one|jak się poznaliście?|

651 26 5
                                    

📌Scott:
Nie nie nie.... w mojej głowie huczały te słowa. Niemożliwe że moja mała siostrzyczka leży na stole operacyjnym i walczy o życie a ja nic nie mogę zrobić, kompletnie nic prócz próżnego czekania. Siedziałam z podkulonymi nogami, w mojej głowie ciągle huczy to durne NIE. Mój mózg próbuje odrzucić wszystko co złe. Mimowolnie po moich policzkach spływają łzy. Jestem pogrążona w myślach gdy czuję czyjś dotyk na moich policzkach. Dopiero po chwili uzmysławiam sobie, że ktoś delikatnie ściera moje łzy. Podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka.
     - Na pewno wszystko będzie dobrze. - powiedział kucając przy mnie.
     - Oby. -posłałam mu słaby uśmiech.
     - Poczekam z tobą. Jestem Scott.- jego dłoń oplotła  moją.
     - (twoje imię). - nasze ręce były złączone do momentu przyjścia doktora.

📌 Stilies
- Shit.- mój gruchot znów się zepsuł na środku drogi. Mam już dość ciągłego naprawiania go. Otworzyłam maskę z której buchnął dym.
- Aaaa. - krzyknęłam zirytowana. W burzy emocji zaczęłam kopać w przednią oponę auta.
- Znów nawaliłeś. Za pierwszym razem ci wybaczyłam, okey zdarza się może się czasem coś popsuć, za piątym razem byłam jeszcze wyrozumiała. No bo przecież nie jesteś najnowszy, ale teraz?! Teraz proszę pana mam dość! - krzyczałam na samochód, rzecz martwą dalej go kopiąc gdy usłyszałam za sobą czyjś śmiech. Gwałtownie się obróciłam i ujrzałam chłopaka, który szedł w moją stronę klaszcząc.
- Myślałem że to ja jestem mistrzem w rozmowach z rzeczami martwymi, ale cóż przebiłaś mnie.
- Dzięki. - ukłoniłam się jakbym była aktorką w teatrze. Obydwoje cicho się zaśmialiśmy.
- Może damy mu jeszcze jedna szansę hmm ?
- Myślę, że zasłużył na jeszcze jedną.
- No to ma szczęście, bo mam dużo taśmy.- uśmiechnął się podniósł rękę w której trzymał taśmę.- Jestem Stilies, a ty ?
- ( twoje imię)

📌Liam
  Siedzę  tu jak głupia i czekam w "kolejce" do dyrektora,bo pani od biologii przeszkadzało, że postanowiłam się zdrzemnąć na jej lekcji. Na korytarz wszedł jakiś chłopak z krwawioncym nosem. Było widać, że jest wściekły, no cóż zdarza się. Chłopak z impetem usiadł obok mnie.
- Auć. - stękłam.
- Sorry. - burknął. Okey..nie wnikam. Z jego nosa kapała krew na spodnie, co mnie strasznie irytowało, słyszę każdą krople. Wyciągnęłam chusteczkę podając chłopakowi.  Nie wziął jej odrazu więc powiedziałam. :
- Jeszcze tu posiedzimy nie chcę żebyś się wykrywawił. - uśmiechnął się i wziął chusteczkę. Siedzieliśmy w ciszy gdy rzucił:
- Liam.
-hmm?..a.. ( twoje imię)

📌 Parrish

Szłam przez las. Od jakiegoś czasu często spaceruje wieczorem. Jak zawsze jestem pochłonięta swoimi myślami. Przez mój mózg przechodzi informacja: o płonący człowiek i jakiś wilkolak ?
- Zaraz ? Co ? - szepnęłam do siebie i cofnełam się o krok. Nie żartuję albo mój mózg płata mi figle albo widzę jak  coś przypominającego wilkołaka brzebija człowieka płomień  ( tak właśnie  go nazwałam bo jak inaczej) metalowym prętem po czym odchodzi . Gdy tylko z moich oczu znika to coś podbiegam do mężczyzny, który już nie płonie za to jest cały w sadzy a w jego ciele nadal tkwi ten cholerny pręt.
  - O matko..co ja mam zrobić? - klękam przy  nim i patrze na ten durny pręt.
- Wyciągnij.
- Co?
- Wyciągnij pręt. Proszę.
- Jeśli go wyciągnę to się wykrywawisz. - nawet ja o tym wiem, choć daleko mi do pielęgniarki.
- Proszę uwierz mi i wyciągnij go.- No cóż chyba on wie najlepiej. Obiełam pręt dwoma rękoma i pociągnęłam z całej siły. Poszło. Rzuciłam pręt na bok i podbiegłam do mężczyzny.Położyłam jego głowę na swoje kolana.
- Cholera, mam nadzieję że wiesz co robisz. - powiedziałam do niego a on posłał mi uśmiech.  Spojrzałam w miejsce gdzie powinna być wielka dziura, ale ujrzałam tylko mała ranę poczym i ona zniknęłam.
- Cóż w końcu płonął i nic mu nie było. - wypowiedziałam swoją myśl na  głos. 
- Jestem Parrish, ale niektórzy mówią na mnie piekielny ogier.
- Okey...chyba będziesz musiał mi to wszystko wytłumaczyć. Ja jestem ( twoje imię) , ale niektórzy wołają na mnie normalna dziewczyna.

📌Theo

Właśnie wracałam z baru gdzie pracuje, gdy w oddali zobaczyłam Tresy, która od podstawówki mnie nie nawidzi a ja nie mam pojęcia o co jej chodzi. Szła w moją stronę co nie wróżyło dobrze, tym bardziej, że jedna strona jej twarzy pokryta jest łuskami, zamiast paznokci są pazury, a zamiast zębów kły.
- O cholera. -szepnęłam do siebie. I nagle ona się zaśmiała jakby mnie usłyszała, ale przecież to nie możliwe. Nie mogę się tak porostu zatrzymać ani zawrócić. Więc ruszyłam powoli do przodu.Moje serce bije jak oszalałe. No ale cóż, przecież nie chcę mnie zabić.
  - Cześć  ( twoje imię) - powiedziała to że słyszalną ironią.
- Cześć Tracy..yyy co tam u ciebie ? - starałam się być miła.
-Jak widzisz trochę się pozmieniało.
- Tak, wiesz co muszę lecieć spieszę się.
- Oj nie tak prędko kochana. - podeszła do mnie i wyciągnęła swoje pazury. Zaczęłam się cofać.
- Wiesz zawsze marzyłam, że
zginiesz, że przestaną porównywać mnie ciągle do ciebie. Cóż teraz mogę sama to zrobić. Wiesz ( twoje imię)? Z łatwością. - Na te słowa moje nogi ugieły  się ze strachu i poplątały przez co upadłam. Stach sparaliżował mnie na tyle, że nie mogłam zrobić jakiego kolwiek ruchu. Tracy nachyliła się nade mną i wzięła zamach. Zrozumiałam, że za moment jej pazury przerwą moją tchawicę. I nagle nic, powinno boleć prawda ?
- Tracy zostaw ją. - powiedział pewnym głosem chłopak, który trzymał jej rękę która chciała mnie zabić. Szarpnął ja do tylu.
- Idź stąd już! - Tracy najwyraźniej się go bała bo natychmiast odeszła.
- Jestem Theo. - chłopak wyciągnął do mnie rękę aby pomóc mi wstać.
- ( twoje imię) - złapałaś jego dłoń. 

🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗 uf mam nadzieję że się podoba.

preferencje i imaginy | TEEN WOLF|Where stories live. Discover now