Nemo, czy Nessi?

879 55 2
                                    

- Zerwałem z Emmą - powiedział Christian chwilę po tym jak się przywitaliśmy i weszliśmy do sklepu. Przełknęłam głośno ślinę oglądając pamiątkowe czapki i kubki. Starałam skupić się na problemie związanym z tym, że żadna z tych rzeczy nie nadawała się na prezent dla Sama, ale jego słowa wywróciły mnie z równowagi. Nie miałam pojęcia, czy jest mi przykro, czy się cieszę, czy też odczuwam ulgę. Owszem, nie lubiłam jej i byłam tak może leciuteńko zazdrosna, ale mój związek z Chrisem nie miał by sensu, tym bardziej, że kiedyś wrócę do Londynu.

- Emm... Przykro mi? - powiedziałam pytająco, a on zmarszczył brwi oglądając t-shirt z napisem "Nas pięknych jest mało"

- Już dawno powinienem był to zrobić. Nie pasowaliśmy do siebie - stwierdził, a ja powstrzymywałam się od uśmiechu pod nosem.

- Czyli teraz jesteś singlem i możesz bez wyrzutów sumienia chodzić ze mną po klubach i zakładać się kto zdobędzie więcej numerów - szturchnęłam go lekko w ramię a on się uśmiechnął.

- Może to? - spytał podnosząc z wieszaka bluzę z napisem "Plan na poniedziałek? Czekać na piątek"

- Jest nie zła - odebrałam ją od niego i podeszłam do kasy.

- Ej! Ja miałem mu to dać! - powiedział oburzony.

- Yyy... Peszek - stwierdziłam płacąc prezent na co blondyn wywrócił oczami i zaczął oglądać inne rzeczy.

Chwilę później wyszliśmy ze sklepu. Wcześniej napisałam jubilatowi sms-a, że ma być o 16.00 pod główną bramą do parku. Stamtąd Christian miał zaprowadzić nas na miejsce pikniku. Zbliżając się do celu Chris szybko wyjął z plecaka trzy czapki urodzinowe i dwa gwizdki oraz confetti i jak gdyby nigdy nic na środku chodnika zaczęliśmy drzeć się "Wszystkiego najlepszego Sami!" Okularnik roześmiał się, a ja rzuciłam się mu na szyję po czym wręczyłam swój prezent.

- Jejku, nie musieliście. Nie spodziewałem się - powiedział speszony. Wyglądał jakby sam zapomniał o swoich urodzinach.

- Oj tam, oj tam! Musieliśmy! - odparłam. - Masz urodziny.

- Najlepszego kujonku - powiedział ze śmiechem Chris, a szatyn dał mu kuksańca w ramię. - Dobra, zbierajcie się. Kawałek się przejdziemy - powiedział i poszliśmy za nim. Blondyn nawet mi nie zdradził dokąd zmierzmy. Wiedziałam jedynie, że to idealne miejsce na piknik. Dziwiło mnie, że dziewczyna Sama nie była z nim na dziś umówiona, ale skoro była przyjaciółką Lindy to nic dziwnego. Pewnie moja siostra zabroniła jej się z nim spotkać, albo są umówieni na wieczór. Szliśmy jakieś pół godziny, kiedy doszłam do wniosku, że Christian wygląda zabawnie niosąc wiklinowy koszyczek w ręku. Zaczęliśmy schodzić  na obrzeża miasta. Coraz rzadziej mijaliśmy domy aż w końcu szliśmy drogą ciągnącą się przez pola a obok nas rozciągało się morze drzew. Christian nagle skręcił wydeptaną ścieżką w jakieś zarośla.

- Aha, wiedziałam że tak się do skończy. Zaciągniesz nas do lasu i zamordujesz - odezwałam się po chwili ciszy idąc dalej za nim.

- O niczym innym nie marzę Kelsey. Jak byłoby cicho gdyby mi się udało - udawał rozmarzonego, a Sam z tyłu się roześmiał.

- Kto by się u mnie tak darł? - spytał.

- On zabije nas oboje, więc jakość specjalnie nie odczujesz braku... - mruknęłam,

- No chyba, że braku życia - wtrącił Chris przechodząc między drzewami i odgarniając gałąź staną dumnie. - Jesteśmy! - kiedy stanęłam obok niego skończył się korytarz drzew. Naszym oczom ukazało się maleńkie jezioro... A właściwie nie jezioro, ale jakaś rzeka, albo staw z krystalicznie czystą wodą. Otaczało go pole i pojedyncze drzewa dające cień. W życiu nie widziałam piękniejszego miejsca.

Kumpel Z BoiskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz