•27• Dużo dzieci

1.3K 133 7
                                    

- Luke! Zaraz będziemy spóźnieni! - on szuka czegoś w sypialni, ja myje zęby w łazience. Dzisiaj jest dzień gdy po raz kolejny podczas naszego kryzysu idziemy odwiedzić jego rodziców.

- Nie mam co ubrać! - staje w drzwiach bez koszulki. Teraz powinniśmy udać, że znajdujemy się w tanim erotyku gdzie pochłaniam go wzrokiem, a potem liże go wzdłuż jego klatki piersiowej. W rzeczywistości powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem. Trzyma coś w ręce, a potem zakłada to przez głowę - Może być? - w końcu na niego patrzę i od razu rzucam się do ataku.

- Nie ma kurwa mowy! - jest ubrany w jedną z pozostałych koszulek polo - Nie! - może przesadziłam z agresją, ale to jest rzecz, której naprawdę nie mogę znieść.

- To co mam ubrać garnitur? - przewracam oczami - Nikki... - za nim znowu mnie za to skarci, wycieram usta i idę do szafy.

- Proszę - rzucam w niego moją ulubioną koszulką, a potem czarnymi spodniami.

- Chyba nie wypada... - ponownie przewracam oczami.

- Ubierz co chcesz - nie mam siły się z nim kłócić.

W końcu przyjeżdżamy do jego rodziców spóźnieni o godzinę. Nie odzywaliśmy się do siebie całą drogę. Nie zgadniecie, co ma na sobie.

- Popraw kołnierzyk - burczę pod nosem gdy on dzwoni do drzwi. Potem staje przede mną.

- Spójrz na mnie - nie zamierzam tego robić - To tylko głupia koszulka, Nikki - wyglada w niej paskudnie.

- Ty nic nie rozumiesz!

- Nie kochasz mnie przez głupia koszulkę? A co gdy będę stary i łysy? - unoszę głowę, żeby na niego spojrzeć.

- To ty masz wątpliwości co do swojej miłości - w naszych spojrzeniach płonie ten zły ogień, który krzyczy, że mamy siebie dosyć.

- Właśnie przez takie gówno - gdy wypowiada ostatnie słowo otwierają się drzwi od domu jego rodziców.

- Przepraszamy za spóźnienie, mamo - ona uśmiecha się do nas ciepło, a ręka Luka delikatnie ściska moją talie.

- Nic się nie stało i tak mieliśmy mały poślizg - to kłamstwo. Ich rodzina jest idealna i zawsze przygotowana. Gdy przyszłam tu pierwszy raz byłam przerażona. Luke w kółko powtarzał jak dobrze wyglądam i że wszystko będzie w porządku, ale to nie wiele pomagało, więc cały czas nerwowo ściskałem jego dłoń, a on mnie trzymał.

- Cześć, mamo - Luke cmoka swoją mamę w policzek, a potem w końcu mamy niezręczne powitania za sobą. Na nieszczęście jego bracia nie mogli dzisiaj się pojawić, co znaczy, że cala uwaga jest skupiona na nas.

Zasiadamy przy stole na przeciw rodziców Luka. Chciałabym czuć jego dłoń na moim kolanie, a zarazem nie mam ochoty na niego patrzeć. Wiem, że złoszczenie się o koszulki polo to przesada, ale... To nie jest mój facet.

- Jak w pracy, Luke?

- Dostałem awans - teraz to ja krótko ściskam jego kolano.

- Naprawdę? Wow! Musiałeś ciężko na niego pracować! Gratuluje, synu - od ojca dostaje skinienie głowy. To nie jest zbyt wylewny facet.

- Tak, dużo czasu poświęciłem pracy  - coś za coś.

- Czy to znaczy, że teraz mogę spodziewać się wnuków? - mówi podekscytowana - Czy dalej praca jest dla ciebie ważniejsza? - dlaczego mówiąc to patrzy na mnie, a nie na swojego syna?

- Mamy czas - dzięki, mężu. Chociaż w czymś się ze mną zgadzasz.

- Jaki czas? Jesteś już po trzydziestce! A tobie Nikki zaraz ona wybije! Powinniście się już starać o trzecie, a co najmniej o drugie! - nie będę miała trójki dzieci.

- Nie jesteśmy gotowi na dzieci - nie powinnam tego mówić.

- No tak! Wy młodzi gonicie za karierą! Obudzicie się kiedyś i będzie za późno! - za późno zacząć życie od nowa czy za późno będzie nie spieprzyć życia dzieciom?

- Wystarczy - karci mamę ojciec - Dajmy im podejmować własne decyzje - uśmiecham się do niego lekko, a on to odwzajemnia.

- A co tam u was? - Luke próbuje rozluźnić atmosferę, ale niezbyt mu to wychodzi.

Po dwu i pół godzinnym obiedzie, znajduje się z mamą w kuchni gdzie zmywamy naczynia, a męska część rodziny siedzi na kanapie i ogląda mecz. Ah, te stare zwyczaje.

- Zawsze wiedziałam, że nie jesteś dla niego odpowiednia - mówiłam, że mnie lubi? Cóż najwidoczniej jednak nie - w kółko powtarzał, Nikki to Nikki tamto. A teraz? Ma trzydzieści dwa lata, nie ma dzieci, żona się nim nie zajmuje.

- Co ty mamo o nas wiesz? Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku to nie tak, że mam siedzieć w domu i gotować obiadki i czekać na niego w drzwiach! - wiem, że właśnie ją obraziłam.

- Tak właśnie powinnaś Nikki! To robi dobra żona! - obraca głowę i patrzy w moje oczy - Było tyle innych dziewczyn, a on musiał wybrać ciebie... Kogoś kto stawia siebie ponad go - czy naprawdę tak jest? Czy naprawę to robię? - Mój syn zasługuje na więcej - nie chce płakać - Kogoś kto będzie kochał go bardziej od kariery.

- Wystarczy - mój mąż pojawia się znikąd - Przesadziłaś mamo - nie oglądam się za siebie, nie przepraszam, po prostu stamtąd uciekam. Jestem dwudziesto ośmiu letnią kobietą, a w tej chwili czuje się jak ta niespełna dwudziesto letnia dziewczynka, która przyszła tu po raz pierwszy i dostała to samo co dzisiaj.

- Nikki! - chociaż tyle dobrego, że mnie goni - Zatrzymaj się! - opieram czoło o szybę samochodu gdy on owija swoje ramiona od tylu dookoła mnie - Już dobrze - obracam się w jego ramionach i zaczynam płakać w jego pierdoloną koszulkę polo.

- Ona ma racje - łkam mocniej - Może gdybym była kimś innym, może... - Luke głaszcze mnie po włosach - Co jeśli po prostu to nie to? Może to już czas, żebyśmy się rozwiedli, Luke. Ty znajdziesz kogoś kto będzie tym kogo potrzebujesz.

- Nikki - staram się nie przywierać do niego mocniej, właściwie to aż odpycham się od niego.

- Wracam do Kate, to nie ma sensu - on nie protestuje.

Wracam do domu w ciszy.

endless beginnings •HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz