Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez kilka sekund pozostawałam cicho zanim powoli kiwnęłam głową zgadzając się, to właściwie był dobry pomysł. Zdecydowaliśmy się jednak na razie nie mówić o tym Elachowi. Wyjście natomiast okazało się świetnym pomysłem, Alayi tak spodobały się pingwiny, że nie chciała stamtąd iść. Nie zrobiła jednak sceny płacząc i krzycząc, jak zapewne postąpiłaby większość dzieci, dlatego w drodze powrotnej kupiliśmy jej kilka maskotek pingwinów różnych rozmiarów. Całą drogę do domu bawiła się nimi zadowolona.
- Zastanawiam się, kiedy zacznie mówić - zwróciłam się do Nathana po tam, jak usiedliśmy na kanapie, a on włączył telewizor.
Mała siedziała niedaleko nas na dywanie w otoczeniu nowych zabawek. Cały czas uśmiechała się radośnie.
- Chris mówił, że właściwie już mogłaby zacząć. Według niego to nie tak, że nie potrafi, a raczej nie chce - spojrzał na nią, a w jego oczach widziałam bezgraniczną miłość, na co uśmiechnęłam się szczęśliwa. - Poza tym tak długo, jak nie mówi nie będzie rozstawiać wszystkich po kątach, ponieważ nie sądzę, by ktokolwiek z rodziny nie spełniałby jej zachcianek. Nie wspominając o Danielu i Kellanie
- Wyrośnie przez to na strasznie rozpieszczoną - zauważyłam nie do końca z tego zadowolona.
Objął mnie ramieniem posyłając mi uśmiech.
- To z całą pewnością jej nie grozi. Zaufaj mi.
* Nathaniel *
Wszedłem do gabinetu mojego ojca nie zawracając sobie głowy pukaniem. Wiedziałem, że wszyscy są już w środku i czekają tylko na mnie, ale dopóki Ana z Nadią nie dotarły do naszego domu nie zamierzałem go opuszczać.
- Co więc zamierzasz zrobić? - zwróciłem się do ojca, który ze zmartwioną miną wpatrywał się w widok za oknem.
James natomiast siedział w jego fotelu z niemal identycznym wyrazem twarzy. Tylko Elach stojący przy ścianie wydawał się być obojętny. Znałem go jednak wystarczająco dobrze, by wiedzieć, iż to tylko maska. Nie wiedziałem natomiast, co tak na prawdę sądzi o tym wszystkim.
Do diabła! Zakląłem w myślach. Ja sam nie wiedziałem, co miałem o tym wszystkim myśleć. Kiedy raptem kilka dni temu ojciec powiedział nam o tym, iż ci, którzy odpowiadali za porwanie mojej siostry porwali także włochów powiedzieć, że byłem zaskoczony byłoby sporym niedomówieniem. Z jednej strony spodziewałem się tego w pewnym sensie. W końcu było mało prawdopodobne, że to wszystko zakończy się na Nadii. Nie sądziłem jednak, że uda im się porwać kogoś takiego, jak włosi.
- Odmówienie im współpracy byłoby kurewsko złym pomysłem - westchnął zmęczony Chris, odwracając się od okna i powiódł po nas spojrzeniem niebieskich oczu.
- Jeśli zgodzimy się na współpracę ciężko będzie uniknąć ich obecności, a to mogłoby wzbudzić czyjąś uwagę - zauważył, jak zawsze racjonalny James.
Przytaknąłem w pełni się z nim zgadzając, choć nadal nie powiedzieliśmy z Zoe pozostałym, czemu znikamy w lesie miałem przeczucie, iż nie uda nam się opanować tego wszystkiego wystarczająco szybko.
- Najlepszym wyjściem byłoby, jak najszybciej dowiedzieć się, kim są i czego chcą ci ludzie - odezwał się ze spokojem Elach.
- Problem w tym, że nie mamy tego, jak zrobić. Nie mogę posłać kogoś ze swojej rodziny i narażać ich na niebezpieczeństwo, a nie sądzę, aby ktokolwiek inny się do tego nadawał - odpowiedział mu z rezygnacją Chris.
Jeśli zamierzali kłócić się, jak pieprzone szczeniaki nie zamierzałem się wtrącać, ale musieliśmy zająć się tą kwestią, jak najszybciej.
- Znam kogoś, kto może spróbować się czegoś dowiedzieć, ale niczego wam nie obiecuję - Elach nie wydawał się zadowolony mimo, że sam zaproponował to rozwiązanie. - Pewien człowiek ma u mnie dług, ale z całą pewnością nie zaryzykuje dla tego życia.
- To i tak lepsze, niż nic - skomentował mój brat.
Chris zgodził się z nim i podziękował Elachowi.
- Pozostaje jeszcze pytanie, co zrobimy z włochami - przypomniał z wyraźnym niezadowoleniem i rozdrażnieniem ojciec. Podczas tej krótkiej rozmowy zachowywał się, jakby miał wahania nastroju, tak szybko zmieniały się jego uczucia.
- Powiedz im, że zgadzasz się na współpracę tak długo, jak będą trzymać się z dala od naszego terenu - odpowiedziałem wzruszając nonszalancko ramionami. - Powiedz, że nie chcę ich w pobliżu swojej rodziny.
James rzucił mi sceptyczne spojrzenie, na co uniosłem brew. Nie wiedziałem, jaki właściwie ma problem.
- Nie sądzę, by powiadomienie ich o Alayi było dobrym pomysłem - wyjaśnił.
- Ja też nie, ale co do cholery możemy zrobić innego?
Po moim pytaniu nastała cisza, ponieważ żaden z nas nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Trwaliśmy tak kilka minut zanim ojciec ponownie na mnie spojrzał, tym razem w jego oczach widziałem jedynie zrezygnowanie, gdy sięgał po komórkę leżącą na blacie biurka.
- Na wszelki wypadek sprowadź Daniela i Kellana - zarządził, na co skrzywiłem się cicho warcząc.
Nie, żebym miał coś przeciwko nim. Tak długo, jak traktowali Zoe z szacunkiem i nie próbowali w żaden sposób przystawiać się do niej nie przeszkadzało mi, iż moja ukochana spędza z nimi czas. Poza tym ona naprawdę ich lubiła i byłbym skończonym dupkiem, gdybym zabronił jej się z nimi spotykać. Dałbym jej wówczas do zrozumienia, że nie ufam jej wystarczająco mocno, no i Zoe nienawidziła, gdy ktoś próbował ją kontrolować. Nie dziwiłem się temu. Nie po tym, co spotkało ją ze strony tych śmieci, których uważała za rodziców.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli przeniosą się do nas będzie całkiem niezły tłum? - zwróciłem się do niego. Przeczesał swoje blond włosy dłonią. - Zaczynam mieć powoli dość czyjeś ciągłej obecności.
- Mnie też się to nie podoba synu, ale nie mamy wyjścia.
Odkąd zaczęły się te porwania cały czas dbaliśmy o to, aby nikt nawet przez chwilę nie był sam. To było absurdalne, ponieważ każde z nas potrzebowało czasem chwili samotności. Poza tym nie tylko mnie męczyło to, iż nie mogłem zostać sam ze swoją kobietą. Miałem wrażenie, że minęły całe wieki od kiedy ostatni raz kochałem się z Zoe nie myśląc o tym, że za chwilę ktoś pojawi się w naszym domu. Ponieważ spotkanie dobiegło końca ja i James wyszliśmy na zewnątrz. Elach został z moim ojcem, by ustalić szczegóły współpracy z tym człowiekiem.
- Pomyśl o tym, że to tylko chwilowy kłopot - James położył dłoń na moim prawym barku, ściskając go nieznacznie. - Nawet, jeśli potrwa kilka lat zawsze mamy wieczność - uśmiechnął się zadziornie.
- Ta - westchnąłem wciąż nie do końca przekonany jego logiką. - Tyle, że Alaya rośnie w takim tempie, że niebawem stanie się dorosła. Nie chcę, by jej dzieciństwo tak wyglądało. Wiem, że Zoe robi, co może by było, jak najbardziej normalnie, ale nawet ona nie jest w stanie dać jej swobody, jaką miałaby w innych okolicznościach.
- Wiem stary - zabrał dłoń tylko po to, by poklepać mnie po plecach. - Sądzę jednak, że za bardzo się martwisz. Kiedy Alaya podrośnie będzie wdzięczna nawet za te krótkie chwile normalności. Ja byłem.

CZYTASZ
Nieumarli 03 - Nasze Wilki
Lupi mannariNathan usłyszał Nialla. Teraz razem z Zoe muszą dowiedzieć się, kim dokładnie są Aster i Niall, a także odkryć dawno zapomnianą przez ich rasę część wilczej natury. Dzięki temu będą mogli uratować przed śmiercią całą swoją rasę. Tylko, czy zechcą po...