spadać tłumacząc, iż zabiję ich jeśli swoim spóźnieniem zepsują mi ceremonię. Śmiejąc się zamknęli za sobą drzwi, a ja odetchnąłem głęboko.

Czekałem na ten dzień świadomie czy nie przez prawie sześćset lat mojego życia. Zamknąłem oczy z dłonią wiszącą centymetry nad klamką i wróciłem wspomnieniami lata wstecz. Przypominałem sobie moje pierwsze spotkanie z Zoe, choć nie zdawałem sobie wówczas sprawy, że właśnie poznałem kobietę, z którą zechcę spędzić życie. Wróciłem wspomnieniami do naszego kolejnego spotkania, które wzięliśmy za pierwsze, gdy obawiała się mnie widząc niebezpiecznego kryminalistę. Do momentu, w którym ujrzałem ją w tamtej sukience dostrzegając jej blizny i do chwili gdy po raz pierwszy zaufała mi prosząc o pomoc. Myślałem o naszym pierwszym pocałunku, o jej pierwszej nocy spędzonej w moim domu i jak czułem się leżąc obok niej mogąc ją obejmować. Do naszego pierwszego razu oraz do dnia, w którym omal jej nie straciłem. Przywoływałem każdy jej uśmiech i każdą łzę, które pojawiły się na jej twarzy z mojego powodu.

Chwyciłem za klamkę i otwierając oczy wyszedłem do głównej części kościoła. Kilka kroków wystarczyło, abym znalazł się przed ołtarzem, a ledwie chwilę później wyczułem jej obecność. Obróciłem się do niej, co było odruchem, a nie świadomym działaniem widząc ją kroczącą u boku ojca ubraną w białą suknię. Była przepiękna, nie potrafiłem oderwać od niej spojrzenia. Nawet nie zarejestrowałem, kiedy znalazła się przy mnie, a Elach podał mi jej dłoń, którą natychmiast chwyciłem.

- Zebraliśmy się tu - zaczął ksiądz, ale miałem wrażenie, iż jego głos dochodził z oddali, zbyt skupiając się na jej szaro-niebieskich oczach przepełnionych teraz szczęściem oraz miłością.

Gdy nadszedł czas byśmy nawzajem włożyli na swoje palce obrączki dostrzegłem delikatne drżenie jej dłoni, więc w odpowiedzi posłałem jej uśmiech, który odwzajemniła lekko się pesząc, co było raczej do niej niepodobne. W innych okolicznościach pewnie zacząłbym się śmiać, teraz moja uwaga skupiona była na prostych krążkach z białego złota. Obrączka Zoe miała na środku mały diament, z wcięciami od góry i dołu, które na pierwszy rzut oka wyglądały, jakby w tym konkretnym miejscu tylko on łączył obręcz. Obie za to miały w środku wygrawerowane nasze imiona, ale nie wiedziałem, czy Zoe zdołała to zobaczyć.

Po wszystkim opuściliśmy kościół jadąc od razu do pensjonatu, w którym miało odbyć się wesele. Początkowo myśleliśmy z Jamesem o wynajęciu hotelu, ale ostatecznie uznaliśmy, że tam nie mielibyśmy za dużo prywatności.

- Jak znalazłeś to miejsce? - spytała Zoe, jak tylko dotarliśmy. - Tu jest pięknie.

Uśmiechnąłem się trafnie przewidując jej reakcję. Dwupiętrowy budynek wykonano z drewna, a od frontu i na tyłach rosły kwiaty. W ogrodzie ustawiono także altanę mogącą pomieścić jakieś dziesięć osób oraz kamienną fontannę. Dodatkowo miejsce było poza miastem, więc wokół nie było innych budynków. Na moją prośbę cały catering przeniesiono do ogrodu, ponieważ Zoe nie darowałaby mi, gdyby musiała siedzieć przy stole pod dachem, w takim otoczeniu. Muzykę puszczono, kiedy tylko się pojawiliśmy, ale leciała cicho w tle, podczas gdy zbierali się pozostali goście.

- Kocham cię panie Monetti - oznajmiła Zoe, gdy wszyscy zajęliśmy nasze miejsca.

- Ja ciebie również pani Monetti.

Po tym oświadczeniu pocałowałem ją, co wywołało chichoty i gwizdy reszty zebranych. Usłyszałem też kilka niewybrednych komentarzy.


********************

W mediach zdjęcia obrączek. :)

Nieumarli 03 - Nasze WilkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz