Stanęła na palcach, z całych sił napierając na zawieszoną u góry, drewnianą, przeżartą kornikami klapę. Pchnęła, złapała za uchwyt, zaparła się stopami o wystający z ziemi konar, sapnęła, jęknęła — na nic.
— Trzeba więcej siły. Przesuń się, to ci pomogę — zaproponował Albus zziajanym głosem.
Była tak bardzo skupiona na tym, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce, że nie zauważyła, jak w połowie drogi zwolnił tempa, zostając w tyle. Dogonił ją dopiero teraz. Dyszał ciężko, część czarnych kosmyków posklejała mu się od potu na czole, a reszta fryzury trwała w absolutnym nieładzie, jednak minę miał zaciętą.
Posłusznie zrobiła krok w bok, szorując rękawem szarej kurtki po oblepionej ziemią ścianie tunelu. Kilka grudek oderwało się od zbitej reszty, zasypując jej buty. Poruszyła machinalnie stopą, choć po przebytym przed chwilą marszu, całe jej ubranie przypominało bardziej uniform górnika, niż odzienie wierzchnie nastolatki.
Albus włożył zakończoną świetlistą kulą różdżkę między zęby i przecisnąwszy się obok Lily, stanął pod klapą.
— Na trzy — zarządził, wyciągając ręce w górę i uginając lekko kolana tak, jakby szykował się do wyskoku.
Skinęła pośpiesznie głową, po czym idąc za jego przykładem, ponownie zaparła się stopami o podłoże.
— Raz... dwa... trzy.
W momencie, gdy jej dłonie uderzyły o deski, zawiasy skrzypnęły, a drewniana klapa otworzyła się, z łoskotem opadając na wyłożoną kafelkami podłogę po drugiej stronie.
Lily wydobyła z siebie okrzyk radości i korzystając z pomocy Albusa, wygramoliła się na zewnątrz.
Wieczorem Miodowe Królestwo wyglądało zupełnie inaczej niż za dnia. Olbrzymia powierzchnia sklepu pozbawiona kręcących się po niej klientów sprawiała wrażenie jeszcze większej, elektryzującej pustką, ciszą i wszechobecną magią. Na wysokich półkach wciąż piętrzyły się słodycze, jednak z rozstawionych na stoliczkach słojów zniknęła znaczna część ich zawartości, a blachy, które w godzinach otwarcia cukierni pełne były ciepłych smakołyków, teraz świeciły pustkami. W całym pomieszczeniu panował przyjemny półmrok — zawieszone u sufitu lampy zgaszono, pozostawiając włączone wyłącznie nieliczne kinkiety i pulsujące w powietrzu plamy jasnej energii podświetlające za pomocą czarów pełne towarów, okrągłe stoły nie większe niż dorodne dynie hodowane przez Hagrida.
Przy kontuarze z kasą stała stara czarownica w fioletowej tiarze poruszająca za pomocą różdżki dużym, kudłatym, czerwonym mopem. Przyrząd z prędkością miotły wyścigowej sunął po podłodze, zostawiając za sobą mokre ślady.
Lily z całych sił starała się przemknąć bokiem, by uniknąć nabrudzenia umytej już powierzchni, niestety suchych miejsc pozostało niewiele, a założone na prędko przed wyjściem pepegi z płaską niczym szkło podeszwą ślizgały się na wilgotnych panelach, którymi wyłożono główną salę sklepu.
— Kiedyś powiem o tym waszym przejściu dyrektorowi Hogwartu, jak Merlina kocham — warknęła czarownica, piorunując wzrokiem najpierw Lily i Albusa, a potem błotniste ślady, jakie za sobą zostawiali.
Mop zatrzymał się w miejscu, niebezpiecznie przechylając drążek w ich stronę.
Zrobili przepraszające miny i czmychnęli do wyjścia. Gdyby profesor Flitwick dowiedział się o tajemnej drodze do Hogsemade i, co gorsza, postanowił ją zamknąć, mieliby nie lada kłopoty. Nawet jeśli udałoby się im odeprzeć wszelkie zarzuty oraz skutecznie zgrywać niewiniątka, kara dopadłaby ich prędzej, czy później. Jeśli nie ze strony Flitwicka albo Vector, to ze strony Jamesa, który rozpaczałby, jęczał, a na końcu wyrzekł się rodzeństwa, uważając siostrę i brata za zdrajców rodu. Teraz jednak mieli zbyt wiele innych problemów, by o tym myśleć.
CZYTASZ
Oswój mnie. Lily x Scorpius story
FanfictionZwycięzca Harry Potter Awards 2017 w kategorii opowiadań o nowym pokoleniu. Kilkutomowa opowieść o losach Następnego Pokolenia, ze szczególnym uwzględnieniem wątku romantycznego między Lily Luną Potter a Scorpiusem Malfoyem. Jeśli szukasz ff trochę...