•5• Bo po prostu cię kocham

1.6K 141 4
                                    

Kolejny tydzień miał jak kilkanaście poprzednich, mijaliśmy się. Chociaż więcej prawdy mogło być w unikaniu. Wracałam do domu dopiero gdy on wychodził. Wychodziłam gdy on miał wrócić. Czułam się zdradzona. Jakbym była tylko żoną, nikim więcej. Nie byliśmy dłużej przyjaciółmi, byliśmy statusem, zakreślonym kołkiem w ankiecie czy umówię o prace. W jego słowach nie chodziło o seks, on był mną rozczarowany, że nie potrafię z nim tego dzielić. Ja byłam rozczarowana nim i tym jak bardzo poddaje się swojej pracy.

Jednak dzisiaj odwiedziłam go w biurze. Szklane szyby jako ściany to największe przekleństwo do zdradzania. A ja właśnie patrzyłam na mojego męża, gdy nie znana mi dotąd szatynka siedziała z nogą na nogę na jego biurku. Ponownie przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Patrzył na nią, ale jej nie widział,  gdy nerwowo potarł swoją szczękę, po prostu weszłam do środka.

- Cześć - jest zaskoczony, ale wyglada na zadowolonego.

- O ty jesteś... - jest młodsza ode mnie, ale ja nie jestem stara, więc nie zamierzam sobie na to pozwolić.

- Wiem kim ty jesteś - uśmiecham się do Luka - Kristina pracujecie z Lukiem w jednym dziale - nie rzucam się na nią, ani nie przywieram na sile do mojego męża, wręcz się do niej uśmiecham - Miło cię w końcu poznać - a także wyciągam do niej rękę.

- Ty musisz być jego żoną - jestem pewna, że wiedziała to wcześniej. Na biurku stoi nasze zdjęcie. Piszczę palcami jego policzek gdy on ociera się ustami o moje, oboje szeroko się uśmiechamy. Jest stare. Może powinnismy je zaktualizować. Gdy dziewczyna podaje mi dłoń, pochylam się do jej ucha - Obejrzeliśmy z Lukiem tego całego Greya, muszę przyznać, że to nic w porównaniu z moim mężem - widzę jak on kręci głową z niedowierzaniem.

- Na ciebie już pora Kristina - ona wychodzi, a ja siadam na przeciwko mojego męża.

-  Cześć - znowu jesteśmy sami w swoim syfie.

- Cześć - odpowiada - Co cię tu sprowadza?

- Na pewno nie cyferki - wysila się na uśmiech.

-Nic między nami nie zaszło - kiwam głową.

- Chciałam zapytać czy zjesz ze mną lunch - wzdycha.

- Nie mogę, Nikki. Za chwile mamy zebranie, to nie jest praca u siebie - jestem rozczarowana.

- Jasne - wstaje i zbieram się do wyjścia.

- Tylko po to tu przyszłaś?

- Nie wiem, co sobie wyobrażałam - Luke wstaje z fotela i podchodzi do mnie.

- Między nami w porządku? - kiwam głową. Jak może być w porządku? Podrywają go dwudziesto cztero letnie laski, które chcą się dobrać do jego nieistniejącej kasy, nie ma czasu na lunch ze mną, nie spędzamy razem w ogóle czasu. Jesteśmy jak współlokatorzy, którzy nie mają nic wspólnego.

- Do zobaczenia - ale nawet nie wiem kiedy.

- Nie wpuszczę jej tu więcej - wzruszam ramionami.

- Ona dalej chce cię przelecieć - a tobie to pochlebia, że nawet jako facet po trzydziestce masz to coś.

- Nikki - kiwam głową.

- Wszystko wiem. Rób co musisz, żeby zdobyć awans - albo rzuć tę prace w cholerę i rób to co zawsze chciałeś.

- Nie chce, żebyś myślała, że jej chce - jej może nie.

- Powiedz jej coś, bo gdy tylko wyjdę ona wróci, wiesz to - cmokam go w policzek - Jesteś moim mężem - to wszystko, co mówię za nim wychodzę.

Chciał mieć z kim porozmawiać ona mu to daje.
Chciał mieć z kim pieprzyć się w łazience, ona też może mu to dać.
Chciał, żeby ktoś go wspierał ona na pewno to zrobi.

Zawracam.

Wchodzę z powrotem do jego gabinetu i biorę jego twarz w dłonie.

- Jesteś mój - szepcze, a potem rzucam się na jego usta. On reaguje od razu. Łapie mnie mocno za biodra i przyciąga bliżej do siebie. Jego ręce trzymają mnie w bolesnym uścisku, gdy mój język wkrada się do jego ust i zaczyna go pieścić. Luke długo nie pozwala mi utrzymać kontroli i już po chwili mocniej napiera na moje usta, w idealnie gorączkowym rytmie. Nasze języki szaleją ze sobą, a ja nie jestem w stanie powiedzieć kiedy to miało miejsce po raz ostatni.

- Kocham cię - gdy jesteś małżeństwem te słowa przestają mieć tak wielkie znaczenie. Teraz nagle chodzi o coś innego.

- Ja ciebie też - muska moje usta jeszcze raz swoimi, a potem drzwi od jego gabinetu się otwierają.

- Wyjść! - krzyczy, a potem jeszcze raz dopada moje usta. Ten pocałunek jest delikatniejszy, precyzyjniejszy. Ogień gdzieś zniknął została czysta miłość, zapewnienie.

W końcu wychodzę z jego gabinetu, ale wtedy dopada mnie Kristina.

- Widziałaś tutaj chociażby jednego faceta po czterdziestce ze starą żona? Twój czas ucieka - a potem odchodzi, nie dając powiedzieć mi słowa.

Co jeśli to jakiś warunek tej firmy?
Jeśli normalni mężczyźni to nie to czego tu poszukują?
Rozglądam się dookoła.
Paru facetów w Luka wieku, pare starszych i cala masa młodych kobiet.

Czy to bank czy to burdel?

endless beginnings •HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz