Orły nie kraczą, one drapią

2.8K 234 51
                                    

Queenie udało się zabrać grupę do bezpiecznego miejsca, a Tegwen nie mogłaby być bardziej wdzięczna kobiecie za jej trzeźwe myślenie i świetne działanie. Znaleźli się na dachu unoszącym się nad miastem z klatką dla gołębi z boku, przez co otoczenie wypełniało się odgłosami ptaków. Tegwen potarła kolana, które bolały ją po tym jak urzędnicy MACUSY rzucali nią jakby była szmacianą lalką. Właściwie wszystko ją bolało, a jej rozum błagał ją by położyła się spać. Ale nie mogła sobie na to pozwolić. Po tym jak zmierzyła się ze śmiercią po raz kolejny i uciekła, kobieta westchnęła słabo i usiadła na skraju dachu patrząc w dół. Ulica w dole była opuszczona, z wyjątkiem mężczyzny spieszącego by uciec od zimna.

Coś poruszyło się po jej ramieniu przez co nią wstrząsnęło, gdy poczuła ciasny uścisk z tyłu płaszcza trzymający ją w miejscu. W panice odwróciła głowę i zobaczyła Newta stojącego za nią, ręką trzymając jej płaszcz. Nic nie powiedział, zerknęła w dół na swoje ramię, zastanawiając się co jej dotknęło i zobaczyła Picketta, który wystawiał swoją głowę. Napięcie w jej ciele puściło i uśmiechnęła do nieśmiałka, który wyczołgał się z jej rękawa, który zapewniał mu bezpieczeństwo i powrócił na kurtkę Newta.

-Byłeś tak cicho, że zupełnie zapomniałam, że tam jesteś. - powiedziała cicho, nie patrząc na Newta. Naprawdę nie wiedziała co mogłaby powiedzieć mężczyźnie i czy on w ogóle chciał z nią rozmawiać. Jednakże usłyszała jak Pickett zaczyna klikać tak jakby mówił do Newta. Słyszała jak Queenie i Jacob dyskutują o karmieniu gołębi i sów, gdy stali w klatce dla gołębi.

Wciąż czując się winna za to jak krzyknęła na Tinę, gdy byli w celi, Tegwen nie chciała stawać z kobietą twarzą w twarz. Było trochę prawdy w jej słowach, ale biorąc pod uwagę, że mieli umrzeć chwilę po tym, nie był to najmądrzejszy ruch, by krzyczeć na Tinę. To równie dobrze mogły być ostatnie słowa, które powiedziała do jednej z kobiet, które podziwia najbardziej.

Pocierając oczy, które paliły ją od powstrzymywania się przed ich zamknięciem, Tegwen żałowała, że nie ma przy sobie wiadra zimnej wody, którą mogłaby na siebie wylać by się rozbudzić. Zamiast tego zaczęła nucić pod nosem, skupiając się na pamiętaniu wszystkich części, aby utrzymać swój mózg skupiony na czymś innym niż sen.

-Co to za piosenka? - przeszkodził jej Newt. Zerknęła na niego.

-Co?

-Spytałem co to za piosenka. Pamiętam, że nuciłaś tą samą piosenkę w klasie, na korytarzu w Wielkiej Sali...- zamilkł zdając sobie sprawę, że ujawnił to jak wiele uwagi poświęcał jej osobie za czasów Hogwartu.

 Twarz Tegwen już była lekko czerwona przez zimno, ale stała się jeszcze bardziej zarumieniona, a ona spuściła wzrok i patrzyła teraz na swoje dłonie ułożone na jej udach.

-To nie jest znana piosenka. - powiedziała. - Wymyśliłam ją. Cóż, nie mogę powiedzieć, że to w stu procentach prawda. Tata zaprosił kiedyś jednego ze swoich znajomych po meczu Quidditcha i zaczęli śpiewać starą, irlandzką, pijacką piosenkę. Nie pamiętam już jej tytułu, ale była tam część, którą zawsze lubiłam.

-I co to za część?

-Nie zamierzasz mnie namówić na śpiewanie, prawda?

-Cóż, to pijacka piosenka, Twiggy, takie chyba są zasady, że musisz ją zaśpiewać.

Skrzywiła się, wiedziała, że jej śpiewanie brzmi jak topiący się kot. Nie chciała skazywać nikogo na torturę słuchania jej śpiewu. Zamiast tego zdecydowała, że powie słowa piosenki, które pamiętała z refrenu.

-I nie, nie, nigdzie...

-To nie brzmi jak śpiewanie, Twiggy. - powiedział Newt drocząc się z nią.

Acrimony {Newt Scamander} - Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz