Wielki Per Mertesacker w Bolonii!

835 55 2
                                    

Czułam suchość w gardle i wydawało mi się, że moja głowa niedługo eksploduje. Nie mam bladego pojęcia jakim sposobem Christian wyciągnął mnie z tego klubu, ale jestem mu za to wdzięczna. Film urwał mi się pod którymś z kolei drinku, a przywrócił dopiero wtedy kiedy kazałam mojemu towarzyszowi wracać do domu i zapewniałam, że dam radę wrócić do siebie sama. Nie jak dałam radę na tyle trzeźwo myśleć, żeby nie pozwolić mu mnie odprowadzić. Byłoby przekichane gdyby w taki sposób dowiedział się prawdy. Zastanawiałam się, czy aby mu nie powiedzieć, ale wywnioskowałam, że skoro nie lubi Lindy choć w połowie tak bardzo jak ja to nie ucieszy się z tej wiadomości. W końcu i tak turniej taty za parę miesięcy miał dobiec końca...

Nie chciałam wstawać z łóżka ale dźwięk mojego telefonu był nie do zniesienie, więc musiałam podejść do biurka na którym leżał.

- Halo - odebrałam nadal zaspana.

- Cześć śpiochu - usłyszałam po drugiej stronie głos mojego taty.

- No hej - odparłam czując, że brakuje mi śliny.

- A, co ty śpisz jeszcze? - spytał ze zdziwieniem. - Nie idziesz do kościoła?

- Idę, idę - uspokoiłam go, choć tak naprawdę sama o tym zapomniałam.

- Słuchaj, za tydzień będę u was. Gramy mecz w Bolonii! - powiedział, a moje serce zabiło szybciej. Nagle zapomniałam o bólu i wyczerpaniu. Tata przyjeżdżał! Mogłam w końcu uwolnić się od Lidii i mamy. Od jedzenia codziennie zdrowych rzeczy i... Będę mogła ubrać moje ukochane, stare dresy z nike i... Fullcapa z Arsenalu!

- To świetnie! Kiedy przyjeżdżasz? - spytałam podekscytowana.

- Za tydzień w poniedziałek - odparł, a ja usłyszałam czyjeś szepty w słuchawce. - Słuchaj słońce, muszę kończyć bo Lehmann, coś ode mnie chcę. Zadzwonię jeszcze wieczorem, dobrze?

- Jasne. Pa

- Pa - rozłączyłam się i w piżamie poleciałam na dół aby się czegoś napić i ogłosić wszystkim, że wielki PerMertesacker przyjedzie do Bolonii i na pewno wieźmię mnie na swój mecz! Gorzej z tym, że pewnie będzie chciał wziąć jeszcze moją siostrę, ale nikt nie zepsuje mi tego dnia!!!

Pobiegłam do kuchni i wzięłam dwa duże łyki soku pomarańczowego po czym usiadłam przy stole gdzie jadła śniadanie mama i Linda.

- Dziecko, dlaczego śpisz w tej starej obdartej koszulce zamiast w tej uroczej piżamce którą ci kupiłam? - spytała mama na dzień dobry wskazując starą koszulkę taty z numerem 4. Nie umiałam się z nią rozstać, choćbym chciała bo to w niej przyszedł tata na mój pierwszy mecz.

- Jakoś tak - wzruszyłam ramionami - Słuchajcie, tata przyjeżdża w przyszły poniedziałek! Grają mecz w Bolonii! - mina mamy zrzedła natomiast moja siostra zaklaskała w dłonie.

- Cudnie. Zabiorę go na zakupy i poproszę o nową torebkę od Gucci'ego! - pisnęła na co ja wywróciłam oczami.

- Na jak długo? - spytała chłodno mama.

- Pewnie na kilka dni.

- O to na jeszcze jedne zakupy - uśmiechnęła się Linda.

- Planuje nas odwiedzić? - ignoruje ją Victoria.

- Raczej tak. Bardzo za nim tęsknię. - przyznałam.

- Mam tylko nadzieję, że nie będzie was ciągał po żadnych meczach, bo jak słowo daję. Uduszę Pera. - odparła wkładając do ust kawałek sałaty. Zaśmiałam się cicho na myśl o tym, jak bardzo przeżywa spotkanie z byłym mężem.

***

Po przyjściu z kościoła (do którego zdążyłam w końcu na 11) usiadłam do laptopa by zacząć oglądać film. Mimo iż była niesamowicie piękna pogoda, nie chciałam wychodzić z domu przez upał. Gdy już miałam włączać "Ilu miałaś facetów" zabrzęczała moja komórka, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Christiana. O Boże... Totalnie zapomniałam o tym jak się wczoraj zbłaźniłam. Musiałam wygadywać kompletne głupoty. A co jak powiedziałam mu prawdę?! Mimo obaw i wstydu odebrałam.

- Hejka naklejka - powiedziałam z udawanym entuzjazmem.

- Co ty? Jeszcze nie wytrzeźwiałaś? - zaśmiał się. Jego śmiech był naprawdę słodki.

- Na to wygląda. O co chodzi? - spytałam. Czyli o niczym mu nie powiedziałam. Na przyszłość muszę się pilnować. Kto wie co mi odbije.

- Sam ma dzisiaj urodziny - przypomniał mi. O tym tez zapomniałam.

- O rany... Ale wtopa, jestem okropną przyjaciółką - jęknęłam.

- No - przyznał.

- Oż ty...

- Żartuję - wybrnął szybko. - Proponuję skoczyć do sklepu po jakiś prezent i wbić po niego i zrobić piknik.

- Piknik? U nas w parku? Tam nikt się nie rozkłada, będziemy wyglądać jak idioci...

- Nie, nie w parku. Znam jedno miejsce... Jest tam mega ślicznie. Zorganizuj jakieś jedzenie. Ja wezmę kosz i kocyk i widzimy się pod tym dużym sklepem obok przystanku za godzinę, jasne? - zażądał. Nie miałam lepszego pomysłu na spędzenie niedzielnego popołudnia. No bo chyba nie z Lindą. I w ten sposób mogłam świętować z Samem.

- Jasne


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Króciutki, ale jest w niedziele. No popatrzcie, wyrobiłam się xd

Do następnego! Komentarze i gwiazdki mile widziane xd

Kumpel Z BoiskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz