Mijały dni, a Lisa skrupulatnie mnie unikała i nawet się z tym nie kryła. Dostrzegając mnie na korytarzu, robiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni i pędziła w drugą stronę, zerkając przez ramię, czy czasem nie zamierzałam jej gonić. Na wspólnych zajęciach siadała po drugiej stronie sali, robiąc wszystko, żebym nie miała czasu jej zagadać. Lecz nawet do tego nie dążyłam. Nie chciała ze mną rozmawiać, Ethan miał racje. Uwierzyła Robbowi, nie mi. Co więcej mogłam zrobić niż czekać, aż przejrzy na oczy?
– A co jeśli naprawdę się zmienił? – szepnęłam do poduszki, nie chcąc, aby Max mnie usłyszał.
Wątpliwości zaczęły mną targać. Nie chciałam im się poddać, lecz coraz trudniej znosiłam to, że Lisa tak po prostu mnie odtrąciła. Przecież nie mogła nie dostrzegać potwora w Robbie.
Max leżał tuż obok mnie, rozciągnięty na całej długości łóżka. Z dłońmi pod uniesioną głową i przymkniętymi oczami, odpoczywał, lecz wiedziałam, że nie spał. Jego koszulka podsunęła się do góry, odkrywając pasek nagiej skóry brzucha. Miałam ochotę musnąć go ustami, sunąc dłońmi po ciele bruneta, jednak to pragnienie zostawała przytłumione stresem i niepokojem.
Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, otworzył szeroko oczy, posyłając mi groźne spojrzenie.
– Chyba sobie kpisz – warknął, spinając się.
Wzdrygnęłam się i usiadłam, zabierając ze sobą poduszkę i obejmując ją ramionami. Przyglądałam się chłopakowi, czując, jak stres zżerał mnie od środka. Nie wiedziałam już, co o tym wszystkim miałam myśleć i do głowy przychodziły mi coraz bardziej absurdalne rzeczy. Sama wątpiłam w to, żeby mój brat mógł się zmienić, a z każdym dniem, w którym się nie pojawiał, jakaś iskierka wewnątrz mnie się zapalała. Byłam rozdarta między myślą, że robi to specjalnie, wydłuża moment swojego kolejnego przyjazdu, tym samym wiedząc, że zatruwał tym mój umysł i nie pozwalał o sobie zapomnieć, dręczył mnie psychicznie, żebym czuła, że nigdzie nie mogę być bezpieczna.
Z drugiej strony coś podszeptywało mi, że dał mi spokój. Zmienił się, dorósł, może przestał ćpać i zaczął od nowa, pozwalając mi na to samo. Chociaż pierwsza wersja była pewna, nie mogłam uciec od tego, że moje myśli zaczęła wypełniać ta druga wersja, przez co zaczynałam czuć wyrzuty sumienia, że nie daje mu szansy. Zaczęłam brać winę na siebie, nie dostrzegając, że to kolejny argument do pierwszej wersji.
Max usiadł gwałtownie, wpatrując się we mnie swoimi brązowymi oczami. Wściekłość mieszała się z niedowierzaniem, pokręcił głową i zacisnął palce na włosach. Coś co dostrzegł w moich oczach, spowodowało, że poczuł ból.
– Może zamierzasz do niego pojechać i mu wybaczyć? – prychnął, wstając z łóżka i odwracając ode mnie wzrok. – Pojedziesz do tego skurwysyna i przeprosisz, że prawie cię zabił?!
–To nie tak, Max! – zaprzeczyłam, chowając twarz w dłoniach.
Cała dygotałam, wykończona tym tygodniem niepewności. Strach, że on wrócił był tak silny, że nie potrafiłam normalnie funkcjonować, mając z tyłu głowy wspomnienia, które pojawiały się, gdy tylko przymknęłam oczy. Max denerwował się na każdą wzmiankę o moim bracie, starał się jak tylko umiał, panować nad złością, ale ona za każdym razem wygrywała przez co zamiast się wspierać, kłóciliśmy się bez przerwy.
– A jak, Słoneczko?! – wrzasnął, zatrzymując się na środku pokoju i patrząc na mnie wściekle. – Jak możesz chociaż przez chwilę myśleć, że on się zmienił?! Czy aż tak bardzo uwielbiasz niszczyć siebie, żeby w to wierzyć?!
Pokręciłam głową, odgarniając łzy z policzków. Siedziałam na środku łóżka z podkulonymi nogami i chciałam, żeby to się skończyło, żeby każda nasza rozmowa nie kończyła się kłótnią, ponieważ tak to wyglądało przez cały tydzień. Wszystkie te pretensje dobijały mnie jeszcze bardziej.
CZYTASZ
OBIETNICA
Teen FictionNaomi zniknęła. Nie znajdowała się w rejestrze zaginionych, nie była uznana za zmarłą. Po prostu zniknęła. Trzy lata temu wyszła od swojego chłopaka i już nikt więcej jej nie widział. Kiedy Nora pojawia się w Cedar Creek, sprawia wrażenia znajomej...