Chapter 7

395 34 2
                                    

***
-

No to teraz wybieramy jakiś film nieprawdaż?

- Wybierz coś. - powiedziałam obojętnym tonem, patrząc na bruneta.

- Wymyśliłem gdzie mamy iść, zaraz idę zamówić kebaba, którego również wymyśliłem, a teraz mam jeszcze film wybierać? Żartujesz sobie ze mnie w tym momencie. Teraz twoja kolej Steinfeld.

- A jeśli nie to co?

Chłopak zaśmiał się pod nosem i poruszył zabawnie brwiami patrząc na mnie.

- O nie, nie, nie. Już wymyślam jakiś film.

- Już nie musisz, ja coś wymyślę. - zaśmiał się głośniej i patrzył na mnie wzrokiem pedofila.

- Nie, nie, jednak ja coś wymyślę Shawn. Nalegam. - powiedziałam śmiejąc się i wyciągając telefon z kieszeni.

- No i o to mi chodziło. - brunet przetarł ręce jak po dobrze wykonanej pracy oraz zaczął się śmiać.

- Mendes, co Cię tak śmieszy?

- Twój wyraz twarzy po moim zdaniu.

- Widzisz tamtą szafę? - powiedziałam pokazując palcem na obiekt, o którym była mowa.

- No widzę. I co w związku z tym?

- Podejdź tam.

- No już. Co knujesz Steinfeld? - brunet spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.

- Widzisz też to wielkie lustro?

- No tak, widzę. - odpowiedział z jeszcze bardziej zdziwionym wyrazem twarzy.

- To kuźwa spójrz na siebie Panie idealny i na swój niepochlebny wygląd.

Brunet zaczął śmiać się na całe osiedle i spadł na podłogę. Przy czym zwijał się ze śmiechu. Po chwili patrzenia na niego również wybuchłam śmiechem i położyłam się na łóżku Shawna łapiąc się za brzuch. Po jakiś 15 minutach śmiechu, z chwilami ciszy na złapanie oddechu, uspokoiliśmy się, chociaż nadal podśmiechiwaliśmy się przypominając sobie zaistniałą parę minut wcześniej sytuację. W końcu Shawn wstał z podłogi, przy czym poruszał nogami jakby były one zbudowane z waty i śmiejąc się wyciągnął rękę na dywan aby zabrać telefon, który wyleciał mu z rąk podczas napadu śmiechu.

- Dobra to ja idę zamówić tego kebaba.- westchnął brunet patrząc w telefon.

- Idź. - powiedziałam obojętnie, siadając na łóżko

- Wypraszasz mnie z mojego własnego pokoju? - odparł ze zdziwieniem w głosie.

- Sam powiedziałeś, że idziesz złamasie, a ja aby ci przytaknęłam. - prychnęłam w kierunku ciemnookiego.

- Nie przypominam sobie, by taka sytuacja miała miejsce.

- To już nie mój problem. - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na ekran smartfona, którego trzymałam w ręce.

- Z tobą rozmowy nigdy nie mają końca. - westchnął podchodząc do drzwi i łapiąc wolną ręką za klamkę.

- Chyba bezsensowne wykłócanie chciałeś powiedzieć. - westchnęłam przywracając oczami.

- Dokładnie, bezsensowne. Zawsze musisz mieć ostatnie zdanie?

- Bo zawsze mam rację.

Pretend that you love me | S.M Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz