-Czy ty jesteś kurwa nie poważna? - słyszę gdy wchodzę w poniedziałek wieczorem do domu - Wstałem nie było cię, wróciłem nie było cię.
- Dziwne, że w ogóle się zorientowałeś - burczę pod nosem.
- Powinnaś zadzwonić, cokolwiek! - krzyczy.
- Masz telefon? Mogłeś zadzwonić skoro się tak martwiłeś - obracam się do niego plecami i wstawiam wodę na kawę, przy okazji wycierając jego rozsypaną kawę.
- Jedziesz w czwartek ze mną - oznajmia.
- Wiesz? Nie obchodzi mnie twoja głupia firma jedziesz tam sam!
- Spędźmy weekend razem, chyba tego potrzebujemy - potrzebuje, żebyśmy byli dla siebie najważniejsi, a nie, żebyśmy byli mali znaczącym dodatkiem. To tak jakbyś założyła diamentowe kolczyki i starą bransoletkę. Nikt nie zwróci uwagi na to co stare, a na to co błyszczy.
- Nie obchodzi mnie to - właśnie zagotowała się woda, więc znowu stoję do niego plecami.
- Zrobisz mi też? - kiwam głową i wyjmuje drugi kubek do kawy. W odróżnieniu od niego nie rozsypuje kawy.
- Chce, żebyś pojechała - mówi opierając się tyłkiem o blat.
- Chcesz tego, bo nie chcesz wyjść na faceta z problemami w małżeństwie. Nie dlatego, że chcesz tam konkretnie mnie.
- A kogo innego miałbym tam chcieć? - kogokolwiek. W końcu podchodzi do mnie i kładzie ramiona po obu stronach mojego ciała - Spróbuj, ja spróbuje, spróbujmy coś z tym zrobić - nie wiem kiedy przestał być dosłowny, ale kiedyś to się zdarzyło - Bądźmy przez ten weekend naprawdę razem, Nikki, potrzebujemy tego - chce mi się płakać, bo od razu spisuje nas na straty. Jego kciuk ociera mi łzę o, której nie miałam pojęcia - Proszę - opieram czoło o jego klatkę piersiową. On delikatnie głaszcze mnie po włosach.
- Boje się - szepcze w jego pierś.
- Ja też, Nikki - jesteśmy kimś więcej niż dwójką ludzi kochających siebie, dlatego miłość jest trudna, bo z niej nie można wyżyć, a co jedynie cierpieć.
Siadamy potem w naszym salonie z kubkami w ręku i żadne nic nie mówi. Luke co chwile ziewa i drapie się po świeżo ogolonej szczęce. Z czasów gdy jeszcze zwracałam na to uwagę, wszystko robił wieczorem. Nienawidził musieć wstawać wcześnie rano, żeby zrobić podstawę gówno. Teraz nie wiem czy tak robi, bo wszędzie walają się jego rzeczy. Gdy nasze spojrzenia się krzyżują jedno z nas odwraca wzrok. Naprawdę nie mam pojęcia gdzie jest początek naszego końca, ale przeraża mnie to, że albo potrafimy się kłócić albo planować nasz tydzień. Nie robimy nic innego, nie jesteśmy ze sobą.
- Co w pracy?
- Kolejne dwie reklamy do zrobienia - nie mówi, że jest dumny, czy że mi gratuluje, po prostu kiwa głową.
- Lubisz swoją prace? - czuje się jak na nieudanej randce.
- Gdybym jej nie lubiła nie zainwestowałbym w niej moich pieniędzy - ma prawo go boleć gdy mówię 'moich', właściwie to czekam aż wypomni mi, że mogły to mieć moje pieniądze tylko dlatego, że on płacił za wszystko inne. Chce się z nim kłócić, chce krzyczeć, chce czuć coś więcej niż bezsilność.
- A u ciebie? - wzdycha i nerwowo pociera szczękę.
- Dobrze - kiwam głową i dopijam kawę do końca. Odstawiam kubek na stół.
- Zadzwoń następnym razem gdy nie wrócisz - obracam głowę w jego stronę.
- To był długi dzień - mówię i wstaje z kanapy. Biorę szybki prysznic i idę do naszego małżeńskiego loża. Czy to nie miejsce, które powinno kojarzyć się z miłością i poczęciem dzieci? Albo z uprawianiem dużej ilości miłości, a może po prostu z nutą czułości?
Po raz pierwszy od niepamiętnego czasu czyje jego ciepło za sobą. Przeraża mnie to, że moją pierwszą reakcją jest spięcie się każdego mięśnia w moim ciele. Tracą nosem moją szyje, co kiedyś wywoływało rumieniec. Jego dłoń wkrada się pod moją koszulkę i układa na nagim brzuchu. Nic nie mówimy, żadne z nas nie przesuwa się do siebie czy nie oddala od siebie. On ledwo mnie trzyma, ale to więcej niż ostatnio. W końcu nie wytrzymuje i wtulam się w faceta z, którym postanowiłam spędzić życie. Obejmuje mnie mocniej. Znowu tracą moją szyje, jakby coś mi w ten sposób mówił, ale ja nie potrafię zrozumieć co.
- Jesteś moją żoną - szepcze przy mojej szyi, a ja nie mogę powstrzymać lecących łez. On wsuwa drugą rękę pode mnie i mocniej mnie obejmuje. Patrzę na jego dłoń i przykładam do niej swoją. Jest dwa razy mniejsza od ręki Luka, na palcu widnieje obrączka. Nie wiem dlaczego ją nosi. Chce pamiętać? Czy takie są wymogi w jego pracy? Nie pytałam go co tak naprawdę oznacza ta obrączka dla niego. Luke rozdziela palce, a ja splatam swoje z jego - Cokolwiek się wydarzy, jesteś moją żoną - czasem łatwiej było by o tym nie pamiętać.
- Jesteś moim mężem - mówię cicho, a on ściska mocno moją dłoń - ale czy jesteś mój? - on wyraźnie spina się na dźwięk tych słów.
- Nikki - kochałam gdy wypowiadał moje imię - jestem twój od momentu gdy przyjechałaś do Filadelfii bez parasolu - czuje kolejną łzę i moje ciche prychnięcie śmiechem.
- Wyjedźmy sami na weekend - proszę go.
- Muszę tam być - oboje zamiast być rozluźnieni w swoich ramionach jesteśmy strasznie spięci. Nawet w tej chwili nie jesteśmy razem. Myśle, że mógłby mnie teraz przelecieć, a ja nie czułabym, że jestem tu z nim. Jednak on tego nie zrobi.
Luke zawsze powtarzał, że seks powinien coś znaczyć, nigdy nie powiedział co.
CZYTASZ
endless beginnings •Hemmings
FanfictionNiekończące się początki. Ich początek był prosty, po prostu się w sobie zakochali, a zakochani chcą spędzić ze sobą całe życie. Im miało się to udać w momencie gdy powiedzieli 'tak' przed ołtarzem. Jednak życie to nie bajka i 'tak' to nie happy end...