5|Rozdział

885 55 4
                                    

Piątek po szkole.

*Adrien*
Marinette! -krzyknełem.
Szybko podbiegłem do dziewczyny która po lekcjach wracała do domu. Mimo, że miałem bardzo męczący dzień i byłem zmęczony podbiegłem do niej jak najszybciej mogłem. Ale dziewczyna ani na chwilę się nie zatrzymała wręcz odwrotnie przyśpieszyła tępo. By ją zatrzymać pociągnełem za skrawek jej kurtki. Zatrzymała się lecz nie odwróciła w moją stronę.

-Ja chciałbym...
-Nie obchodzi mnie to!
-Szczerze cię nie rozumiem! Zawsze miałeś mnie w dupie! -po tych słowach odwróciła się w moją stronę, a z jej oczu popłyneły szczere łzy. Czemu nie podeszłeś do mnie kiedy tego potrzebowałam! - spojrzała na mnie swoimi zapłakanymi i rozżalonymi oczami. Oboje chwilę milczeliśmy. Po chwili dodała.
-I wtedy..kiedy byłam w tobie zakochana... Spojrzałem na nią ze zdziwieniem i skrywaną czułością.
Moję oczy wyglądały niczym kryształy.
-Żałosne prawda! -powiedziała po chwili.
Proszę daj mi spokój!
-Mari, nie wiedziałem...
-Nie mów tak do mnie! Poprostu nie wchodzimy sobie w drogę.
I poprostu odeszła. Lecz ja nie potrafię się poddać! Skoro nie chcę mi zaufać to zaufa Czarnemu kotu....

*Marinette*
Nie czekałam na jego odpowiedź. Poprostu poszłam. Moja twarz wyglądała jak spuchnięta! Jestem czerwona jak burak, a moje włosy wyglądają na nie czesanie od miesiąca. Wiał mocny wiatr. Pod jego wpływem włosy się napuszyły i rozpuściły. W oczach dalej miałam łzy, można było powiedzieć, że wyglądam jak strach na wróble! Idąc do domu widziałam ludzi którzy wpatrywali się na mnie jak bezdomną, pijaną idiotke. Ale ja to miałam gdzieś. Wcale się nie śpieszyłam dużo myślałam nad tym co się stało! Boże jak to cholernie boli! Czuję się tak jakbym miała ogromny kamień na sercu i za żadnym pozorem nie mógł spaść. Byłam pod piekarnią rodziców wiedziałam, że żeby wejść do pokoju muszę przejść przez piekarnie i przywitać się z rodzicami. Spojrzałam w szybę piekarni żeby zobaczyć czy nie wyglądam, aż tak źle żeby ruszyć w stronę pokoju. Poprawiłam trochę włosy, zmyłam łzy z oczu i otworzyłam drzwi piekarni.
-Cześć mamo, cześć tato -powiedziałam spokojnie i bez entuzjazmu. Nie czekałam na odpowiedź tylko ruszyłem w stronę pokoju. Rzuciłam torbę na podłogę. Była dopiero 17:02 ale postanowiłam ubrać się w piżame i tak nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić. Ubrałam jasnoróżową koszulkę i miętowe, krótkie spodenki. Upiełam włosy w nie chlujnego koka. Zmazałam całkiem swój rozmazany makijaż i zaschnięte łzy z twarzy. Usiadłam na łóżku i dużo myślałam, krzyczłam w poduszkę i postrzymywałam łzy. Marzyłam by się do kogoś przytulić...

MariChat Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz