Special

5.9K 394 21
                                    

Dzięki nieskończonej dobroci lorda Jareczka, macie zaszczyt przeczytać jedyny i niepowtarzalny rozdział z perspektywy wyżej wspomnianego lorda. Oficjalnie mogę napisać, że to special z okazji tysiąca obserwujących, ale prawda   jest taka że strekirre stworzył to cudeńko i było ono dobre, więc zapraszam do czytania.

Życie jako lord prowincjonalnej, karłowatej planetki to dosyć kiepska sytuacja. Zbyt arystokratyczny na bawienie się w błocie z innymi dziećmi albo na chodzenie do domów towarzystwa, lecz nie na tyle, by ktoś tak „nie na żarty" chciał z tobą pertraktować w ważnych sprawach międzyplanetarnych. To się da jeszcze wytrzymać, ale jeżeli twoi rodzice muszą być cholernie dumnymi uosobieniami ciemnogrodu, to wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa.

„Albo znajdziesz sobie żonę, lub od biedy jakaś panienka rzuci się dla ciebie z wieży klasztornej, albo możesz zapomnieć o jakichkolwiek wpływach w Acies." Krótko i zwięźle. Mój ojciec zawsze lubił zachowywać się jak w jakimś urzędzie skarbowym, pewnie dlatego mama do teraz udaje, że jestem jego dzieckiem. Irytuje on mnie swoją arogancją i zawziętością w swoich beznadziejnych postanowieniach, no ale cóż, to w końcu potężny arystokrata. W pewnym sensie potężnym arystokratom można pozwolić na bycie kretynami, mają przecież pieniądze i władzę. Co taki ja, biedny Jarosław, może zrobić.

A jednak coś może.

Wystarczyło wykorzystać zaproszenia na bale do Technikalii, w których miał być wyłoniony narzeczony najmłodszej księżniczki, Shannon. Mała przerwa od siedzenia na tej zapyziałej planetce była mi bardzo potrzebna, szczególnie, że ostatnio ktoś dostarczył rolnikom z terenów północnych jakichś lewych nawozów i śmierdziało obornikiem na pół kontynentu. Pływanie po oceanach, byleby omijać szerokim łukiem tereny zasypane tym szajsem wycisnęło ze mnie siódme poty, możliwe nawet że schudłem z trzy kilo.

Wracając jednak do balów Panny Wiosny, było dokładnie tak, jak się spodziewałem. Na pierwszym właściwie nikt nie zauważył malutkiej dzieweczki, no, poza synem Króla Atlantów, który chyba tę konfrontację zapamiętał w dosyć szczególny sposób. Sam muszę przyznać, że początkowo pomyliłem ją ze służącą, ale co ja zrobię, skoro ubrała się w sukienkę zaprojektowaną prawie idealnie na przyjęcie urodzinowe ośmiolatki, a nie na poważny bal. Najważniejsze jest jednak, że na drugim balu udało mi się zwrócić na siebie chociaż odrobinę uwagi. Shannon w końcu wygląda na przemiłą dziewczynę. Niemądra i roztrzepana, ale to jak każda najmłodsza księżniczka w rodzie. Jestem jednak pewien na sto procent, że upatrzyła sobie już kogoś. Łatwo da się zauważyć, jak dziewczyna, prawie że jak opętana, miota wzrokiem po całej sali jak wilk szukający ofiary. Jednak nie byle jakiej ofiary. Tej jedynej. Nie jest mi jednak szkoda, zawsze przecież mogę przekupić jakąś mniszkę, by zrzuciła z balkonu jedną z jej sióstr, pozorując jej szaleńczą miłość do mnie. Poza tym, dane mi było zobaczyć kolesia, w którego to była wpatrzona jak w obrazek Matki Wiosny. Ubrał się on jak na zjazd motocyklistów w prowincjach Sub Terry, a nie jak na arystokratyczną imprezę, ale czy to ma już jakieś znaczenie? Ważne, że Shannon jest szczęśliwa, bowiem to w końcu jej trzy bale. Jej wybór. Jej pięć sekund chwały.

W międzyczasie udało mi się z nią zgadać na zakupy. Nie mogę się patrzeć na to, jak dobiera ona (albo te robociki jej siostry) sobie sukienki, w których wygląda jak dziewczyna wyrwana z teledysków disco polo. Co jak co, ale Pulchra Vestimenta będzie świetnie na niej wyglądać, czego najwyraźniej nie widzą moduły wgrywane przez pannę Elizabeth.

Jak widzę te wszystkie suknie, koronki, profesjonalnie wykonane hafty, to mam ochotę zapytać się tej księżniczki, czy nie ma zdolności zmieniania płci danej osoby. Dla innych ludzi muszę chyba wyglądać jak huragan szczęścia, który krąży pomiędzy różnymi wystawami w poszukiwaniu najlepszych okazji. Mniejsza jednak o mnie, teraz najważniejsze jest to, by odpicować Shannon na bóstwo. Właściwie, skończylibyśmy szukać sukienki już dawno, ale wciąż różne szwy czy hafty nie pasują dobrze na jej ciele. Mimo, że ma ona figurę filigranowej księżniczki rodem z filmów dla mieszczanów żyjących na prowincjach Atlanty, to jest jedna rzecz, która najzwyczajniej w świecie psuje ten wizerunek. Problemem jest, a właściwie – są, dwie rzeczy.

- Masz zbyt duży biust. – Mama zawsze mówiła, że mimo braku genów ojca, to zachowałem po nim tą swoistą bezpośredniość. Księżniczka najwyraźniej myślała o swoim przydupasie, bo miała oczy jakby miała zaraz zemdleć. – Zdecydowanie masz za duże cycki.

- Okej... - Nawet nie najwyraźniej. Na sto procent myślała o swoim facecie w czerni.

- Nie okejuj mnie tu. Ja po prostu mówię co widzę!

- Jesteś chyba pierwszym facetem, który widzi akurat w TYM problem... -

- Oj, nawet ja w TYM problemu nie widzę... - Bo co jak co, Shannon miała bimbały (chyba za dużo czasu spędzam na Acies z wieśniakami, zaczynam nawet myśleć w ich parszywych słowach) pierwsza klasa. Nijak jednak nie pasowały do jej postaci. Delikatna postura, delikatnie zarysowane rysy twarz, a tu nagle cycki jak donice. No błagam.

- Ej! Może przestałbyś się gapić? Zaczynam się bać...

- Nie moja wina, że ta sukienka wydaje się być tylko w tym miejscu za mała! – Chociaż, zbyt obcisła sukienka to jeszcze nie tak wielki problem, dopóki dziewczyna może jeszcze w niej oddychać. Przypomniały mi się cudowne cy... Przypomniała mi się teraz za to jedna z córek Króla Atlantów, Ruby. Mieliśmy kiedyś okazję poznać się na uroczystych obchodach jednego z ważniejszych świąt narodowych na ich planecie. Dumna i sztywna, jak prawdziwa arystokratka. Muszę jednak przyznać, że mogłaby na mnie nakładać nowe podatki, hehe.

- A tak, faktycznie... - Nie mogę nawet spokojnie pomarzyć o pięknej księżniczce, bo ta wytrąca mnie z równowagi swoim marazmem. Jeżeli ona nie poślubi tego kolesia po serii tych balów, to następnym razem chyba spotkamy się na jej pogrzebie.

- Halo? Ziemia do Shannon!

- Tak? Zamyśliłam się...

- No właśnie widzę. Powiedz mi, co trapi główkę księżniczki?

- Nic ważnego, po prostu... - Dobra, Wiosenko, nie kompromituj się, sprawa jest przecież oczywista.

- Widzę, że ktoś zawrócił w głowie mojemu ślicznemu kwiatuszkowi. - Przerwałem jej w połowie słowa. – Może pójdziemy do kawiarni, a ty mi wszystko opowiesz?

Sukienka na trzeci bal jest może ważna, ale nic nie jest ważniejsze niż szczera rozmowa. Szczególnie, jeżeli księżniczka zakochuje się w losowym facecie, który, jak się okazuje, jest Śmiercią. Miałem już coś mówić na temat dawnych podbojów miłosnych tego bodajże Setha, jeżeli dobrze pamiętam, ale oszczędziłem jej już tego bólu. Widzę, że ona bardzo przez niego cierpi. Albo dla niego.

Bardzo cieszy mnie jednak to, że znalazła kogoś miłego, poczciwego, który naprawdę ma w sobie odrobinę ludzkich uczuć, jeżeli umarli potrafią mieć uczucia. Może mnie ojczulek nie wydziedziczy, jak powiem, że i tak zbliżyłem się do Shannon bliżej, niż setki innych dżentelmenów.

Ciekawe tylko, czy jak Seth zabierze do siebie Wiosenkę, to Markus i Elizabeth trochę „skruszeją". Po tych siedmiuset latach nie byłbym tym zdziwiony.

Jeszcze raz wielkie dzięki kochany Jarosławie :-)

Być życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz