-Chyba trochę mnie poniosło kochanie.-Powiedziałem zażenowany trzymając za rękę moją narzeczoną. Całe szczęście nadal narzeczoną. Po tym, co zrobiłem, nie miałem pewności, że nadal nią będzie. W końcu byłem o krok od urządzenia zbiorowej masakry.
-Oj nic się nie stało.-Zapewniła mnie Shannon jednocześnie się we mnie wtulając.
-Nic się nie stało?! Co ty w ogóle mówisz?!-Wykrzyknęła Elizabeth.-No bo pewnie połamanie komuś nóg, zniszczenie swojego, w gruncie rzeczy, zaręczynowego balu, sprowadzenie chordy nieumarłych typków jest niczym!-Kontynuowała swoją tyradę, a mnie dopadły minimalne wyrzuty sumienia. Tylko minimalne, ponieważ należało im się. Jak oni w ogóle śmieli obrażać moją śliczną piratkę?!
-Oj Elka nie denerwuj się tak.- Powiedział roześmiany John.-Są też plusy całej tej sytuacji.-Dokończył swoją wypowiedź już z całkowitą powagą.
-Niby jakie?!-Krzyknęła Elizabeth mierząc żniwiarza morderczym spojrzeniem.
-Na przykład to, że mogłaś znowu spotkać definicje przystojniaka, z którym miałabyś naprawdę ładne dzieci.-W głosie Johna słychać było nutę rozbawienia i czegoś co nie wypadało byłemu kapłanowi Matki Wiosny.
-Zamknij się ty zdechły glurbaku, ja tu próbuje myśleć co trzeba zrobić, bo wieczne ukrywanie się pomiędzy regałami w bibliotece nie ma sensu. Coś ty sobie w ogóle myślał?-Jej zrezygnowany wzrok powędrował do mnie.-No gorzej już to wyjść nie mogło.-Zrezygnowana schowała twarz w dłonie, w tym samym momencie do pomieszczenia wpadł uradowany Markus.
-No lepiej już to wyjść nie mogło.-Podbiegł do mnie łapiąc mnie za ramiona.-Normalnie mam ochotę uściskać mojego ulubionego szwagra!-Wszyscy patrzyli na niego jak na wariata nie wiedząc co tu się dzieje. Może z rozpaczy się czegoś naćpał...-Widzieliście ich miny jak się teleportowałeś, albo jak.... A gdy oni...-Dalej bełkotał, nie mogąc sformułować jednego sensownego zdania. Tak, zdecydowanie się czegoś naćpał.- I jeszcze wtedy ty, a oni...-Jego bezsensowny monolog przerwał mu policzek wymierzony przez Elizabeth.
-O czym ty, do stu tysięcy ogarów, bredzisz?!-Krzyknęła tak głośno, że przez chwilę miałem wrażenie, że bezpowrotnie ogłuchłem.
-Jak to o czym?-Spytał nie oczekując odpowiedzi.-Wstrząsneliśmy właśnie całym wszechświatem kochana siostrzyczko.-W jego oczach paliły się niepokojące ogniki, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.- Formalny sojusz z Sub Terrą to jedno, zaś rzeczywisty to drugie. Seth właśnie w bardzo widowiskowy sposób udowodnił, że mamy do czynienia z tym drugim, że jest po naszej stronie. Wszechświat właśnie pochylił przed nami głowę, moi drodzy, a my mamy go przecież powalić na kolana.-Mówił z taką pasją, że po moich plecach przeszły ciarki.-Kujmy żelazo puki gorące. Nie pozwolę by ta sprawa ucichła. Za tydzień odbędzie się wasz ślub.
***
-Matko Wiosno, trzymaj mnie bo za siebie nie ręczę.-Syknęła Elizabeth.-Wychodzisz za mąż za faceta, którego kochasz i który kocha ciebie, więc czym się tak denerwujesz?-Spytała już łagodniejszym głosem poprawiając mój wysadzany drobnymi kryształkami welon.
-Niby tak, ale znamy się dopiero od pięciu tygodni... Czy to nie za wcześnie...-Mój atak paniki przerwała Elizabeth potrząsając mnie za ramiona.
-Kobieto ogarnij się! Za tymi drzwiami czeka na ciebie miłość twojego życia a ty się wahasz?!
-Dobra, dobra już się biorę w garść i przestań mą potrząsać po pogniesz mi suknię.
***
Stałem właśnie we wnętrzu jakiejś zabytkowej kaplicy, przepięknie udekorowanej białymi liliami. Cała wypełniona była różnymi ludźmi w bogato zdobionych strojach. Stałem tuż przed ołtarzem z wzrokiem wbitym w drzwi, które właśnie się uchyliły. Do kaplicy wszedł Markus prowadząc pod rękę swoją siostrę. Shannon była ubrana w cudowną biała suknie a po jej plech spływał wyszywany drobnymi kryształkami welon. Dziewczyna szła miarowym tempem posyłając w moim kierunku przepiękny uśmiech. Wstrzymałem oddech nie mogąc oderwać od niej oczu. Z każdym krokiem była bliżej mnie, a moje wnętrze wypełniło błogie ciepło. Moje serce biło jak oszalałe, gdy nagle dopadło mnie dziwne wrażenia
Déjà vu. Seth uspokój się to nie jest twój sen. Za tobą wcale nie stoi żaden blondyn, a ty nie jesteś drużbą. Może nie zauważy... Odwróciłem na kilka sekund głowę upewniając się, że nikogo za mną nie ma. Dzięki ci Matko Wiosno. Powróciłem wzrokiem do mej przyszłej żony. Ups... Chyba zauważyła, bo posłała mi pytające spojrzenie. Po kilku kolejnych sekundach stanęła u mojego boku, a ja poczułem się największym szczęściarzem we wszechświecie.
***
Leniwie przeciągnąłem się na łóżku. Z woli przyzwyczajenia zacząłem szukać ręką mojej piratki. Gdy do mojego, jeszcze otumanionego snem, umysłu doszło, że nie ma obok mojej żony, gwałtownie się poderwałem. Już zaczynałem panikować gdy do moich uszu dobieg dźwięk lejącej się wody. Spokojnie Seth. Wszystko jest dobrze . Nie uciekła od ciebie, przez pierwsze trzy miesiące, więc i teraz nie ucieknie. Gdy z powrotem ułożyłem głowę na poduszce usłyszałem huk dochodzący z łazienki. Niewiele myśląc wbiegłem do tamtego pomieszczenia. Na ziemi leżała nieprzytomna Shannon z krwawiącym łukiem brwiowym.
***
-Kochanie obudź się, proszę.-Do mojego umysłu dotarły słowa Setha, a ja nie wiedząc o co chodzi spróbowałam otworzyć oczy.-Tak kochanie.-Uśmiechnął się do mnie radośnie.- Tak się o ciebie martwiłem.-Czemu on się martwił? Zastanowiła się o co mu chodzi. Po chwili do mojego umysłu zaczęły napływać kolejne obrazy i co najważniejsze powód mojego omdlenia.
-Seth...-Szepnęłam, łapiąc ca dłoń mojego męża.-Jestem w ciąży.
CZYTASZ
Być życiem
Fantasy#1 in fantasy 15.11.2016 Sytuacja jak z bajki. Ona jest księżniczką, która musi znaleźć swoją bratnią duszę w trzy noce. W trzy bale. On jest potężnym władcą podziemia, który zapała do niej niespodziewaną miłością, ale niestety... Ich życie to nie b...