Biec...Tylko dokąd?

1.4K 63 1
                                    

         Wypakowałam już moje wszystkie rzeczy, które zajęły 1/4 całej garderoby. Siedziałam przy biurku dopinając do tablicy korkowej stare zdjęcia z tatą i Nicky, kiedy rozległo się pukanie do moich drzwi, a właściwie walenie.

- Kelsey! Mama już przyjechała, zajdź na dół! - krzyknęła tak, że wręcz przestraszyłam się. Poczułam dziwny ścisk w żołądku. Nie widziałam własnej matki siedem lat i teraz tak po prostu miałam mieszkać z nią pod jednym dachem. Oczywiście cieszyłam się, że ją spotkam, ale równocześnie bałam, że się nie dogadamy. W końcu przez lata ojciec wpajał mi inne wartości niż mama Lindzie. Podniosłam się ociężale z krzesła i ruszyłam za drzwi w stronę schodów. Zeszłam na dół, a na kanapie w salonie zobaczyłam kobietę w czarnej sukience z kapeluszem na głowie. Gdy podniosła na mnie wzrok zobaczyłam jak obie z Lindą były podobne. Obie miały chłodne spojrzenie i ostre rysy twarzy. Przęknęłam ślinę podchodząc bliżej. Moja matka wstała i uściskała mnie długo na przywitanie.

- Kelsey, aleś ty wyrosła. Nie mogę w to uwierzyć. Wyładniałaś, córeczko - obok siedziała Linda i patrzyła na wszystko obojętnie. Czułam się bardzo nie swojo.

- Dziękuję, mamo. Miło cię widzieć - uśmiechnęłam się mimowolnie. Kobieta puściła mnie i obie opadłyśmy na kanapę.

- Podoba Ci się twój pokój? I garderoba? Linda mówiła, że przywiozłaś bardzo mało rzeczy, potrzebujesz czegoś? Może jakąś sukienkę? Wezmę was w sobotę na zakupy i...

- Wszystko w porządku, mam tylko najpotrzebniejsze rzeczy bo nie chciałam brać nadmiernego bagażu. Tata dośle coś pocztą. - westchnęłam.

- Boże... Siedem lat. Jak Ci z tatą w Londynie. Opowiadaj, co u ciebie - powiedziała moja rodzicielka z szeroko otwartymi oczami.

- Wszystko w porządku. Tam jest świetnie. Mam przyjaciół i drużynę, gram w piłkę już...

-Tak, to wiemy już od ojca. Nie wiem jak on mógł na to pozwolić. Dziewczynki nie powinny grać w football, co najwyżej w tenisa. Z resztą twój ojciec nigdy nie był rozważny. Widać to po rym jak cię ubiera, nie mógł wybrać czegoś bardziej eleganckiego dla damy? I dlaczego nie masz spiętych włosów... Per jest taki... - zaczęła się denerwować, a ja modliłam się żeby nie buchnąć śmiechem. Cała mama. Nic się nie zmieniła. Damy to damy tamto. Dlatego nie chciałam tu jechać mimo że ją kocham. Bałam się, że zabroni mi tu grać, ale tata zapewnił mnie, że już o tym rozmawiali.

-Spokojnie, tak się nosi w Anglii - uspokoiłam ją.

- W Anglii wszystkie dziewczyny ubierają się po męsku - jęknęła Linda przyglądając się swoim paznokciom, - a we mnie zaczęło się gotować. Jeśli zaraz nie zejdą z tematu mojego ubioru to przyrzekam, że ucieknę i rzucę się pod auto.

-Linda! - ochrzaniła ją mama. - Przestań. - ucięła krótko. - Więc, Kelsey jeśli czegokolwiek byś potrzebowała zawsze zgłaszaj się do służby lub do nas. Jutro razem z Lindą pójdziecie do jednego liceum, tam gdzie uczy się twoja siostra. Na pewno będziecie się razem świetnie bawić - pisnęła jeszcze raz ściskając mnie.

        Reszta popołudnia minęła mi na słuchaniu o tym, jak dobrze kiedy rodzina jest w komplecie i, że musi mi kupić jakieś bardziej eleganckie ubrania. Broniłam się i mówiła, że naprawdę lubię swoje rzeczy, ale zarówno matka jak i Linda ustaliły już datę naszych zakupów. Przy obiedzie dumna z siebie uśmiechała się złośliwie, a ja miałam ochotę napisać ojcu, że się mylił i ma mnie stąd w tej chwili zabierać! Najgorszy był jednak fakt, że to dopiero początek. Po obiedzie rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Była dopiero 18, co prawda byłam zmęczona, ale chciałam jakoś się odstresować od myśli o tym, że jutro pójdę do nowego liceum. Kręciłam się na łóżku w te i z powrotem, po czym w końcu czując w sobie nadmiar energii założyłam krótkie spodenki do nogi, sportową koszulkę arsenalu i bluzę po czym podłączyłam słuchawki do telefonu i zbiegłam na dół. Po kuchni kręciła się kucharka myjąc naczynia. Chwilę zastanawiałam się czy podejść, czy nie lecz chęć pobiegania sobie była silniejsza.

- Przepraszam, jest tu może w okolicy jakiś park? - spytałam nieśmiało wyjmując słuchawkę z jednego ucha. Kobieta była dość puszysta, jeśli można było ją tak opisać. Miała krótkie czarne włosy i kilka zmarszczek na twarzy, lecz ogółem wyglądała sympatycznie.

- Oczywiści, słoneczko. - pociągnęła mnie w stronę okna i zaczęła wskazywać trasę. - Do końca tamtej ulicy, potem główną kieruj się w stronę szpitala i po drodze, jest ogromny, wielki park. - uśmiechnęła się miło.

- Dziękuję, przekaże pani mojej mamie, że wrócę przed zmrokiem - spytałam na co ona pokiwała głową, a ja wyszłam na zewnątrz. Zaczęłam truchtać w kierunku parku. Mijając chodnikiem budynki uzmysłowiłam sobie, że jest tu znacznie ciszej niż w Londynie i znacznie cieplej. Stawiałam kroki w rytm muzyki. Niebo nade mną zrobiło się już pomarańczowo czerwone. Powietrze przyjemnie pachniało jesienią i polami zbóż. Lubiłam biegać, mogłam wtedy odetchnąć świeżym powietrzem i popodziwiać okolicę. W parku mijałam zakochane pary, dzieci i staruszków, ale nikogo w moim wieku. Większość pewnie się uczy siedzi przed komputerem i nikt nie wie jaki park jest piękny. Ja nie potrafiłam spędzać czasu w domu, oglądając lub grając. Lubiłam czytać, ale nie miałam czasu robić tego często. Ciągle miałam treningi. Od czasu do czasu zdarzyło mi się również coś napisać. Zamyślona biegłam sobie nabierając coraz to większą prędkość. W pewnym momencie poczułam, że czyjeś ciało popycha mnie w bok. Straciłam równowagę i upadłam w bok do trawy. Słuchawki wypadły mi z uszu. Byłam wściekła puki nie zobaczyłam rozpędzonego roweru na miejscu gdzie przed chwilą stałam. Wjechałby we mnie. Przestraszona popatrzyłam na kogoś kto mnie odepchnął i nadal trzymał za nadgarstek. Był to chłopak o blond włosach zaczesanych do góry i opadające w bok. Miał niebieskie oczy i przerażoną minę.

- Wołałem, żebyś się przesunęła! Z resztą ten koleś też! Nic Ci nie jest? - spytał spanikowany. Był przystojny, nawet bardzo, a ja czułam się jak największa pokraka na świecie. Patrzyłam na niego nie będąc pewna co odpowiedzieć.

- Ttaak... Miałam słuchawki w uszach - odparłam wskazując mój telefon leżący na ziemi po czym podniosłam go. Chłopak podniósł się z ziemi i podał mi dłoń. Chwyciłam ją, aon pomógł mi wstać.

- Musisz uważać, tu jest pełno takich wariatów. Biegam tu od lat i sam kiedyś prawie zginąłem - zaśmiał się, a jego ton złagodniał.

- Przepraszam, ja...Jestem tu nowa i... Nawet nie przyszło mi to do głowy - powiedziałam uświadamiając sobie, że serce wali mi nadal o żebra.

- Już spokojnie, na szczęście w porę zareagowałem - powiedział.

- Ach ty mój wybawco - parsknęłam zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam dopiero po fakcie, na szczęście chłopak również się zaśmiał.

- Po to jestem. Polecam się na przyszłość.

-Jeśli będę miała kiedyś plan wpaść pod koła roweru to się odezwę - parsknęłam.

- Ktoś tu ma skłonności samobójcze... - jęknął, a ja zachciałam szturchnąć go w ramię, jednak nie zrobiłam tego.

- Wcale nie - odparłam uśmiechając się pod nosem, jakby to był komplement.

- A może szanowana panienka chciałaby się przebiec razem? - spytał unosząc brwi, a mimo że w mojej głowie pojawiło się hasło "Tak!" spojrzałam na niebo i uświadomiła sobie, że zaczyna się ściemniać. Nie chcę, żeby mama wściekała się na mnie już pierwszego dnia pobytu u niej.

- Wybacz, ale muszę już wracać... Może innym razem - powiedziałam nieśmiało i ruszyłam biegiem w kierunku domu zostawiając mojego towarzysza z tyłu i nie żegnając się ani słowem...

Kumpel Z BoiskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz