Wielki i Dowodzący...i Raczej Rozpalony.

3.2K 244 197
                                    

-Tędy, chodźmy tą ulicą. - zasugerował Jacob prowadząc ulicami Nowego Jorku. Po podlaniu Freudricka Rośliny, Tegwen upewniła się, że z rośliną będzie w porządku podczas jej nieobecności, gdy wyszła z mężczyznami. Jednakże, strasznie chciała zostać i po prostu paść w swojej sypialni. Ale Newt dotrzymał obietnicy i pomógł jej, więc zdecydowała, że to jedyne co może zrobić, by się odwdzięczyć. Im szybciej by to zrobiła, tym szybciej mógłby odejść, a jej życie mogłoby wrócić do normalności. Lub do takiej normalności, jak to tylko było możliwe.

Szła za mężczyznami, nieco trzęsąc się z powodu mroźnego, zimowego powietrza. Owinęła się ciasno ramionami i obserwowała sklepy z porcelaną i biżuterią, które były wokół nich, zupełnie nieświadoma tego, że Newt zerka na nią często przez ramię. Jej umysł zajęty był jej rośliną, próbując wymyślić co to za gatunek, bo nigdy nie widziała go w żadnej z książek. Podekscytowanie odkryciem nowej rośliny zdecydowanie podniosło jej ducha i pomogło jej zignorować zimno.

Newt myślał, czy nie zaoferować Tegwen swojego szalika, widział jak trzęsie się za nimi, zaoferowałby jej nawet swój płaszcz, ale wiedział, że nie wzięłaby go od niego. Nie wzięłaby nawet jego ręki, by podnieść się z ziemi, więc można było bezpiecznie stwierdzić, że nie zaakceptowałaby kolejnego miłego gestu.

Odwrócił się z powrotem do Jacoba, który szedł obok niego.

-Przyglądałem ci się podczas kolacji. - poinformował mężczyznę. 

Jacob zerknął na niego z pytającym spojrzeniem.

-Taa.

-Ludzie pana lubią, prawda, panie Kowalski?

Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego nagłym pytaniem, ale wzruszył lekko ramionami.

-Oh cóż...Ja...Jestem pewien, że ciebie ludzie też lubią, co?

Newt zerknął przez ramię na Tegwen by zobaczyć jak niezdarnie próbuje poprawić swój płaszcz.

-Nie, nie zupełnie. Denerwuję ludzi.

-Ah. - powiedział Jacob nie będąc w stanie wymyślić lepszej odpowiedzi. Zerknął do tył€ po tym jak zobaczył jak Newt odwraca się kilka razy by spojrzeć na Tegwen. - Wy dwoje znaliście się...jeszcze przed tym wszystkim?

Mężczyzna mówił cicho żeby Tegwen nie mogła usłyszeć ich rozmowy, ale Tegwen była już zajęta szepcząc coś pod nosem.

-Chodziliśmy razem do szkoły. - powiedział mu Newt.

-Aw, to miło...

-I prawie ją zabiłem. - dokończył Newt.

-To nie jest takie miłe! Dlaczego to zrobiłeś? - spytał Jacob.

-To był wypadek, wypadek, któremu mogłem zapobiec, ale...to wszystko to moja wina.

Nie udzielił dalszych wyjaśnień, przez co Jacob chciał zadać wiele pytań. Ale widząc ból na twarzy mężczyzny, zdecydował, że nie będzie drążył. Newt zmienił temat.

-Dlaczego postanowiłeś zostać piekarzem?

Tegwen ograniczyła to do dwóch kategorii, pod które Mały Freud Głodny mógł podlegać, gdy uderzyła w plecy Newta. W niewielkim oszołomieniu, kobieta rozejrzała się, zastanawiając się dlaczego nagle stanęli. Podążając za spojrzeniem Newta, Tegwen zauważyła świecącą biżuterię, która leżała na ziemi, od diamentów do monet. Uniosła brew gdy Newt podążył za śladem biżuterii i doszedł do sklepu z biżuterią, gdzie znalazł swojego niuchacza.

Jacob spojrzał na nią, ale złapała mężczyznę za rękaw płaszcza i pociągnęła go za sobą.

Newt stał przed szybą zerkając do środka sklepu z wyrazem niedowierzania na twarzy.

Acrimony {Newt Scamander} - Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz