14. Zaborczy

96 16 2
                                    

Jadąc na miejsce, Harry zaczynał mieć wątpliwości, co jeśli ta cała farsa pójdzie na marne? Co jeśli Louis się nie złamie i nie zgodzi się wrócić do domu? To wszystko sprawiało, że jego dłonie nerwowo ściskały kierownicę, co nie uszło uwadze mniejszego chłopaka.
-Harry stresujesz się.
-Ja? No co ty.
-Przecież widzę, nie ma czym, to zwykłe spotkanie. Może mamy za sobą długą przeszłość, ale to już za nami, na prawdę chce mieć takiego kumpla jak ty, kiedy... Kiedy od uczę się ciebie kochać, już nie będę tak się martwił na każdej twojej walce, wiesz będę wpadał ci kibicować i nie będę miał ciągle zamkniętych oczu.
Szatyn zaśmiał się nerwowo, jednak zielonooki w jego słowach znalazł dwa przesłania, pierwsze raniło jego serce i duszę bo Louis nie chciał z nim być, za to drugie sprawiało, że chciał skakać z radości. Przecież on powiedział, że  nadal go kocha tylko musi przestać, by nie przeżywać tak jego walk. Dla Harry'ego to było niczym światełko w tunelu, mała nadzieja, która jeśli będzie dobrze wykorzystana z pewnością zaowocuje. Przy cicho grającym radiu wjechali na teren opuszczonego lotniska, będąc na pasie startowym młodszy chłopak miał ochotę trochę przycisnąć ale bał się, że jego stare auto może tego nie wytrzymać. Dlatego zatrzymał się mniej więcej w połowie pasa i zgasił silnik.
-Louis teraz będzie niespodzianka tylko muszę zawiązać ci oczy, potrzebuję dosłownie 2 minuty, mogę?
Louis pokiwał głową na znak zgody, nie chcąc tracić czasu, Harry zawiązał mu na oczach bandamę i szybko wysiadł z auta. Z bagażnika wyciągnął koc i kilka świeczek, które podpalił i ustawił wokoło. Na środku koca postawił jedzenie, które przygotował oraz nakrycia. Wziął na ręce pieska podszedł z nim do auta, otworzył drzwi i podał chłopakowi psa.
-Louis to jest Boo, tylko go trzymaj to taka mała włochata kulka, i powoli wysiadaj będę cię asekurował.
-Włochata kulka? Boże jeśli to jakiś wielki pająk, zabije cię.
Chłopak tylko się zaśmiał, pomógł wysiąść szatynowi z auta, skierował jego kroki do koca, a kiedy byli już na miejscu zdjął mu opaskę.
-Louis cieszę się, że mi ufasz i wziąłeś właśnie tą włochatą kulkę.
-Boo... Tak? Ale jesteś słodki i taki malutki a jaki pyszczek duży i łapki takie słodkie, ale jesteś fajny, twój pan powinien kupić ci jakieś ubranko, wiesz? Albo nie ja ci coś kupię przecież mam lepszy gust.
-Halo ja tu jestem...
Harry powiedział trochę urażony, przecież Louis skupił się na psie a nie na tym co dla niego przygotował.
-Jak zawsze zaborczy i zazdrosny, musisz się tego od uczyć. Przecież to tylko mały piesek, to nie jego wina, że jest taki słodki, sam mi go dałeś potrzymać, więc nie wiem o co masz pretensje.
-Może o to, że to ma być nasz wieczór a nie twój i Boo? Zrobiłem sałatkę grecką i grzanki. Sam... I żyje rozumiesz? Zrobiłem to właśnie dla ciebie Lou.
-A jak to zjem to też będę żył?

Chyba za bardzo was rozpieszczam 3 rozdział w ciągu ostatniego tygodnia.

Fighter - LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz