6. Różne oblicza Quidditcha

3.2K 269 12
                                    



Drzewa rosnące na zamkowych błoniach powoli zmieniały swoją szatę, aż w końcu zieleń liści zupełnie ustąpiła ciepłej czerwieni i żółci. Słońce z każdym dniem grzało coraz słabiej i krócej, a większość uczniów, zamiast spędzać wolny czas na świeżym powietrzu, chowała się w zamku w obawie przed chłodem. Lily nawet nie wiedziała, kiedy minęły te dwa miesiące jej pobytu w Hogwarcie. Większość dni wypełniała jej nauka. Odkąd oddała profesor Deprim dziesięciostronicowy esej karny, nauczycielka patrzyła na nią nieco przychylniejszym wzrokiem, a transmutacja stała się jej drugim ulubionym przedmiotem, zaraz po eliksirach. Profesor Slughorn wciąż zachwycał się niebywałym talentem Lily do warzenia mikstur. Zazwyczaj pozwalał uczniom na samodzielne dobieranie się w grupy na zajęciach, więc zasiadali z Hugonem i Jerrym nad jednym kociołkiem. Ona pomagała im zrozumieć tajniki eliksirów, a w zamian oni wspierali ją na zaklęciach i obronie przed czarną magią. Po lekcjach ćwiczyli co przydatniejsze, według nich, czary, grali w szachy czarodziejów, albo chodzili po zamku, zgłębiając jego sekrety. Poranki Lily zazwyczaj spędzała z Albusem, Jamesem i Meredith, natomiast wieczorami zakopywały się z Jenną i Marią w ciepłych łóżkach z baldachimem, plotkując, popijając gorącą herbatę z termosu oraz przeglądając kolorowe czasopisma. Starała się pisać do rodziców przynajmniej raz w tygodniu, bo chociaż pokochała Hogwart, tęskniła trochę za rodzinnym domem. Każdego ranka przy śniadaniu wertowała też Proroka Codziennego, sprawdzając, czy nie napisano nic upokarzającego na temat jej lub jej rodziny. Na szczęście przez dwa miesiące zdarzyło się to tylko raz, więc mogła się skupić na poważniejszych artykułach. A tematem numer jeden niezaprzeczalnie były spięcia między czarodziejami czystej krwi a ministerstwem magii.

Dzisiejszy egzemplarz gazety złapała w locie. Renka przefrunęła wzdłuż stołu, prawie zahaczając o rozstawione na nim jedzenie, po czym zrobiła zgrabne kółeczko nad głową Gryfonów i wyfrunęła przez otwarte okno. Lily wzięła do ust łyżkę płatków owsianych z truskawkami i żurawiną, wolną ręką rozkładając Proroka Codziennego. Anonimy w Ministerstwie Magii — głosił tytuł na pierwszej stronie. Położyła czasopismo na stole, zatapiając się w lekturze.

Napięcia w Ministerstwie Magii ciągle rosną. Utworzony i zatwierdzony w październiku Związek Zawodowy Czarodziei z Magicznych Rodzin, nieustannie musi odpierać zarzuty opozycji. O ile do tej pory spory toczyły się na płaszczyźnie bardziej, lub mniej kulturalnych dyskusji, to teraz czarodzieje tak zwanej 'czystej krwi' mogą poczuć się realnie zagrożeni. Nasz informator donosi, że nie dalej jak wczoraj wieczorem, prezes Związku dostał anonimowy list z pogróżkami, którego autor rzekomo grozi śmiercią wszystkim tym, którzy nie zmienią stanowiska w sprawie przywrócenia wcześniejszych rozporządzeń ministerstwa. „To atak nie tylko w pracowników Ministerstwa, urodzonych w rodzinach czarodziejów, ale także w ich dzieci. We wszystkie osoby magiczne, które posiadają matkę i ojca czarodziei. Urzeczywistnienie tych gróźb byłoby zamachem na bezpieczeństwo każdego z nas. Pragniemy, by Minister zarządził poszukiwanie autora listu i wyciągnął odpowiednie wnioski", mówi nam wiceprezes ZZCzMR - Victor Lorenz. Minister Magii uspokaja: „Nie ma powodów do paniki. To nie pierwszy raz, gdy spotykamy się z pogróżkami. W 99% nie są one w żaden sposób realizowane. Obiecujemy jednak przyjrzeć się tej sprawie.

Lily westchnęła. Dotychczas nie umiała zająć jednoznacznego stanowiska w sporze toczącym się w Ministerstwie. Za mało znała się na polityce i za bardzo starała się wczuć w obydwie strony konfliktu. Teraz jednak poczuła dreszcze niepokoju. Nie życzyła śmierci nikomu, nawet Ianowi Ashvillowi chociaż uprzykrzał jej życie przy każdej możliwej okazji.

Przerzuciła stronę, próbując zagłębić się w artykuł o nowo odnalezionym skupisku boginów, jednak jej uwagę skutecznie rozproszył James. Opadł bez słowa na ławce naprzeciwko i nałożył sobie ogromną ilość pasztetu ze śliwką, schabu marynowanego w czosnku oraz pół bochenka chleba. Wkładał do ust wielkie kawałki mięsa, patrząc tępym wzrokiem w talerz i rozrzucając połowę dookoła siebie. Gdy wielka śliwka trafiła wprost na piątą stronę jej Proroka Codziennego uniemożliwiając dalsze czytanie, Lily nie wytrzymała.

Oswój mnie. Lily x Scorpius storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz