Siedziała w pokoju wspólnym Gryffindoru, wpatrując się ze zniecierpliwieniem w stojący na kominku ciemnobrązowy zegar ze złotymi wskazówkami. Dochodziła dwudziesta trzecia trzydzieści.
Cały czas zachodziła o głowę, jak mogła nie wpaść na pomysł podzielenia się informacjami o Magim z ojcem. Albus twierdził, że nie bez powodu mówi się: „Najciemniej pod latarnią" i chyba miał rację. Tak bardzo szukała skomplikowanego rozwiązania, że nie pomyślała o najprostszym wyjściu. Od razu po ich rozmowie wystosowała do taty długi list, zawierający w skrócie wszystko, o czym kilka dni temu powiedziała profesorowi Fitwickowi. Odpowiedź przyszła już następnego popołudnia, nie zawierała jednak żadnych wskazówek, a jedynie krótką informację:
„Lily, bądź w przyszły czwartek w pokoju wspólnym o 23:30. Wszystkim się zajmę, nie rób głupstw".
Domyśliła się, że ojciec ma zamiar porozmawiać z nią przez sieć Fiuu, a późną porę wybrał dlatego, że nie chciał, aby przeszkadzał im tłum Gryfonów kłębiących się dokoła. Co prawda o jedenastej wieczorem kanapę przed kominkiem zajmował jeszcze Finnigan z dwoma chłopcami z szóstego roku, ale gdy tylko wytłumaczyła im, że potrzebuje przestrzeni do prywatnej rozmowy, mrugnęli do siebie porozumiewawczo i poszli na górę. W takich sytuacjach dziękowała w duchu Jamesowi za jego szerokie wpływy wśród innych uczniów.
Długa, złota wskazówka przesunęła się leniwie na ozdobną szóstkę wymalowaną na dole zegarowej tarczy. Zacisnęła dłonie w pięści, wbijając wzrok w płomienie. Sama nie wiedziała, czego powinna oczekiwać. Potwierdzenia jej teorii? Zapewnienia, że naprawdę nie ma się czym martwić? Prośby o pomoc? Dobrze wiedziała, że na to ostatnie nie może liczyć. Jej ojciec bywał nad wyraz opiekuńczy i wplątywanie córki w sprawy Ministerstwa byłoby dla niego niczym siarczysty policzek. Mimo to miała nadzieję, że podejdzie do sprawy profesjonalnie i jakkolwiek odniesie się do przekazanych w liście informacji.
Wzięła głęboki wdech, obserwując, jak płonący przed nią ogień zaczyna coraz mocniej buchać i powoli zmienia swój kolor z ciepłej żółci na chłodny seledyn. Wybiła dwudziesta trzecia trzydzieści trzy, a na zapełnionym drewnem palenisku, pojawiła się, lekko zniekształcona przez płomienie, głowa ciemnowłosego mężczyzny.
Harry Potter odchrząknął, zasłaniając dłonią usta, poprawił zsuwające się na nos okulary, po czym wbił w córkę pełen troski wzrok.
— Lily, tak dobrze cię widzieć. Jesteśmy sami? — zaptał, rozglądając się po pokoju o tyle, o ile pozwalała mu na to sieć Fiuu.
Pokiwała prędko głową, złażąc z kanapy i siadając po turecku, tuż przed kominkiem.
— Hej, tato. Co u was? Jak mama?
— W porządku — uśmiechnął się, a na jego twarzy, wokół ust i w kącikach zielonych oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. — Matka wciąż jest myślami gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Ten urlop był jej naprawdę potrzebny... Bardzo jesteśmy wdzięczni, że zdecydowałaś się pojechać na święta do Andromedy, była wniebowzięta. Zresztą cały czas jest. Mam nadzieję, że się tam nie zanudziłaś...
— Nie, było super — westchnęła Lily, przygryzając nerwowo wargę. Tak bardzo chciała podzielić się z kimś swoim szczęściem, opowiedzieć ze szczegółami o tym, co robiła ze Scorpiusem, jak dobrze się bawili i jak dobrze było im razem. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić, jeszcze nie teraz. Przymknęła powieki, starając się skupić na celu tej rozmowy.
—Tęsknimy za wami, za tobą, za Albusem, za Jamesem... — ciągnął jej ojciec. — Dajecie sobie radę, potrzeba wam czegoś?
— Wszystko w porządku, nie macie czym się martwić — odpowiedziała prędko, starając się zgrabnie przejść do meritum. — Dostałeś moje listy?
CZYTASZ
Oswój mnie. Lily x Scorpius story
FanfictionZwycięzca Harry Potter Awards 2017 w kategorii opowiadań o nowym pokoleniu. Kilkutomowa opowieść o losach Następnego Pokolenia, ze szczególnym uwzględnieniem wątku romantycznego między Lily Luną Potter a Scorpiusem Malfoyem. Jeśli szukasz ff trochę...