11. Zapomniany amulet

2.7K 252 51
                                    

Moi drodzy! Dziękuję! Za to, że czytacie, głosujecie, że piszecie szalenie motywujące mnie do dalszej pracy komentarze - za to, że jesteście. Mam również nadzieję, że ten rozdział choć trochę poprawi nastrój tym z was, którzy od dzisiaj wracają, lub idą do zupełnie nowej szkoły. Oby przypominała Hogwart! :)

Miłego czytania!

***

Szła przez błonia z uśmiechem na ustach. Zielarstwo z profesorem Longbottomem zawsze wprawiało ją w dobry nastrój. Może samo sadzenie, przesadzanie i rozsadzanie roślin nie należało do zajęć szczególnie fascynujących, ale fakt, że można samodzielnie wyhodować składniki niektórych eliksirów, wydawał jej się całkiem ekscytujący. W dodatku profesor Longbottom był przemiłą osobą i właściwie nie znała ucznia, który by go nie lubił. Tego dnia rozwiązali z Hugonem i Jerrym wszystkie zadania powierzone im przez nauczyciela i na koniec lekcji dostali w nagrodę po garści nasion. Ona wybrała Asfodelusa, Jerry Samosterowalne Śliwki, a Hugo Wrzeszczące Żonkile twierdząc, że będzie nimi męczył Rose, jeśli powie matce o jego marnych ocenach z transmutacji. Przypuszczała, że jej kuzynka idealnie wiedziała, jak poradzić sobie z krzyczącymi kwiatkami, ale nie chciała psuć mu marzeń.

Włożyła małą torebeczkę z nasionkami Asfodelusa do kieszeni płaszcza i spojrzała w stronę zamku. Drobna blondynka w szacie Ravenclawu zbiegała właśnie po schodach. Na ostatnim stopniu poślizgnęła się i z zaskakującą gracją wpadła na Albusa. Lily uśmiechnęła się pod nosem. Dobrze wiedziała, że nie był to zwykły przypadek a misterny plan Jamesa i Meredith. Drobna blondynka nazywała się Katrin Lewe, chodziła do trzeciej klasy, lubiła czytać romanse i po prawie dwóch miesiącach poszukiwań Jenny i Mer została oficjalnie uznana za najlepszą kandydatkę na dziewczynę jej brata. Z rozbawieniem patrzyła, jak Albus – cały czerwony na twarzy, pomaga krukonce pozbierać rozrzucone przez „nieszczęśliwy" wypadek książki.

— Halo! Ziemia do Lily! — Zdekoncentrowana przeniosła wzrok na idącego obok niej Hugona. Skrzywił się, mrużąc oczy. — Czy ty nas w ogóle słuchasz?

— „To, że przez ostatnie tygodnie nie odnotowano żadnego porwania, nie oznacza, że jesteśmy bezpieczni" — wyrecytowała ostatnie, co zapamiętała z ich rozmowy.

— No to wyłączyłaś się jakieś pięć minut temu — syknął Hugo, krzywiąc się jeszcze bardziej. — Chodzi o to, że musimy się jakoś zabezpieczyć. Znaleźć sposób komunikacji, wysłania sygnału. Na wypadek, gdyby komuś z nas stała się krzywda.

— Jak może stać nam się krzywda, skoro cały czas jesteśmy w zamku, a zamku, jakbyś nie zauważył — pilnują prefekci, nauczyciele i aurorzy?

— We wrześniu też wmawiano nam, że Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi, a Emilly Blunt jakoś uprowadzono — żachnął się Hugo. 

Lily przewróciła oczami.

— Nawet jeśli. Emilly jest w Slytherinie, jej rodzina to czarodzieje czystej krwi od pokoleń, a na takich poluje ten szaleniec. Rodzice twojej mamy są mugolami, podobnie jak moi pradziadkowie i dziadkowie Jerry'ego. A może chcesz otoczyć opieką wszystkich ślizgonów?

— Nie chcę. Po prostu twierdzę, że przezorny zawsze ubezpieczony. Lil, ten koleś to wariat, nie wiemy, co mu strzeli do głowy.

Idący obok Hugona Jerry pokiwał z powagą głową. 

— Spędzacie za dużo czasu z Jamesem — mruknęła, pchając wielkie, dębowe drzwi wejściowe. 

Z wnętrza zamku uderzyła ją fala gorącego powietrza, zapach pergaminu i czekolady. Kątem oka zdążyła jeszcze zauważyć, jak Katrin Lewe łapie pod rękę Albusa i kieruje się z nim w stronę cieplarni.

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz