Cuatro

821 29 5
                                        

Wstałam wcześnie rano, a mówiąc wcześnie, mam na myśli przed szóstą. Całą noc wierciłam się jak opętana na łóżku, co rusz zmieniając pozycję i się przebudzając. Do tego te koszmary, w których najpiękniejszy dzień w moim życiu przeradzał się ten najgorszy. Kto by pomyślał, że to wszystko działo się z powodu stresu związanego z moim zamążpójściem? Jedno było pewne - nie mogłam dłużej tego znieść. Wstałam, podreptałam po zimnych panelach w pokoju, wyszłam na balkon, wróciłam, położyłam się na łóżku, znów wstałam i zaczęłam przemierzać sypialnię wzdłuż i wszerz. I tak w kółko, próbując coś ze sobą zrobić i zająć czymś myśli. O dziewiątej zostałam zawołana na śniadanie, ale nie byłam w stanie niczego przełknąć. Czułam jak mój żołądek jest ściśnięty. Ostatecznie z wielkim trudem udało mi się w siebie wcisnąć zielone jabłko i wypić szklankę wody. To jedyna rzecz na jaką było mnie stać w tym momencie. Wraz z wybiciem dwunastej wszystko nabrało zabójczego tępa. Makijaż, fryzura i wszystkie inne rzeczy związane z przygotowywaniami zapełniły mi czas i sprawiły, że nim się obejrzałam, siedziałam w samochodzie z moimi rodzicami, jadąc prosto do kościoła. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, wyglądało na to, że wszyscy goście już są. Otrzymaliśmy wiadomość, że wszystko jest już gotowe i pora zacząć ceremonię. Opuściliśmy auto i stanęłam z tatą przed drzwiami kościoła. Ostatni raz sprawdziłam, czy moja sukienka na pewno wygląda dobrze i chwyciłam go pod ramię. 

- Gotowa aniołku? - spojrzał na mnie ze łzami w oczach. 

- Gotowa - skinęłam głową, a niewielki uśmiech wkradł się na moją twarz. Otworzono mosiężne drewniane wrota i zabrzmiały pierwsze dźwięki kościelnych organów. Ruszyliśmy spokojnym krokiem, czując na sobie dziesiątki spojrzeń. Dotarliśmy pod ołtarz, gdzie zostałam przekazana mojemu przyszłemu mężowi. Spojrzałam na niego, na jego migoczące oczy i wesoły uśmiech i nagle cały stres, który odczuwałam od rana zniknął. Teraz liczyliśmy się tylko my, to był nasz moment, nasza mała wielka chwila. Ksiądz rozpoczął uroczystość i nim się spostrzegłam staliśmy naprzeciwko siebie, mając zamiar za dosłownie chwilę złożyć przysięgę i nałożyć sobie obrączki. Byłam tak niesamowicie podekscytowana i widziałam po twarzy Alvaro, że czuł dokładnie to samo.

- Kocham cię - odczytałam z ruchu jego warg. 

- Ja... - nie dane mi było dokończyć,  gdyż drzwi otworzyły się z wielkim impetem i rozbrzmiały dwa głośne strzały, a do kościoła wparował człowiek w kominiarce mierzący bronią w gości siedzących w ławkach. Krzyczał jakieś niezrozumiałe dla mnie w tamtej chwili słowa, wymachując pistoletem. Zapanował chaos, wszyscy zaczęli krzyczeć i panikować, a on nic sobie z tego nie robiąc, szedł pewnym krokiem w moim kierunku. To wszystko działo się tak szybko, a do mojej głowy ledwo docierały jakiekolwiek bodźce. Stałam jak zamurowana, nie potrafiąc wykonać żadnego ruchu. Znów padły dwa strzały. Alvaro, który jeszcze sekundę temu stał przy mnie nagle gdzieś zniknął. Spojrzałam na swoją sukienkę, na której widniały dwie czerwone plamy. Dostałam? Zanim zdążyłam podnieść głowę, poczułam silne szarpnięcie, ktoś chwycił mnie za przedramię i zaczął ciągnąć, ku wyjściu. Uniosłam wzrok i jedyne co zobaczyłam, to czarny materiał kominiarki. Serce zaczęło bić mi tysiąc razy szybciej, oddech niczym nie przypominał tego normalnego.

- Nie zbliżać się, bo ją zastrzelę! - krzyknął zachrypniętym głosem i przyłożył mi broń do skroni, dalej prowadząc ku wyjściu. Opuściliśmy kościół i zostałam brutalnie wpakowana do niskiego czarnego samochodu. On sam usiadł na miejscu kierowcy i ruszył spod parkingu z piskiem opon. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, modliłam się, że jeśli to sen, aby jak najszybciej się skończył. Tak bardzo chciałam się obudzić. Jednak to nie następowało i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to nie koszmar a rzeczywistość. Jechaliśmy z zabójczą prędkością, a po jakimś czasie przyłączyła się do nas zgraja radiowozów, których syreny wyły nieprzerwanie. 

- Puta! - przeklął soczyście, kiedy spojrzał we wsteczne lusterko i dodał jeszcze więcej gazu, jak gdyby to było w ogóle możliwe. Pościg trwał kilka godzin, ale mojemu oprawcy udało się uciec, kiedy opuściliśmy miasto, co oznaczało, że moja jedyna nadzieja zniknęła. Jeszcze długo po tym słyszałam w uszach nieznośny dźwięk syren. Zdążyło zrobić się ciemno, a na niebie zaczęły świecić pierwsze gwiazdy, my jednak wciąż gnaliśmy w nieznanym mi kierunku. Odkąd zostałam tu wsadzona, nie poruszyłam się choćby odrobinę. Czułam jak moje nogi zdrętwiały od dawno nie zmienionej pozycji. Tak bardzo bałam się ruszyć, choćby drgnąć. Bałam się nawet łez. Mruganie także ograniczyłam do minimum.Pusto patrzyłam się przed siebie, od dłuższego czasu nie rozpoznając trasy, którą jechaliśmy. W głowie miałam kompletną pustkę. Nigdy nie przypuszczałam, że ten stan jest w ogóle możliwy, ale nawet jakiekolwiek myśli bały się wejść do mojej głowy. Nagle jednak jakieś odruchy przypominające, że jednak jestem człowiekiem, a nie posągiem odezwały się we mnie. Poczułam, jak powoli krople łez spływają po moich policzkach, jedna po drugiej. Chyba mój organizm nie potrafił dłużej w sobie tego trzymać. Pojedyncze łzy zamieniły się po chwili w ich potoki. Nie mogłam już nic z tym zrobić. Zaczęłam histerycznie płakać, dławiąc się łzami. Nigdy w życiu nie płakałam tak mocno i miałam gdzieś, że to może być ostatnia rzecz, jaką zrobię w  moim krótkim żywocie. Mój oprawca zatrzymał samochód na środku pustkowia i zgasił silnik. Zaczęłam się trząść i wiedziałam, że nie skończy się to dobrze, jednak nie potrafiłam przestać. Jak gdyby dopiero teraz dotarło do mnie, co tak na prawdę się dzieje. Byłam przerażona, a co chwilę przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze, co tylko wzmagało mój płacz. Czułam na sobie jego wzrok, jak dogłębnie mi się przygląda, a to sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Swoją drogą co za ironia... Zostałam porwana i za chwilę za pewne zginę, ale jedyne o czym myślę to to, że ktoś się na mnie nachalnie patrzy. W końcu odwrócił głowę i oboje siedzieliśmy w ciszy przerywanej jedynie moim łkaniem a raczej rzewnym płaczem. 

- Przestań ryczeć! - warknął w końcu, widocznie podirytowany, ale ja nie potrafiłam przestać. - Powiedziałem, przestań wyć! - złapał mnie za nadgarstek, tak mocno, że musiałam na niego spojrzeć. Jedyne co udało mi się dostrzec to jego błyszczące oczy, w których migotały iskierki złości. Było coś w tych oczach, co sprawiało, że nie mogłam oderwać od nich wzroku.

- Puść proszę, to boli - powiedziałam przez łzy, czując wielką gulę w gardle, niemalże błagając, na co prychnął i puścił mój nadgarstek. Schylił się do schowka znajdującego się przede mną i wyjął z niej kajdanki. Bez słowa przykuł moją prawą rękę do uchwytu znajdującego się na drzwiach. Sam rozłożył sobie fotel i jak mniemam zasnął. Długo w milczeniu wpatrywałam się w bezgraniczną ciemność. Czułam jak łzy powoli zasychają na moich policzkach. Nadal cała się trzęsłam, a w mojej głowie gromadziło się coraz więcej pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Trudno mi było zrozumieć, co tak właściwie się dzieje i dlaczego dzieje się mnie. Po co ktoś miałby mnie porwać? Fakt, moi rodzicie mieli własną firmę, ale nie zarabiali wielkich milionów. W Hiszpanii jest mnóstwo o wiele bogatszych ludzi. Nie miałam też żadnych wrogów i zawsze starałam się mieć ze wszystkimi co najmniej dobre stosunki. Więc dlaczego ja? A jeśli to pomyłka? Jeśli na moim miejscu miała się znaleźć inna dziewczyna? Przecież ja nie mam nic do zaoferowania. Teraz to jednak nie ma znaczenia, muszę wymyślić, jak się stąd wydostać, ale mrok wcale w tym nie pomagał. Mogłam stłuc szybę, ale po pierwsze obudziłabym go, a po drugie byłam przykuta do drzwi. Jedyne co mi pozostało to czekać na lepszą sytuację. Oby nadarzyła się szybko, bo patrząc na tego psychopatę moje dni są policzone. Kim on w ogóle jest? Przez kominiarkę nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ale jego głos ani trochę nie brzmiał znajomo. Ciekawe co teraz robią rodzice i Alvaro? Na pewno strasznie się martwią, mama zalewa się łzami a tata ją pociesza. Gdyby tylko wiedzieli, że puki co jestem cała... Co ja tak właściwie powinnam teraz zrobić? Jak się zachować? Nikt mnie nigdy nie nauczył, jak powinno się postępować podczas porwania ( wątpię, że ktokolwiek robi takie rzeczy...), a moje pierwotne instynkty przetrwania nie chciały się włączyć. Jedno było pewne, byłam zdana wyłącznie na siebie, no i na litość człowieka śpiącego obok mnie, ale obawiam się, że w jego słowniku takie pojęcie nie występuje...

...........................................................................................................

Czwóreczka!!!

W końcu się coś dzieje 🤣

Piszcie, co myślicie 😊😇

Do następnego xx

Mine II Neymar Jr. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz