Siete

571 20 8
                                        

Kolejny dzień w drodze, pędząc w nieznane. Tak samo wyglądająca droga, ten sam samochód, ten sam mężczyzna, te same ubrania, ten sam strach. Jedyną rzeczą jaka trzymała mnie przy zdrowych zmysłach była myśl o rodzicach i Alvaro. Bawiąc się pierścionkiem zaręczynowym z błyszczącym kamieniem, przypominałam sobie wszystkie cudowne chwile jakie mieliśmy okazję dzielić. Tak strasznie za nim tęskniłam. Marzyłam, aby znaleźć się w jego ramionach, by usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze, że niedługo znów będziemy razem. Niestety zamiast niego obok mnie siedział człowiek, który niczym go nie przypominał. Potwór bez serca. 

- Skoro nie chcesz kraść, sprzedasz swój pierścionek - nagle się odezwał, wyrywając mnie z zamyśleń.

- Nie mogę go sprzedać - odpowiedziałam ściszonym głosem po dłuższej chwili, kręcąc głową.

- Tylko nie wyskakuj mi gadką, że to symbol miłość i takie inne bzdety - przewrócił oczami.

- Nie wierzysz w miłość? - zapytałam drżącym głosem i ukradkiem na niego spojrzałam. 

- Kiedyś myślałem, że to brednie, ale...ale kiedy cię zobaczyłem nagle wszystko się zmieniło - złapał mnie jedną dłonią za podbródek i spojrzał na mnie, mówiąc to z taką czułością, że otworzyłam buzię ze zdziwienia, a moje oczy powiększyły się dwukrotnie. - Wiedziałem, że naiwna z ciebie istotka, ale żeby aż tak - pstryknął mnie w nos, uśmiechając się. Po chwili jego wzrok znowu skupił się na drodze. - A tak na poważnie, to gdyby ten twój cały Alvaro cię kochał, to postarałby się o większy kamyczek.

- Wielkość nie ma znaczenia, jedyne co się liczy to uczucia. On mnie kocha i to jest najważniejsze - uśmiechnęłam się lekko na samą myśl o nim. 

- Kocha? Nie byłbym tego taki pewien - zaśmiał się szyderczo.

- Jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało - nie poddawałam się, ignorując jego zachowanie. 

- W takim razie, nie masz wysokich wymagań. Powiedz mi co on ma takiego wspaniałego w sobie, czego nie mam choćby ja? - zerknął na mnie. Przełknęłam głośno ślinę i chwilę się zastanowiłam, czy na pewno powinnam odpowiedzieć. 

- Przede wszystkim jest moim najlepszym przyjacielem. Wiem, że mogę na niego liczyć, jest przy mnie, kiedy go potrzebuję. Poza tym jest niesamowicie czuły i opiekuńczy, troszczy się o mnie. To prawdziwy gentleman z pasją - pierwszy raz mój głos nie załamał się ani nie zadrżał choćby przez moment. 

- Tsaa...  Nieźle cię sobie omotał wokół palca. Pomówmy o czymś ważniejszym niż twój perfekcyjny chłoptaś - nie podobało mi się, jak wypowiadał się o nim, ale nie byłam w stanie się mu przeciwstawić. - Nie mam zamiaru dziś spać w samochodzie a to znaczy, że potrzebujemy pieniędzy na nocleg. Sprzedasz pierścionek? - spojrzał na mnie znudzony, wyczekując odpowiedzi, a ja pokręciłam przecząco głową. - W takim razie ukradniesz coś - dodał bez zastanowienia.

- Nie mogę tego zrobić - na samą myśl o tym cała zesztywniałam.

- Masz rację nie możesz, tylko musisz - widać było, że się zdenerwował, dlatego odpuściłam sobie dalszą rozmowę i tak daleko się posunęłam. 

Wjechaliśmy do małego miasteczka. Zaczęliśmy mijać przeróżne budynki i pojedyncze osoby na chodnikach, co spowodowało, że w moim sercu zrobiło się niezwykle cieplutko. Nie wiem dokładnie czym było to spowodowane, może po protu widok i świadomość tego, że nie jestem tu tylko z nim, pozwalała mi czuć się odrobinę bezpieczniej. Mój oprawca zatrzymał auto na poboczu obok niewielkiego parku. 

- Widzisz to? - wskazał na wysoki budynek, a ja przytaknęłam. - To jest bank, okradniesz kogoś wychodzącego z niego, a dokładnie jego główną szychę - na te słowa zamarłam. 

- C...co? - tyle udało mi się z siebie wydusić, a gęsia skóra pojawiła się na całym moim ciele. 

- Wychodzi z banku głównymi drzwiami codziennie równo o 15. Wpadniesz na niego przypadkiem - na ostatnie słowo zrobił dłońmi cudzysłów. - i wyciągniesz z tylnej kieszeni jego spodni portfel. Łatwizna - uśmiechnął się zadowolony.

- Ale... ale skąd wiesz, że portfel tam będzie? - zaczęłam się jąkać. 

- Zaufaj mi - powiedział człowiek, który mnie porwał. - Oczywiście do niczego cię nie zmuszam, ale wiesz, co wtedy się stanie bye bye rodzinko - pomachał ręką z przesadnie udawanym smutkiem. - Masz jeszcze 10 minut - rozłożył się wygodnie na fotelu, zamykając oczy. Muszę przyznać, że to było jedne z najdłuższych 10 minut w moim życiu. Nie mogłam tego zrobić, to było wbrew mnie, a jednak nie miałam wyjścia i wiedziałam, że muszę to zrobić. Siedziałam jak na szpilkach, czując, jak zalewa mnie zimny pot. - No już czas mała, zmykaj i widzę cię za chwilę z pieniążkami tatusia - uśmiechnął się przerysowanie. Opuściłam powoli samochód i przeszłam na drugą stronę ulicy, cała się trzęsąc. Kiedy znalazłam się na chodniku, drzwi banku otworzyły się jak na zawołanie i wyszedł z nich mężczyzna. Na jego widok zamarłam, jak to nazwał mój porywacz "szychą" tego banku był starszy pan mający na oko jakieś 60 lat jeśli nie więcej. Schodził ze schodów z niesamowitą ostrożnością i uroczym uśmiechem. Przecież ja nie mogłam tego zrobić szczególnie temu bezbronnemu, Bóg wie czemu winnemu panu. Zaczął zmierzać w moją stronę, kiedy ja prowadziłam wewnętrzną walkę samej ze sobą. Był coraz bliżej, a z każdym kolejnym krokiem miałam coraz większą ochotę uciec, jednak jedna myśl mi to uniemożliwiała. Nie robię tego dla siebie, nie dla przyjemności, ale dla tych których kocham najbardziej. 

- Przepraszam pana bardzo - zahaczyłam o niego ramieniem i udając, że przez to tracę równowagę, lekko na niego opadłam i nie mam pojęcia, jak to zrobiłam, ale moja ręka jakimś cudem znalazła się w jego kieszeni, gdzie znajdował się portfel. Wyciągnęłam go szybko, odwróciłam się plecami do staruszka i ruszyłam przed siebie. Zrobiłam to!

- Niech pani poczeka - odezwał się mężczyzna, a ja zesztywniałam. Na pewno zauważył. - Nic pani nie jest? - zapytał z troską.

- Nie, dziękuję - odwróciłam jedynie głowę, krzywo się uśmiechając i kurczowo ściskając w dłoniach jego portfel, którego nie mógł zobaczyć. 

- W taki razie miłego dnia - uśmiechnął się wesoło. 

- Nawzajem - rzuciłam i odeszłam odrobinę szybszym krokiem. Minęłam budynek i skręciłam, chowając się za jego boczną stroną. Oparłam się o jego mury, głęboko oddychając.

- Wskakuj - zobaczyłam podjeżdżający samochód i po chwili znalazłam się w jego środku. - Co my tu mamy? - powiedział, gdy znów ruszyliśmy, zabierając mi portfel i machając nim w powietrzu. Otworzył go, kierując auto w tym samym czasie. - Dobrze, że dziadek nie ufa technologii i nosi tylko gotówkę - mówił, przeglądając zawartość. - Spisałaś się - spojrzał na mnie zadowolony, a ja mimowolnie wybuchłam płaczem. - Beksa... 

.................................................................................................

Siódemka !!!

Może trochę króciutko, ale mam nadzieję, że mimo to się Wam spodoba😊

Do następnego xx 

Mine II Neymar Jr. IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz