3.5. Listopadowy piknik

2.4K 225 116
                                    

Kochani,

tak jak zdążyłam już napisać na tablicy,  "Oswój mnie" zostało nominowane do konkursu organizowanego przez HarryPotterAwardsPl  w kategorii "ach, te dzieci, szybko rosną". Więc jeśli czytacie "Oswój mnie", uważacie, że zasługuje na jakieś wyróżnienie i zechcielibyście zagłosować, będzie mi szalenie miło :).

Głosowanie można znaleźć na ww profilu w konkursie "Harry Potter Awards PL 2017" , w rozdziale "ach, te dzieci, szybko rosną (GŁOSOWANIE)", do 10.08.2017

Lub pod linkiem: https://www.wattpad.com/439971035-harry-potter-awards-pl-2017-5-ach-te-dzieci-szybko 

"Oswój mnie" ma numerek 3. 

Przy okazji dziękuję za wszystkie głosy już oddane, to bardzo podbudowujące ;))

Nie przedłużając, miłego czytania!

***

Jasny hol Szpitala Głównego w Północnym Manchesterze był pełen zakatarzonych, kaszlących, poturbowanych, wściekle narzekających ludzi. Część z nich siedziała na brązowych kanapach ustawionych pod pomalowanymi beżową farbą ścianami, a ci, dla których zabrakło miejsca w holu, zajmowali krzesełka w korytarzach na parterze, albo chodzili tam i z powrotem próbując przekonać zabieganych pracowników medycznych, że ich sprawa jest pilniejsza niż wszystkie inne sprawy, wszystkich innych petentów. Za każdym razem jednak zostawali odesłani do rejestracji na sam koniec kilkumetrowej kolejki.

Lily również postanowiła ustawić się w kolejce, czekając grzecznie, aż reszta osób dostanie swoje karty, wpisy, wypisy, czy skierowania, ale Markus najwyraźniej nie miał zamiaru tracić cennych sekund na tłoczeniu się w tłumie chorych mugoli. Stanął z drugiej strony kontuaru, tuż przed drobną blondynką w średnim wieku, tą samą, do której podeszli podczas pierwszej wizyty w szpitalu i uśmiechnął się szeroko.

— Hej, Berto. Dostaniemy przepustkę?

— Och... Hej, Markus, cześć, Lily — odparła Berta, wyławiając wśród dziesiątek głów rudą czuprynę Lily i zgrabnie ignorując stojącego z tyłu Rudolfa Yaxleya. — Oczywiście, już wypisuje... 

Od ich pierwszego spotkania minęły już prawie trzy miesiące i w trakcie kilku regularnych wizyt zdążyli się nieco zapoznać — przynajmniej na tyle, by dostawać upoważnienie poza kolejnością, od czasu do czasu plotkować i zwracać się do siebie po imieniu.

— A co z moim... — zaczął starszy facet z podbitym okiem i fioletowym siniakiem na środku czoła, którego próbę rejestracji bezceremonialnie przerwał Markus. Minę miał nietęgą i Lily wcale się mu nie dziwiła, bo gdyby ona nastała się pół godziny w kolejce, a ktoś trzeci ot tak wepchnąłby się przed nią, byłaby co najmniej wściekła.

Berta jedynie machnęła ręką.

— Panie Flint, doktor Kastarsky przyjmie pana o czternastej, proszę iść i poczekać pod gabinetem, nic tu nie wskóram — ucięła szorstko.

Gdy mężczyzna, zgarnąwszy skierowanie, ruszył chwiejnym krokiem w stronę jasno oświetlonego korytarza po lewej stronie, zostawiając błotniste ślady butów na kremowej posadzce, westchnęła ciężko.

— Najpierw organizują bijatyki na stadionach, a potem płaczą i proszą o pomoc — jęknęła, wyciągając czysty blankiet przepustki i sięgając po pieczątkę. — Tak jest cały listopad. Urwanie głowy. Zamieszki na meczach, epidemia grypy i jeszcze grupa nastolatków zaatakowana przez jakieś ogromne zwierzę. Już druga w tym miesiącu...

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz