2.16. Zdjęcie

2.1K 202 66
                                    

Od dobrych kilkudziesięciu minut kucała skulona pomiędzy dwoma rzędami zabrudzonych, stadionowych ławek w sektorze Puchonów. Nogi zdrętwiały jej zupełnie, buty przemokły od kałuży, która jakimś cudem uformowała się między kolejnymi siedzeniami, powietrze pachniało zgniłymi ubraniami, a chłodny, wiosenny wiatr za główny cel obrał sobie przyprawienie jej o zapalenie gardła. Do tego wiedziała, że gdyby ktokolwiek przyłapał ją na podglądaniu treningów Hufflepuffu, cały Gryffindor w najlepszym wypadku straciłby ładne kilkadziesiąt punktów, a w najgorszym został zdyskwalifikowany z walki o tegoroczny puchar.

Było jej zimno, źle i bała się jak głupia, wiedziała jednak, że jeśli nie chce, aby całe śledztwo poszło na marne, to nie może ruszyć się z miejsca, dopóki Jerry nie da im jasnego sygnału do odwrotu.

Dwa tygodnie temu jej przyjaciel porzucił próby uzbierania jakichkolwiek rzetelnych informacji na temat Edmura od osób postronnych i postanowił postawić na nieco bardziej bezpośrednie środki - a konkretnie na obserwację. Nie podzielił się szczegółami swoich przemyśleń, nie wysuwał pewnych tez, niczego nie wykluczał. Jednak od czasu, gdy zasiedli w pokoju wspólnym nad szczegółową mapą myśli, Lily nabrała pewnych podejrzeń. Nie była ślepa ani wyjątkowo głupia, a przynajmniej taką miała nadzieję. Może nie miała najlepszych ocen z Obrony Przed Czarną Magią, ale posiadała przynajmniej podstawowe pojęcie na temat tego, z czym mogą mierzyć się czarodzieje, jak również umiała szukać konkretnych informacji we własnym zakresie. I chociaż sam pomysł wydawał się absurdalny, a Jerry nigdy wprost nie zwerbalizował swoich obaw dotyczących przypadłości Edmura, dobrze wiedziała jakich śladów szukają i co chcą potwierdzić.

Nie miała bladego pojęcia, ile owa obserwacja miała jeszcze trwać i ile dowodów jej przyjaciel potrzebował, by wytoczyć końcowe wnioski, ale sądząc po jego minie, która z każdą minutą stawała się coraz bardziej zamyślona i coraz wyraźniej zacięta - wszystko co robili przez prawie dwa ostatnie miesiące, zmierzało właśnie ku końcowi.

— Merlinie, jak on wygląda... — mruknął Hugo, przytykając lewą część Dalekosiężnego Oka mocniej do twarzy.

Lily westchnęła nieco rozmarzona, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.

Odkąd dowiedział się o specjalnych nagrodach oferowanych przez Milę i dość słabych wynikach śledztwa, wspaniałomyślnie zaoferował im swoje wsparcie. Był przy tym na tyle dobroduszny i uprzejmy, że nie zraził się ani wtedy, gdy wprost odmówili chęci współpracy z nim, ani wtedy, kiedy wymykali się potajemnie na obserwacje bez jego wiedzy. Jakimś cudem zawsze pojawiał się obok z uśmiechem na ustach i listą rzeczy, które chciałby dostać od zleceniodawczyni. Lily poważnie zaczęła się zastanawiać, czy nie przekabacił w tym celu Jamesa i nie podbierał od niego mapy Huncwotów. Jego zachowanie zasługiwało jednocześnie na wielki podziw i szczere potępienie, ale koniec końców i tak postawił na swoim, bo ani jej, ani Jerry'emu nie chciało się prowadzić bezsensownych walk o prawo do Sprawy Edmura.

— Po prostu bosko... — westchnęła po raz kolejny, tym razem w odpowiedzi, skupiając swój fragment Dalekosiężnego Oka na prawej stronie boiska, którą kilka minut temu zajęła pełna drużyna Slytherinu ze Scorpiusem Malfoyem na czele.

— Jak bosko? Gdzie, ty masz oczy? Wygląda okropnie! Jak on w ogóle się trzyma na nogach i kto go u licha wypuścił na stadion? — żachnął się chłopak, wciskając głowę głębiej między stertę przedziurawionych starych piłek, a przegniły drewniany filar podtrzymujący trybuny.

Lily chrząknęła, tłumiąc tym lekkie zdziwienie. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że cały czas patrzyła absolutnie nie na tę osobę, na którą powinna. Cała czerwona na twarzy, udając, że nic się nie stało, oderwała wzrok od biegającego wzdłuż trybun Scorpiusa, co wbrew pozorom wcale nie przyszło jej z łatwością, i przeniosła spojrzenie na przeciwległą stronę boiska.

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz