10

1.7K 105 4
                                        

* Nathaniel *

Spieprzyłem. Kurewsko spieprzyłem całą sprawę. Pomyślałem, gdy Daniel z zawrotną prędkością przemierzał ulice. Wszedł w zakręt tak ostro, że auto wpadło w chwilowy poślizg, ale na szczęście blondyn odzyskał nad nim panowanie w ostatniej chwili. W tym samym czasie Sam odbezpieczał nasze *beretty i podawał je nam. Razem ze mną z tyłu siedzieli jeszcze Derek i Mark.

- Są coraz bliżej - oznajmił wkurzony Mark patrząc w jedno ze wstecznych lusterek. - Przyspiesz!

- A myślisz, że co kurwa robię?! - krzyknął wściekły Daniel, nie odwracając się nawet.

Sekundę później znów padły strzały. Ścigały nas dwa czarne audi, w których siedzieli wkurwieni kolesie z karabinami. Plan, który wcześniej opracowaliśmy był dobry, ale poszedł się jebać, gdy tylko okazało się, iż nie tylko my chcieliśmy pozbyć się agentów. Najwyraźniej ta druga grupa nie zamierzała przyjąć naszej pomocy, woleli raczej wszystkich nas powystrzelać. Nie, żeby taka broń miała zaszkodzić mi czy Danielowi. Jednak łatwiej było udawać, że my również się tym przejmujemy, niż wyjaśniać później pozostałym, dlaczego podziurawili nas, jak sito, a mimo to nic nam nie jest. Miałem przez to podły humor, a fakt, że nie mogłem zadzwonić do Zoe i usłyszeć jej głosu tylko to pogarszał. Nie rozmawiałem z nią już drugi dzień. Wiem, że wszyscy wynieśli się do Montrealu i byłem nieco spokojniejszy, ponieważ goście, którzy porwali moją siostrę znali nasz adres w Chicago, ale nie teraźniejszy.

- Zaraz nas dogonią - odezwał się Derek, jednocześnie mocniej zaciskając dłoń na broni.

Westchnąłem. Wychyliliśmy się całą czwórką przez okna oddając strzały, kilka trafiło w przednią szybę roztrzaskując ją. Dzięki temu następne pociski trafiały w siedzących w środku mężczyzn. Opuściłem pistolet nieco niżej i wycelowałem w koło jednego z wozów, a po chwili dało się słyszeć pisk opon, kiedy auto wypadło z drogi i dachowało. Uśmiechnąłem się okrutnie mając nadzieję, że skurwiele w środku byli martwi, albo przynajmniej na granicy śmierci. Lepiej dla nich, by tak właśnie było. Nagle to naszym samochodem gwałtownie zarzuciło. Odwróciłem się do Daniela pytając, co się stało.

- Chyba mają kogoś jeszcze - wyznał kręcąc kierownicą i starając się naprowadzić pojazd z powrotem na drogę.

- Kurwa! - zakląłem. - Nie mamy wyjścia. Jedź gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie się zatrzymać i skończyć tą zabawę - poleciłem mu.

Widziałem we wstecznym lusterku, jak unosi brwi, ale posłusznie skręcił w ostatniej chwili w jedną z bocznych ulic. Załadowałem nowy magazynek licząc na to, że uda nam się ich pozbyć bez większych strat.

* Christopher *

Spojrzał morderczym wzrokiem na swoją komórkę, która dzwoniła nieustannie od kilku minut. To nie mogło wróżyć niczego dobrego, ale nie potrafił zmusić się, aby sięgnąć po urządzenie. Zwłaszcza widząc stertę dokumentów piętrzącą się na jego biurku, którymi powinien się już dawno zająć. Najpierw jednak musiał skoncentrować się na odnalezieniu porwanej córki, później pojawili się agenci Interpolu, a na koniec ta przeprowadzka. Zgodziłby się nawet, gdyby mieli przenieść się w sam środek dziczy czy arktyczne pustkowie. Cokolwiek, byleby tylko kobiety w jego rodzinie poczuły się bezpieczne, a z całą pewnością przestały czuć się tak w Chicago. Nie mógł ich za to winić. Sam zamierzał wyjść z tą propozycją, ponieważ nawet jemu nie odpowiadało przebywanie w domu, do którego kilka miesięcy wcześniej z łatwością włamali się ludzie. Od tamtej pory próbował dowiedzieć się wszystkiego na ich temat wykorzystując do tego wszystkie swoje kontakty. W końcu nie mogąc już dłużej znieść irytującego dźwięku sięgnął po telefon i odebrał nie patrząc nawet na wyświetlacz.

