Widząc, jak na twarzy zielonookiego pojawia się uśmiech, szybko odwróciłam wzrok. Niepewność rozeszła się po moim ciele wraz z krwiobiegiem, przy okazji ciągnąc za sobą kolejną dawkę strachu. Irytował mnie brak wiedzy. Chciałam mieć pewność, że wrócę do domu cała i zdrowa.
Usłyszałam śmiech zza moich pleców, jednak nie spojrzałam za siebie, gdyż dobrze wiedziałam co by się stało. Najprawdopodobniej zamarłabym, niezdolna do wypowiedzenia czegokolwiek. A przecież musiałam mieć otwarty umysł, by trzeźwo myśleć.
Chłopak o imieniu Louis, z gadem na ramieniu, wstał i z powrotem podszedł do stołu bilardowego.
– Skoro nasza księżniczka, zapewne nie ma zamiaru niczego powiedzieć – usłyszałam przerażający, chłodny głos za sobą. Chłopak już po chwili stanął naprzeciwko mnie, przez co oddzielał nas tylko stół. – To chyba nie ma sensu dłużej jej tu trzymać – uśmiechnął się chytrze.
Miałam niejasne wrażenie, że wcale nie wypuści mnie tak dobrowolnie. Po jego minie stwierdziłam, że gdzieś tam, w jego główce tworzy plan, który na pewno mi się nie spodoba.
– Trzymaj – wyciągnął ze swojej tylnej kieszeni spodni mój telefon i rzucił nim w moją stronę. Stare urządzenie opadło na kanapę, tuż obok mnie.
Chwyciłam je niepewnie i powoli wstałam, patrząc na Lily, która jednak wpatrywała się złowrogo w tego przerażającego mężczyznę. Jego wzrok jednak utrzymywał się na mojej sylwetce, powodując nieprzyjemne dreszcze.
– Styles! Chcesz ją tak po prostu wypuścić? – niejaki Percy, do którego żywiłam obrzydzenie podszedł do nas z pewnością wypisaną na twarzy – Jestem pewien, że od razu poleci do glin. Chcesz mieć hordę psów na karku?
Chciałam zaprzeczyć. Powiedziałabym wszystko, byleby znaleźć się jak najdalej stąd. Jednak nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego dźwięku. Zaczęłam gorączkowo myśleć, co zrobić by dupek Percy nie zniweczył mojej szansy.
– Nie jest aż tak głupia – ten cały Styles, ponownie spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem – Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli pośle gliny na nas, automatycznie wkopie swojego ojca.
Oczywiście, że nie zdawałam sobie z tego sprawy. Czy chodziło mu o to, że jeśli zgłoszę ich na policję, zrobią coś mojemu ojcu?
Zmarszczyłam brwi, a zielonooki zauważywszy to, zaśmiał się lekko.
– Nie mów, że jeszcze się nie zorientowałaś – powiedział i nagle poczułam się taka mała i jeszcze bardziej poniżona. Każdy w pomieszczeniu obserwował mnie w milczeniu – Twój ojciec był jednym z nas. – wypowiedział te słowa z takim jadem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam.
Moje serce podskoczyło mi do gardła, gdy tylko zrozumiałam znaczenie tych słów. Przecież to niemożliwe! Przed śmiercią mamy, był wzorowym pracownikiem, ojcem i mężem!
Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z siebie natrętne myśli. Szybko schowałam telefon do kieszeni i patrząc pod nogi ruszyłam w stronę, gdzie jak mi się wydawało, znajdowało się wyjście.
Kiedy byłam już na wyciągnięcie ręki od wolności, przede mną znikąd zmaterializował się brązowowłosy Styles. Nie dość, że omal przyprawił mnie o zawał, to jeszcze zagradzał drzwi.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on będąc poważnym chwycił klamkę i otworzył drzwi na oścież, niczym dżentelmen z lat siedemdziesiątych. Wzięłam głębszy wdech, przekonując samą siebie, że mogę wyjść.
Przestąpiłam z nogi na nogę, jednak poczułam silny uścisk na ramieniu. Odwróciłam głowę, by spojrzeć prosto w zielone oczy napastnika.
– Pozdrów swojego ojca, od Harry’ego Stylesa – warknął, a po chwili mimika jego twarzy całkowicie się zmieniła i na powrót uśmiechnął się chytrze – Do zobaczenia Patricio.
YOU ARE READING
Darkness - Harry Styles Fanfiction
Fanfiction[ZAKOŃCZONE] ❝Boisz się mówić ludziom o swoich uczuciach, więc zakopujesz je w sobie, przez co niszczą cię od środka❞ © Yokita; 2014