3.13. 1996

2.3K 206 109
                                    

Marzec przyniósł za sobą nawał nowych obowiązków.

Profesor Vector zaczęła przygotowywać trzeciorocznych do egzaminów, fundując im obszerne prace domowe oraz kartkówki, które miały zmobilizować co leniwszych do regularnego utrwalania materiału. Problem w tym, że dla Lily „regularne utrwalanie materiału z lekcji" nie ograniczało się do przeczytania notatek z ostatnich zajęć. Już dawno odkryła, że nie rozumie i prawdopodobnie nigdy nie zrozumie numerologii. Aby dostać marne Z, musiała poświęcić dobre kilka godzin na korki z Ianem, będącym jakimś cudem najlepszym uczniem profesor Vector z ich roku. A Ian nie był nawet odrobinę tak wyrozumiały, jak Jerry. 

Najpierw zupełnie otwarcie naśmiewał się z każdego błędu, który popełniała, potem załamywał nad, jak to określał, „brakiem umiejętności logicznego myślenia" i chichocząc pod nosem, zapisywał jej wyjątkowo zabawne — przynajmniej według niego — odpowiedzi, by wracać do nich w najmniej spodziewanych momentach. Któregoś dnia, kiedy próbowała wytłumaczyć mocno sceptycznemu drugoroczniakowi, że poradzi sobie z rozwiązaniem zagadki znikających z jego plecaka Wybitnych Pergaminów służących do ściągania — wchłaniały atrament z dodanego do zestawu Wybitnego Pióra i ukazywały zapisywane na nim wcześniej notatki — Ian stanął za plecami chłopaka i z równie wybitnie zadowoloną miną stwierdził:

— Patrząc na to, jak ostatnio twierdziłaś, że cyfrę jedenaście można sprowadzić do dziewiątki, bo ta jest ostatnia największa w spisie, szczerze wątpię, abyś sobie poradziła. Ale decyzja należy oczywiście do ciebie, Klaus.

Po czym poklepał drugoroczniaka po ramieniu i odszedł w stronę działu z podręcznikami dla uczniów piątego roku. Lily, była pewna, że z żadnego nie zrozumiałby nic, ale i tak dostał to zadanie zamiast niej. Nagroda w postaci własnego zestawu Wybitnych Ściągaczy przeszła jej koło nosa.

Najgorsze, że wciąż nie była w stanie zdobyć wystarczająco dobrych stopni, żeby zadowolić profesor Vector. Pod presją w postaci czarnych, świdrujących oczu Iana umiała co prawda rozwiązać prostsze zadania, jednak gdy cokolwiek na sprawdzianie odbiegało od przećwiczonych z Ashvillem schematów, czuła się niczym dziecko we mgle.

Nie była w tym sama. Hugo cierpiał równie mocno. Normalnie miałby w nosie zarówno swoje mierne oceny z Numerologii, jak i patrzącą na niego z pobłażaniem profesor Vecotor, tyle tylko, że na ostatnim spotkaniu Klubu Ślimaka Slughorn w rozmowie z Jerrym wyraził głośne niezadowolenie z faktu, że patronuje klubowi, którego przewodniczącym jest uczeń o tak słabych wynikach w nauce.

Biuro Rozwiązywania Spraw Beznadziejnych było prawdopodobnie najważniejszą rzeczą w szkolnym życiu Hugona, a wizja utraty statusu przewodniczącego przyprawiała go o ciarki, więc robił, co mógł, aby do tego nie dopuścić. Początkowo starał się poprawić stopnie. Nie, żeby przykładał się do nauki. Łaził za Jerrym, błagając go, by dał mu spisać prace domowe, a kiedy zrozumiał, że Jerry niewzruszony niczym skała, nie ulegnie, zaczął podkradać od Lily eseje z transmutacji i zielarstwa. Udawało się, do czasu.

Dwa tygodnie temu zaoferował, że zaniesie jej ciężką torbę pod klasę. Sama dżentelmeńska propozycja w jego wykonaniu była co najmniej podejrzana, więc postanowiła go śledzić. Skręcił do męskiej toalety i tam, zamknąwszy się w jednej z kabin, próbował za pomocą czarów skopiować treść z pergaminów Lily, na swoje. Przyłapała go na gorącym uczynku. Przez piętnaście minut stała w przed wejściem do łazienki, aż w końcu znudzona oraz zrezygnowana postanowiła sprawdzić, czy niczego nie knuje. Przeczołgała się wzdłuż kabin, zerkając w szpary między drzwiczkami a podłogą, aż natrafiła na pomarańczowe trampki kuzyna oraz jej prace domowe porozrzucane na beżowej glazurze. Od tamtego czasu trzymała torbę przy sobie.

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz