16 || Chwile zażenowania

6.9K 402 28
                                    

Rozdział dedykuję wspaniałej osóbce, która obchodzi dzisiaj urodziny! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego ♥

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ten pocałunek był jak grzmot zesłany z nieba. Nagły i nieplanowany. Miękkie  usta Harry’ego złączone z moimi powodowały ten dziwny stan. Lekki zawrót głowy i nerwy. Ogółem to całe to doznanie było przyjemne. Ba! Co ja wygaduję! To był najlepszy pocałunek jaki w życiu przeżyłam.

Jednak ja nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zepsuła. I jak na zawołanie właśnie w tamtej chwili uderzyły we mnie znaki ostrzegawcze. Po pierwsze, całowałam się z Harym! Tym Harrym, który niespełna miesiąc temu mnie porwał. Po drugie, znowu samodzielnie pakuję się w coś złego. Po trzecie i najważniejsze, ten pocałunek cholernie mi się podobał, a nie powinien!

– Harry – wydusiłam z siebie, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej i popychając go, tym samym przerywając pocałunek.

Spojrzał na mnie z irytacją, unosząc brwi do góry, tak jakby czekał na to, co tym razem wymyśliłam. Zamiast prawić wywody i całkowicie niszcząc tę chwilę, chrząknęłam znacząco.

– Powinniśmy już wracać  – spojrzałam na jego anielską twarz i natychmiast tego pożałowałam. Już po chwili czułam, jak na moje policzki wkrada się ognisty rumienieć. Świetnie! – M-Mam pracę.

On nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się złośliwie, po czym odwrócił się by zawrócić ster.

Ja w tym czasie oparłam się o barierkę i odetchnęłam. Przypomniała mi się chwila, kiedy przyznał, że lubi ze mną pogrywać. Ten moment i pocałunek doskonale temu dowodziły. Świnia znakomicie bawił się oglądając mnie w takim stanie!

Wywróciłam oczami i wydałam z siebie dźwięk podobny do warknięcia.

Trish, chyba głupiejesz.

*

Gdy dopłynęliśmy do przystani, zaczęło wschodzić słońce. W ciszy i, o dziwo bez pomocy Harry’ego, zeszłam z łodzi udając się do jego samochodu. Czułam na sobie ten podstępny wzrok, przez co moja irytacja wzrastała do poziomu maksimum. Co dokładnie mnie irytowało? Jego zachowanie? Też. Te jego uśmieszki? Też. Jednak ponad wszystko, najbardziej irytującym elementem układanki byłam ja i moja słabość, powodowana obecnością i gestami Stylesa.

– O której kończysz pracę? – spytał, przerywając ciszę w samochodzie.

– O dwudziestej – odparłam obojętnie, siląc się na spokojny ton.

– Świetnie – mruknął do siebie, po raz kolejny się uśmiechając.

Zmarszczyłam brwi, ale po chwili zorientowałam się, że Dzień ze Stylesem jeszcze się nie skończył. Ha! On się dopiero zaczął!

– Jaki plan? – spytałam z czystej ciekawości.

– Zabieram cię na imprezę – powiedział wpatrzony w drogę, a moja szczęka prawie opadła.

Imprezę? Czy on sobie żartuje? Chyba nie zapomniał o tym co stało się na domówce u Dylana.

– Żartujesz sobie? – powiedziałam ze śmiechem.

– Nie martw się – spojrzał na mnie, jakby przypominając sobie, co odstawiłam ostatnim razem – tym razem cię przypilnuję.

Oh. Więc o to mu chodziło. Taki jest jego kolejny plan. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a próbując ukryć to odwróciłam twarz w stronę okna. Próbowałam wyobrazić sobie jak to wszystko się potoczy, jednak nie mogłam nic wymyśleć.  Nie dawałam rady rozgryźć możliwych scenariuszy.

Darkness - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now