Cinco

777 24 8
                                        

Powoli otworzyłam piekące i spuchnięte od wczorajszego płaczu oczy i zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Znów gdzieś jechaliśmy, a ja musiałam zasnąć czego nie pamiętam. Na same wspomnienia o wczorajszym dniu i sytuacji w jakiej się znajduję zamknęłam oczy, marząc, że gdy ponownie je otworzę, to wszystko zniknie, a ja obudzę się w swoim łóżku. Podniosłam lekko jedną powiekę, widząc dokładnie to co kilka sekund temu.

- W końcu wstałaś. Myślałem, że umarłaś - odezwał się mój oprawca, nie spuszczając wzroku z ulicy. Poprawiłam się lekko na fotelu i mimowolnie na niego spojrzałam. Nie miał jużna sobie kominiarki, więc mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Ciemna karnacja, idealnie przystrzyżone ciemnobrązowe włosy, migoczące oczy, których koloru nie dane mi był zobaczyć, wyraźnie wyrysowana żuchwa i perfekcyjnie białe zęby nie przypominały mi kogokolwiek kogo bym znała. - Przestań, bo się jeszcze zakochasz - cwaniacki uśmieszek pojawił się na jego twarzy, przez co wystraszona natychmiast przerzuciłam swój wzrok na jezdnię. Jechaliśmy w ciszy, a ja dopiero teraz poczułam, jak bardzo wyschło mi w gardle i jestem głodna. Marzyłam o choćby łyku najzwyklejszej wody, ale nie miałam odwagi się do niego odezwać, mimo że dziś wydawał się o wiele bardziej ludzki niż wczoraj. 

- Pewnie zastanawiasz się, co tu robisz? - zaczął po chwili i spojrzał na mnie, na co tylko przytaknęłam głową. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia i to dosłownie - uśmiechnął się do siebie, znów patrząc na drogę. 

- Czy my się znamy? - zapytałam drżącym głosem. 

- Ty nie wiesz o mnie nic, za to ja wiem o tobie wszystko Nina... - przeciągnął moje imię ze zwycięskim uśmiechem, zerkając na mnie, przez co przeszedł po mnie nieprzyjemny dreszcz. Teraz zaczęłam bać się jeszcze bardziej, choć myślałam, że to niemożliwe. - Wpadłaś na mnie jakieś trzy miesiące temu. Zaintrygowałaś mnie i od tego czasu zacząłem cię śledzić. Wiem o tobie wszystko - znów to powtórzył. - Swoją drogą masz strasznie nudne życie. Jeszcze ten cały ślub - przewrócił oczami. - Zrobiło mi się cię szkoda i oto jestem ja - twój wybawiciel - powiedział to z taką dumą, jakby spotkanie go było najlepszym, co mnie w życiu spotkało. - Spędzisz ze mną calutki miesiąc i dowiesz się czym jest prawdziwe życie. Ostatniego dnia zdecydujesz, czy chcesz ze mną zostać, czy wrócić do swojego szarego i nudnego życia. Jeśli wybierzesz drugą opcję puszczę cię wolno. Zgoda? - znów na mnie zerknął. - Nie musisz zastanawiać się nad odpowiedzią, bo masz do wyboru tylko "tak" - jego arogancki ton sprawiał, że miałam ochotę przywalić mu w twarz. 

- Dlaczego to robisz? - mój głos brzmiał okropnie, przez to, że nie czułam w moich ustach wody od bardzo dawna. 

- Trochę się nudzę - wzruszył ramionami i zjechał na pobocze, wyłączając silnik. - Musisz się przebrać - stwierdził i wyszedł z auta. Okrążył je i otworzył drzwi z mojej strony, ciągnąc moją rękę razem z nimi, na co wydałam zduszony jęk. Wyciągnął maleńki kluczyć z kieszeni swoich spodni. - Teraz cię uwolnię i nie uciekniesz, dobrze? - powiedział jak do trzylatki, na co jedynie siknęłam powoli głową. Przykucnął przy mnie, przekręcił kluczyk i uwolnił mój nadgarstek. - Chodź, mam coś dla ciebie w bagażniku - wstał i zaczął iść w stronę wspomnianego miejsca. To była moja szansa. Teraz, albo nigdy! Szybko wstałam z fotela i pognałam przed siebie, ale po chwili poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek, a to uniemożliwiło mi dalszą ucieczkę. - Mieliśmy umowę! - ścisnął go tak mocno, że do moich oczu zaczęły napływać łzy. - Zrobisz to jeszcze raz, a...

- Zabijesz mnie, proszę bardzo! - zdesperowana krzyknęłam mu w twarz. 

- Nie, zabiję wszystkich, których kochasz lub coś dla ciebie znaczą - powiedział to ze stoickim spokojem, a z drugiej strony nigdy nie widziałam nikogo tak wściekłego. Jego oczy aż błyszczały od złości. Czy ja mówiłam coś o byciu bardziej ludzkim? - Rozumiesz, jeszcze raz i wszyscy będą martwi - jeszcze mocniej ścisnął mój nadgarstek, oddzielając każde słowo niewielką spacją. Puścił moją rękę i ruszył do bagażnika, który po chwili otworzył. Powoli do niego podeszłam, walcząc ze łzami i masując rękę w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się jego zaciśnięta dłoń. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć, a może nadzwyczajnie w świecie się tego bałam, więc spuściłam wzrok, patrząc na swoją już nie tak białą suknię. Chwila... Te dwie czerwone plamy... Drżącą dłonią dotknęłam zaczerwionego materiału, przypominając sobie wydarzenia z kościoła.

Mine II Neymar Jr. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz