Niestety remont nie został przeprowadzony do poniedziałku, widząc stan chłopaków, nie miałam serca kazać im zabierać się do pracy, a raczej bałam się wizji, jaka pojawiała się w mojej głowie, gdy myślałam o skacowanych młodych mężczyznach, próbujących odmalować ściany. Po takim wydarzeniu musielibyśmy pewnie też wymienić okna, bo któryś z nich pewnie przez nie wypadłby.
Dlatego przez całe cztery dni znosiłam tę okropną plamę na ścianie i brak doniczek kwiatkami, ponieważ żadnego z nich nie dało się odratować. Przynajmniej na podłodze nie walały się już roztrzaskane buteleczki po sosie, a kanapa była wyczyszczona.
W poniedziałek po szkole udaliśmy się z Ethanem po farby, zastrzegłam sobie wybór kolorów, świadoma tego, że chłopak mógłby dokonać tak dziwnego połączenia niczym pizza hawajska z sosem czekoladowym i piankami, którą zaserwował sobie później tego dnia na kolację.
Wybierając ciemny zielony, z myślą również o odmalowaniu korytarza na górze dodałam również do niego szary, oczywiście najpierw gubiąc się w dziwnych nazwach tych kolorów, wymyślony przez producentów. Podzielałam przerażenie Ethana, gdy asystent pomagał nam wybierać, ukazując różnicę między zielonym trawiastym, a zielonym liściastym. Gdzieś przy tym porównaniu Ethan się poddał i stwierdził, że on tak nie może i pomaluje ten salon nawet na ostry róż, żebym tylko w końcu wybrała cokolwiek.
Nie skorzystałam z oferty chłopaka, zdecydowałam się na jeden z proponowanych przez pracownika kolorów, a później zaciągnęłam blondyna na dział dekoracyjny, co wywołało kolejny jęk protestu, przyzwyczajonego do prostoty i minimalizmu Ethana. Oczywiście skłoniło mnie do dłuższego szukania między regałami i półkami, lecz gdy mój towarzysz nie patrzył, odkładałam połowę z tych rzeczy, stwierdzając, że były niepotrzebne i nie było nas stać na taki wydatek.
Wychodząc ze sklepu chłopak podarował mi kaktusa, a gdy go wręczał, stwierdził, że musimy być ze sobą spokrewnieni, bo gdy tylko go ujrzał, pomyślał o naszym podobieństwie. Nie miałam pojęcia, czy była to oblega, czy komplement, ale niesamowicie ucieszyłam się na ten mały podarunek i gdyby nie to, że miałam zajęte ręce, pewnie z radości wskoczyłabym na Ethana.
Następnego wieczoru chłopcy wynieśli wszystkie meble do pustego pokoju na parterze, który kiedyś robił za sypialnie rodziców Ethana, a teraz był zamknięty na klucz przez cały czas.
Każde z nas zrobiło sobie w środę małe wagary i już samego rana przed naszymi drzwiami pojawili się winowajcy, wchodząc po kolei, obdarowywali mnie storczykami, które przyjmowałam z szerokim uśmiechem, czując malutkie zaskoczenie, ponieważ część mnie nie spodziewała się, że dotrzymają obietnicy.
Czułam również rozgoryczenie, gdy nie dostrzegłam obecności Maxa, ponieważ szczerze wierzyłam, że się pojawi. Odrzucając od siebie myśli o brunecie, postanowiłam umilić ten czas zebranym i upiec malinowe babeczki w ilości hurtowej, by na pewno ich nie zabrakło.
Kolejnym, tym razem miłym, zaskoczeniem była propozycja pomocy, jaką usłyszałam od Williama. Twierdząc, że reszta doskonale poradzi sobie bez niego, postanowił mi towarzyszyć w przygotowaniu ciasta, a ja nie miałam nic przeciwko temu.
Przy przygotowywaniu surowej masy dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy na temat Willa. Jego rodzina od strony ojca pochodziła od rdzennych Amerykanów, jednakże od trzech pokoleń każdy mężczyzna brał sobie za żonę białą kobietę. Sam William zastanawiał się, czy jego rodzina właśnie w takich gustowała, czy może był to jakiś protest wobec swojego pochodzenia. Jakikolwiek nie były to powód, sprawił, że stojący przede mną chłopak posiadał niebieskie oczy, które niezwykle wyróżniały się przy ich ciemnej oprawie, oliwkowej cerze i kruczoczarnych włosach.
CZYTASZ
OBIETNICA
Teen FictionNaomi zniknęła. Nie znajdowała się w rejestrze zaginionych, nie była uznana za zmarłą. Po prostu zniknęła. Trzy lata temu wyszła od swojego chłopaka i już nikt więcej jej nie widział. Kiedy Nora pojawia się w Cedar Creek, sprawia wrażenia znajomej...