Ojciec wyjechał tydzień temu, a ja wróciłam do normalnego życia i treningów. Dziś miał się odbyć mecz ze szkołą Maroon Hing. Byłam strasznie zestresowana, bo wiedziałam, że to nie przelewki. Byli naprawdę dobrzy. Trener wystawił mnie i Christiana na atak... Oraz Toma, bo stwierdził, że żeby cokolwiek strzelić przyda nam się pomoc. Tak więc graliśmy sobie ustawieniem na trzech napastników. Z początku byłam załamana bo strzelili nam dwie bramki, ale Christian szybko to nadrobił, a zwycięska padła z mojej lewej nogi. Byłam prze szczęśliwa. Idąc do szatni chłopcy wzięli mnie na ramiona i wiwatowali. W środku nim zaczęłam się przebierać wybrałam numer ojca. Musiałam mu się pochwalić, bo skończyli już grać z Menchesterem jakieś dwie godziny temu. Podekscytowana czekałam na sygnał.
- Do kogo dzwonisz? - spytał Evan, a ja pokazałam ręką żeby był ciszej.
- Do taty - odparłam szczerząc się. Nagle sygnał się skończył, a on odebrał.
- Halo? Tato, nie uwierzysz, co się... - zaczęłam, ale po drugiej stronie usłyszałam kobiecy głos. Przez chwilę sądziłam, że wybrałam zły numer, ale to był ten właściwy.
- Mówi doktor Laura Lightwood, kto mówi? - spytała.
- Kelsey Mercesaker. Córka Por'a Mercesaker'a. Mogę prosić mojego tatę? - spytałam szybko chcąc usłyszeć już jego głos. Denerwowałam się.
- Niestety nie będzie to możliwe - zamilkła, a mi supeł zacisnął się w żołądku. - Pan Mercesaker nie jest teraz dostępny, przepraszam.
- Coś się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Miał wypadek na meczu, uderzył głową w murawę. Obecnie przebywa w szpitalu na Brooklynie. - zamarłam.
- Ale... Nic mu nie będzie, prawda?
- Stan nie jest najlepszy, od wypadku jeszcze się nie obudził. Musimy mieć nadzieję - po policzku spłynęła mi łza. Co ta kobieta do mnie do cholery mówiła? Mieć nadzieję?! Co się działo z moim tatą.
- Chwila, ale wyjdzie z tego? Jakie są rokowania i... - zaczęłam.
- Więcej informacji niestety nie mogę udzielić - odparła.
- Jak to nie może pani... - rozłączyła się. - Halo? - spytałam słabo. Poczułam się rozbita. Nie mogła się ruszyć, sparaliżował mnie strach.
- Hej, jak tam bohaterko meczu? Szczęśliwa - powiedział Tom obtaczając mnie ramieniem, a ja instynktownie go odepchnęłam.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam wściekła. Obok zobaczyłam Christiana wpatrującego się we mnie z troską.
- Kels, co jest? Strzeliłaś zwycięską bramkę - powiedział i poklepał mnie po plecach, a ja się odsunęłam.
- Co z tego! - rzuciłam opryskliwie i wybiegłam przez drzwi. Byłam tak rozstrojona, że nie mogłam tam dłużej siedzieć. Nie chciałam, żeby widzieli jak płaczę. Nie wiedziałam, co dzieje się z najważniejszą dla mnie osobą. Strasznie się bałam. Skierowałam się biegiem do parku. Nie słyszałam nic prócz własnego oddechu i bicia serca. Chciałam po prostu biec przed siebie i nigdy się nie zatrzymywać, jednak w końcu musiałam. Usiadłam na fontannie, przy której czekałam aż Chris pojawi się przy naszych wyścigach. Przykryłam twarz dłońmi nie mogąc powstrzymać łez. Nagle poczułam jak ktoś mnie przytula. Bez zastanowienia rzuciłam się mu na szyję. Ramiona Christiana były dla mnie jak bezpieczna przystań. W nich nic nie mogło mi się stać. Zmoczyłam łzami jego bluzkę, ale nie przejmował się tym.
- Co się stało? - spytał troskliwie głaszcząc mnie po plecach. Puściłam go.
- Tata miał wypadek - powiedziałam pociągając nosem. - Uderzył o murawę i jest nieprzytomny - wyraz jego twarzy posmutniał jeszcze bardziej.
- Wszystko będzie dobrze Kels - powiedział i chwycił moją dłoń. - Będzie dobrze.
- A jeśli nie? Już kiedyś ktoś zginął na boisku Christian, jeśli on... - jeśli zostawi mnie z matką i Lindą na zawsze, dopowiedziałam w myślach.
- Nawet tak nie myśl
- On jest nieprzytomny - chlipałam. - Mecz był jakiś czas temu i...
- Spokojnie - uciszył mnie i położył dłoń na moim policzku, po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałam, a o czym skrycie marzyłam. Pocałował mnie. Oparłam ręce na jego ramionach odwzajemniając pocałunek. Nie wierzyłam, że się to dzieję. Christian był taki opiekuńczy i wspaniały, że scena wyglądała jak z jakiegoś kiepskiego romantycznego filmu, ale... To działo się naprawdę. Gdy się od siebie oderwaliśmy nie wątpiłam w to, że się rumienię. Chłopak popatrzył na mnie niebieskimi oczami.
- Dawno chciałem Ci to powiedzieć - uśmiechnął się.
- Przecież nic nie mówiłeś ciołku - parsknęłam, psując romantyczną chwilę.
- I wracamy do rzeczywistości w której jesteś niemiła - mruknął, a ja szturchnęłam go w ramię i tym razem ja go pocałowałam. Niewiarygodne było, że stało się to akurat w chwili, kiedy mój tata leży w szpitalu. Czy to jest właśnie szczęście w nieszczęściu? Nie nazwałabym tego w ten sposób. Nadal byłam załamana, ale najważniejsze, że był przy mnie Chris... Teraz już będę musiała powiedzieć mu całą prawdę.
Pół godziny potem odprowadzał mnie spacerem na przystanek skąd miałam się udać do domu. Miałam mu powiedzieć, ale... Nie dzisiaj.
- A tak z innej beczki - zmienił temat. - W za dwa tygodnie w piątek jest bal z okazji nadchodzącej zimy... Masz już może partnera? - spytał uśmiechając się łobuzersko.
- Bale są dla tępych lasek. Ja na nie nie chodzę - odparłam.
- Hymm... W sumie racja, ale może zechciałabyś mi towarzyszyć na takim jednym głupim balu, gdzie brokat sypie się ze ścian, a goście plączą się o różowe serpentyny - powiedział obrzydzając mi to wszystko, a ja zaczęłam się śmiać.
- Pod warunkiem, że założysz pedalski łososiowy garnitur - parsknęłam.
- Jasne - wywrócił z uśmiechem oczami.
- Dobra, pójdę - uśmiechnęłam się na co on przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek.

CZYTASZ
Kumpel Z Boiska
Teen Fiction- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał Christian patrząc na mnie z niedowierzaniem. - A co miałam ci powiedzieć? - zmarszczyłam brwi. Dlaczego zachowywał się jak kompletny dupek zawsze gdy go potrzebowałam. - Myślisz, że jestem...