- Grupa, której szukasz prawdopodobnie porwała włochów - usłyszał w słuchawce damski głos, który dopiero po kilku sekundach udało mu się dopasować do twarzy.

Kobieta po drugiej stronie od dawna pracowała dla niego donosząc mu między innymi o planach Antonia. Nawet, jeżeli w teorii przyjaźnił się z Antoniem i Paolo doskonale wiedział, że gdyby pozwolił im być o dwa kroki przed sobą wykorzystaliby to bez najmniejszych wątpliwości. Dlatego pilnował, by nigdy do tego nie dopuścić, a ona mu w tym pomagała.

- Skąd takie przypuszczenia? - spytał nie kryjąc pesymizmu.

- Czarna furgonetka od jakiegoś czasu pojawiała się na ich ulicy - powiedziała spokojnie. - A teraz udało mi się ustalić, że szuka ich mała grupa zaufanych ludzi.

Chris westchnął przeczesując swoje blond włosy. Wcale nie cieszył się z tego, że jego przeczucie okazało się prawdziwe. Porwanie jego córki, kiedy była w domu w towarzystwie swojego męża to nie to samo, co porwanie czterech wilków, które prawdopodobnie miały jeszcze ochronę.

- Dzięki - powiedział cicho zanim rozłączył się i z ponurą miną odłożył telefon z powrotem na biurko.

Zacisnął usta sfrustrowany. Wiedział, że powinien przekazać chłopakom tą informację, ale jednocześnie nie mógł się do tego zmusić, to tylko sprawi, że będą się jeszcze bardziej martwić. Potrząsnął głową. Bez względu na to, co ostatecznie zdecyduje nie może pozwolić na to, żeby dowiedziały się Ana, Nadia i Zoe. W innych okolicznościach nie ukrywałby tego przed partnerką syna, ale teraz dziewczyna musiała myśleć o dziecku. Oni wszyscy musieli o nim myśleć. Na moment na jego twarzy pojawił się uśmiech na wspomnienie słodkiego uśmiechu jego wnuczki. Choć miał już tyle lat nie czuł się tak staro, aby być dziadkiem, a jednak to maleństwo było urocze i nie dało się jej nie kochać. Takie samo zdanie miała Ana, która była wręcz zachwycona byciem babcią i rozpieszczała małą, jak tylko mogła. To pomogło mu podjąć decyzję. Chwycił ponownie komórkę wybierając odpowiedni numer. Odczekał kilka sygnałów, po których nastąpiła cisza świadcząca o tym, że osoba po drugiej stronie odebrała połączenie. Wiedział, że to on musiał odezwać się pierwszy i rozumiał paranoiczne zasady mężczyzny, do którego dzwonił.

- Musisz coś dla mnie zrobić - przemówił bez powitania.

W słuchawce wciąż panowała cisza, a jednak był pewien, że mężczyzna go słucha.

- Udasz się do Wenecji i dowiesz się wszystkiego o zniknięciu Antonia i pozostałych. Tylko nie mieszaj się w to i bądź dyskretny.

Chociaż jego rozmówca, jeśli w ogóle mógł użyć tego określenia, nie odezwał się ani słowem i rozłączył się, gdy tylko Chris skończył mówić był pewien, że wykona swoje zadanie najlepiej, jak potrafił. Ostatecznie był jedną z niewielu osób, którym blondyn mógł ufać na tyle, by posyłać go w pojedynkę.

*Pistolet, kaliber 9 mm. (W mediach macie przykładowe zdjęcie.)

Nieumarli 03 - Nasze WilkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz